Po powrocie Damiana Wilsona do grupy Threshold, praca w zespole wrze aż miło. Po dwóch bardzo dobrze przyjętych płytach studyjnych „March Of Progress” (2012) i „For The Journey” (2014) przyszedł czas na długą trasę koncertową udokumentowaną niezwykle udanym wydawnictwem. Ukazał się właśnie dwupłytowy album koncertowy zatytułowany "European Journey", który został zarejestrowany w listopadzie ubiegłego roku w trakcie tournée obejmującego kilkanaście miejscowości i kilka (dokładnie osiem: Anglia, Niemcy, Francja, Włochy, Szwajcaria, Holandia, Belgia i Słowacja) europejskich krajów.
Na tej koncertówce zespołu Threshold znajdujemy w sumie 15 utworów, z czego aż 10 pochodzi z dwóch ostatnich płyt. Nic dziwnego, wszak na nich ponownie za mikrofonem stanął pierwszy wokalista Thresholdu, obdarzony niezwykłym i łatwo rozpoznawalnym głosem, Damian Wilson. Sięgnięto też, po jeden utwór („Part Of The Chaos”) do starszej płyty – „Extinct Instinct” z 1997r., na której także śpiewał Wilson. Ale prawdziwymi perełkami mogą okazać się utwory „Slipstream”, ”Long Way Home”, „Mission Profile” oraz przede wszystkim epicki „Pilot In The Sky Of Dreams”, śpiewane niegdyś przez nieżyjącego już Maca, a teraz w mistrzowski sposób zinterpretowane przez Wilsona.
Nieźle słucha się tych koncertowych nagrań. Nie ma tu zbyt wielu improwizacji, ani też jakichś radykalnych zmian w konstrukcji poszczególnych kompozycji. I chociaż co do zasady nie odbiegają one za bardzo od studyjnych pierwowzorów, to w przypadku kilku utworów („Coda”, „Ground Control”, „The Hours”) mają one w sobie znaczniej więcej mocy i energii niż wersje studyjne. Threshold na scenie zmienia się w perfekcyjnie pracującą machinę, która gra po prostu swoje, a bezbłędna, a przy tym niemal matematycznie precyzyjna gra wszystkich instrumentalistów sprawia, że zespół funkcjonuje niczym doskonale naoliwiony mechanizm: bez zgrzytów, bez błędów i bez zbędnych studyjnych „podpórek”, które ostatnimi czasy stały się prawdziwą zmorą płyt w wersji „live”. Być może na ten bezbłędny odbiór ma wpływ to, że to co słyszymy nie jest zapisem jednego występu, a zlepkiem nagrań z różnych koncertów, ale fakt ten jakoś w ogóle wcale nie przeszkadza mi w odbiorze muzyki. Ba, myślę nawet, że przesłuchanie całego materiału wypełniającego album „European Journey” (notabene świetnie zmiksowanego, z żywiołową reakcją widzów oraz nieustająco bliską interakcją na linii: charyzmatyczny Wilson – rozgrzana do czerwoności publiczność) może być swego rodzaju substytutem uczestnictwa w jednym z prawdziwych koncertów grupy Threshold. Szczególnie w opcji z zamkniętymi oczami, ze słuchawkami na uszach oraz z „włączoną” wyobraźnią.
W styczniu przyszłego roku Threshold rusza w kolejne tournée, tym razem pod nazwą „The Journey Continues”. Niestety na ogłoszonej rozpisce trasy znów nie ma Polski… Jeżeli więc nie możemy zobaczyć Thresholdu na żywo, to przynajmniej go posłuchajmy. Naprawdę warto.
A Damian Wilson w życiowej formie oczywiście!