Koniec 2015 roku przyniósł kilka nowości z wydawnictwa Lynx Music. Jedną z nich jest płyta formacji Caren Coltrane Crusade zatytułowana „The Bell”.
Zawiera ona bardzo dziwną i dość trudną do sklasyfikowania muzykę. Dużo tu rozmytych dźwięków i brzmień przypominających dzwony. Te zadziwiające brzmienia kojarzyć można z Dead Can Dance, z wykonawcami skupionymi wokół wytwórni 4AD, a nawet z Mikiem Oldfieldem. Z kolei wokal (Marzena Wrona) może trochę się kojarzyć z Sinéad O’Connor, Lisą Gerrard i Björk – w każdym razie z punktu widzenia odbiorcy jest on dość ciekawy, a już na pewno intrygujący.
Utwory, chociaż dość dziwne i zawiłe w swojej konstrukcji, są melodyjne. Można tu znaleźć całkiem sporo orientalnych wpływów. Podobno poszczególne kompozycje są obrazem osobistych przeżyć wokalistki i kompozytorki - począwszy od jej dzieciństwa kończąc na pobycie w Azji. Tytułowe „dzwony” w swojej delikatności klimatycznie przypominać mogą też muzykę rodem ze Skandynawii, mimo że te subtelne i melodyjne dźwięki często niespodziewanie rozwijają się w chaotyczne wybuchy emocji.
Płyta nie do końca trafia w mój klimat. Stąd trudno mi obiektywnie ocenić to wydawnictwo, aczkolwiek w historii Lynx Music trafiały się już płyty z dość specyficzną muzyką (np. Beam-Light). Z notki wydawniczej wynika, że występy Caren Coltrane Crusade to integralne połączenie wizualizacji, kameralnych żywych dźwięków instrumentów, charakterystycznego głosu oraz elektroniki. Pozostaje w takim razie czekać na koncerty, byśmy mogli się przekonać jak to naprawdę jest i jak ten materiał prezentuje się na żywo.