Tak się składa, że losy brytyjskiej formacji Vivid Glimpse śledzimy na naszych łamach od samego początku. Dlatego z łatwością można na MLWZ.PL zaglądnąć do działu RECENZJE i znaleźć tam teksty poświęcone dwóm pierwszym płytom zespołu „Into The Precipice…” (2011) oraz „Looking From The Outside In” (2012).
Dziś kilka słów o nowej, trzeciej już w dorobku Vivid Glimpse płycie zatytułowanej „Suspended Animation”. Jak pamiętamy, zespół ten działa pod kierownictwem dwóch braci: Richarda i Andy’ego Vellacott. I w odróżnieniu od poprzednich wydawnictw nowy album został nagrany tylko przez ich dwóch. Andy śpiewa główne partie wokalne oraz gra na perkusji, a Richard gra na pozostałych instrumentach, a także śpiewa w chórkach. No i trzeba przyznać, że ten eksperyment się powiódł. Bo „Suspended Animation” to najbardziej udany i najbardziej dojrzały album w dorobku Brytyjczyków.
Klimat, w którym utrzymane są kompozycje Vivid Glimpse nie zmienił się wcale. Nadal jesteśmy w rejonach znanych z albumów grupy Genesis z lat 80., z płyt formacji Mike + The Mechanics, a partie instrumentów klawiszowych chwilami wręcz do złudzenia przypominają dźwięki, które usłyszeć można na solowych krążkach Tony’ego Banksa. Najlepszym tego przykładem może być dziewięciominutowa instrumentalna kompozycja „Orpheus Returns”. Gdyby zabawić się w zgaduj-zgadulę, to sądzę, że wielu uczestników tej zabawy powiedziałoby, że to jakiś nieznany genesisowski odrzut z okolic płyty „Duke” lub „Invisible Touch” (piszę ‘odrzut”, choć pamiętajmy, że w tamtym czasie grupie Genesis zdarzały się prawdziwe perełki, które nie zmieściły się na oficjalnych płytach) lub też jakieś nieopublikowane solowe nagranie Banksa.
Zresztą w innych utworach na płycie „Suspended Animation” duch muzyki okołogenesisowskiej przez cały czas unosi się w powietrzu. Szczególnie słychać to w dłuższych partiach instrumentalnych (zaznaczmy: wokal Andy’ego niestety nie należy do najbardziej przekonywujących). A takich na tym albumie nie brakuje, bo oprócz wspomnianej przed chwilą kompozycji „Orpheus Returns” do miana najważniejszych utworów na płycie pretendują dwa kilkunastominutowe „mamuty”: kompozycja otwierająca album, „Nature’s Child”, oraz nagranie umieszczone centralnie w samym jego środku: „Orpheus”. Oprócz licznych postgenesisowskich naleciałości charakteryzują się one mocno wyeksponowanym pierwiastkiem neoprogresu i myślę, że z tego powodu mają szansę szybko zauroczyć liczną rzeszę fanów tego gatunku.
Krótsze utwory, a jest ich na „Suspended Animation” kilka, to też całkiem przyjemne tematy. Szczególnie warto zwrócić uwagę na „Another Mind”, który zachwyca porywającą partią gitary oraz „The Raven”, gdzie odzywa się niezwykła „abacabowa” sekwencja zagrana na syntezatorze.
Nowe muzyczne propozycje braci Vellacott mogą się podobać. Nie wszystkim, ale z pewnością utrafią w gusta licznych sympatyków neoprogresywnego grania. Jest w nich sporo romantycznej naiwności, swego rodzaju muzycznej niewinności, która czyni nowe utwory Vivid Glimpse zestawem godnym uwagi. Bracia konsekwentnie działają na opłotkach głównego nurtu, z dala od mainstreamu, niezależnie, starają się realizować swoje pomysły bez korzystania ze świata zewnętrznego. Trochę szkoda, bo album „Suspended Animation” cierpi z powodu słabej produkcji. Chwilami dźwięk jest zbyt syntetyczny (jakbyśmy cofnęli się w czasie do lat 80.), brzmienie perkusji jest zbyt „drewniane”, a partie wokalne aż proszą się o to, by wycisnąć z nich zdecydowanie więcej. Myślę, że zatrudnienie dobrego producenta z zewnątrz, a może nawet i nowe studio nagraniowe, pomogłoby grupie Vivid Glimpse na wejście o szczebel wyżej. I to taka moja nieśmiała podpowiedź na przyszłość. Choć nie oznacza to wcale, że album „Suspended Animation” nie zrobił na mnie dobrego wrażenia.