Dziś coś dla miłośników krautrocka i kosmicznego rocka. Zespół Hedersleben do niedawna miał na swoim koncie dwie płyty (tę drugą, wydaną w 2014 roku i zatytułowaną „Die Neuen Welten” recenzowaliśmy na naszych łamach), a teraz może poszczycić się już albumem nr 3 – „The Fall of Chronopolis”. Jak wiadomo, Hedersleben to tzw. „backing band” towarzyszący w studiu i na trasach koncertowych byłemu liderowi legendarnej grupy Hawkwind, Nikowi Turnerowi. Znany z UK Subs Nicky Garratt (gitary), Jason Willer (perkusja), Kephera Moon (instrumenty klawiszowe, wokal w chórkach), Ariana Jade (wokal, skrzypce) i Ursula Stuart (bas, wokal) pokazali, że równie dobrze (a nawet i lepiej) czują się we własnym repertuarze, a swój nowy koncept album oparli na motywach książki o tytule „The Fall Of Chronopolis” autorstwa Barringtona J. Bayleya.
Podczas gdy debiutancki album Hedersleben utrzymany był wprost w krautrockowym stylu, a drugi krążek był wyraźnym zanurkowaniem w otchłań space rocka, to na najnowszym wydawnictwie widzimy zespół Hedersleben już jakby bardziej zawieszony w progrockowej przestrzeni. Na „The Fall Of Chronopolis” słyszymy już nie tylko wpływy Hawkwind, ale w brzmieniu Hedersleben coraz śmielej pojawiają się echa dokonań wczesnego Pink Floyd i Eloy.
Album zawiera kilka dłuższych utworów przeplatanych krótkimi tematami („Hulmu”, „Umbul”, „The Archivist”, „These Pi-Mesons”). W większości są to nagrania instrumentalne, a jeżeli już odzywa się wokal Ariany Jade, to śpiewa ona zaledwie kilka linijek tekstu albo prowadzi pokrętne wokalizy. Płytę rozpoczyna "An Empire" – efektowna kompozycja, można by rzec: nawiązująca do najlepszych tradycji gatunku, prawdziwy klejnot spacerockowej muzyki. Świetnie prezentują się tu instrumentalne pasaże grane na syntezatorach i ciężkie brzmienia gitar, na tle których wspaniale lśni wokal Ariany. Mniej więcej w połowie płyty zamieszczona jest kompozycja „The Third Time Fleet” – nagranie mocarne, pełne rozmachu, niesamowitego tempa, na długo zapadające w pamięć, a tym samym urastające – obok „An Empire” – do miana najważniejszego utworu na płycie. Tutaj zamiast śpiewu mamy natchnione wokalizy i przejmujący szept wokalistki. Dla kontrastu, Ariana, tym razem śpiewająca już pełnym gardłem, doskonale wypada w nastrojowym nagraniu "Umbul", jak również w iskrzącym niesamowitą energią utworze "Imperator", w którym oprócz ciekawej melodii, znowu zachwycają bogate brzmienia przesycone mnóstwem syntezatorowych dźwięków, energetycznych skrzypiec i ciężkich gitarowych riffów. W „Gulf Of Lost Souls" dominują melotrony i totalnie odjechane spacerockowe brzmienia, a w akustycznym „Somewhen Veaa (Dreamstate)” inspirująca jest gitara akustyczna, której delikatne dźwięki zanurzone są w lirycznej melodii skrzypiec i „szumiących” syntezatorów. Jednak to „Ghost Amada” chyba najbardziej pobudzi zmysły fanów spacerockowej stylistyki. Wspaniałe są powtarzające się, jakby lekko monotonne, rytmy syntezatorów, płynnie falujące dźwięki gitar i intrygujący wokal gdzieś w dalekim tle. A wszystko to zwieńczone jest agresywną gitarową solówką... To samo można powiedzieć o utworze tytułowym, w którym słyszymy nieco bardziej dynamiczne i hardrockowe, ale niepozbawione prawdziwego wdzięku oblicze space rocka spod znaku grupy Hawkwind. Płytę zamyka instrumentalny fortepianowy temat „These Pi-Mesons”. Piękne wyciszenie tej interesującej płyty.
Sięgając po album „The Fall Of Chronopolis” spodziewajcie się wspaniałej podróży, która zabierze Was do kosmicznych, wczesnych lat 70. Trzeba się cieszyć z takich płyt jak ta. Są one dowodem na to, że klasycznie brzmiący space rock po tylu latach od okresu swojej świetności dzięki takim grupom jak Hedersleben, wciąż trzyma się dobrze.