Kwintet Point Of View powstał pod koniec 2002 roku w Toruniu. W kręgu jego inspiracji pozostawała zawsze muzyka, która nie była ograniczona przez żadne konwencje i standardy. Muzyczne propozycje Point Of View stanowią odzwierciedlenie osobowości, emocji i pasji członków zespołu. A jest ich pięciu: Łukasz Ferenc - perkusja, Bartek Kurkowski - śpiew i gitara, Tomasz Grabowski - gitara, Andrzej Frołow - instrumenty klawiszowe, Kacper Chrząszczewski – bas.
W recenzji wydanej w ubiegłym roku płytki demo grupy Poin Of View pisałem: „Progresywny metal w wykonaniu Point Of View jest mocno osadzony na solidnej melodyce i świetnych wokalnych liniach melodycznych. Dzięki temu poszczególne tematy od samego początku sprawiają wrażenie znajomych i są łatwe do zapamiętania. Jeżeli zespół już zaczyna ostro „wymiatać”, to robi to z wdziękiem i klasą, a co najważniejsze – słychać, że Point Of View ma klarowny pomysł na swoją muzykę. Nie dość, że te trzy utwory skomponowane są z głową, to słychać, że w muzyce zespołu drzemie przeogromny potencjał”. Napisałem też, że „chciałoby się posłuchać większej ilości materiału, niż tylko te 20 minut. Podobno niedługo ma nastąpić ciąg dalszy. Skoro tak, to traktuję tę płytkę jako idealne zaostrzenie apetytu. I przyznam szczerze, że po jej uważnym wysłuchaniu apetyt mam naprawdę srogi”.
Muszę przyznać, że mój zaostrzony płytą demo apetyt został całkowicie zaspokojony debiutanckim albumem pt. „Disillusioned”. To naprawdę bardzo dobra płyta zawierająca przemyślaną i dojrzałą muzykę. Ale zanim o samej muzyce, którą słyszymy na tym albumie, pozwólcie, że opowiem o przeszkodach, z którymi zespół Point Of View musiał się zmierzyć w trakcie przygotowywania swojego debiutanckiego krążka.
Praca nad „Disillusioned” okazała się być o wiele trudniejsza i trwała zdecydowanie dłużej niż się początkowo wydawało. Ze względu na niespodziewane perturbacje wydawnicze zespół tuż przed rozpoczęciem nagrań został na przysłowiowym lodzie. Ale członkowie grupy Point Of View nie załamali rąk. Poruszyli niebo i ziemię i udało się im zorganizować pieniądze na wynajęcie studia. Ze względu na ograniczony budżet realizacją przedsięwzięcia zajął się osobiście Bartek Kurkowski. Z powodu tego, że całym procesem realizacyjnym zespół musiał zająć się sam, nagrania zostały zakończone dopiero w czerwcu. Potem nastąpiło długotrwałe poszukiwania studia masteringowego, które zechciałoby obrobić finalne nagranie, ale koniec końców pod koniec września ujrzała ona światło dzienne. Ilość problemów piętrzących się przed grupą nie dawała nadziei na to, że uda się osiągnąć zamierzony rezultat. Ale mimo wszystko udało się przejść przez te wszystkie trudności, a efekt prac jest zespołu w postaci albumu „Disillusioned” jest naprawdę bardzo zadowalający. I to aż do tego stopnia, że pokuszę się o stwierdzenie, że to jeden z najciekawszych polskich albumów z progresywnej półki, które ukazały się w 2007 roku.
Płyta „Disillusioned” składa się z 8 utworów, wśród których znajdują się wszystkie trzy nagrania znane z ubiegłorocznego demo zespołu. Wydaje mi się, że za sprawą tych trzech utworów grupie przypisano swego czasu etykietkę zespołu prog metalowego. A w rzeczywistości Point Of View wcale takim nie jest. Wystarczy raz wysłuchać niniejszego albumu, by się o tym przekonać. Zdaję sobie sprawę, że wygłoszona przeze mnie teza może wydać się trochę karkołomna, gdyż niewątpliwie na „Disillusioned” pobrzmiewają echa dokonań Fates Warning, Enchant, Riverside, czy Symphony X. Ale twardo będę bronić własnego zdania i zaraz postaram się Was do niego przekonać.
Progresywny metal? Największy skrót myślowy: na świecie to Dream Theater, a w Polsce – Riverside. Takie zaszufladkowanie groziłoby grupie Point Of View, gdyby a priori przyjąć założenie, że ich styl to najzwyklejszy prog metal. A przecież, zespół ten wcale nie gra „technicznego metalu” jak czyni to Dream Theater. Nie gra też „ciężkiego neo prog rocka” jak Riverside. W dzisiejszych czasach w muzyce rockowej style nakładają się na siebie, granice pomiędzy nimi zacierają się, a największą ciekawość budzą wykonawcy, którzy czerpiąc z kilku różnych (im dalej od siebie odległych, tym lepiej) gatunków i tworzą z nich przy pomocy własnych wizji, talentów i umiejętności całkowicie nową jakość. I do takiej właśnie kategorii zaliczyłbym grupę Point Of View. Od razu jednak zgłoszę pewne ważne zastrzeżenie: nie będę udawał, że album „Disillusioned”, aczkolwiek moim zdaniem bardzo udany, jest płytą na wskroś nowatorską, czy sensacyjnie odkrywczą. Ale co ważne, jest on po prostu dobrym, doskonale zagranym wydawnictwem wypełnionym niezwykle urokliwą muzyką z progresywnej szuflady. To bardzo atmosferyczna płyta. Więcej na niej balladowych klimatów niż ostrej metalowej jazdy, od której bolą nie tylko uszy, ale i zaciskające się zęby. Co najważniejsze, poziom niniejszej płyty zostawia daleko w tyle wszelkie możliwe określenia typu: „rzetelny”, „poprawny”, „obiecujący”, czy „zasługujący na uwagę”.
„Disillusioned” jest krążkiem przesyconym niezwykłą melodyką. Niemal na każdym kroku czają się piękne melodie grane przez zespół raz z zębem, wykopem i agresją, a raz lirycznie, subtelnie i romantycznie. Proporcje pomiędzy tymi przeciwstawnymi stanami zachowane są w sposób zgoła perfekcyjny, a przejścia jednych nastrojów w drugie odbywają się bardzo płynnie i wręcz niezauważalnie. Zespół Point Of View nie epatuje słuchacza zawrotnym tempem granych przez siebie utworów, techniczną stroną karkołomnych solówek, czy kaskadą połamanych rytmów. Zamiast tego odpowiednio dawkuje napięcie i dokłada, niczym cegiełka po cegiełce, rozległą paletę własnych środków artystycznego wyrazu, budując misterną konstrukcję swojej muzyki. Co składa się na szeroki wachlarz charakterystycznych cech brzmienia zespołu? Przede wszystkim niezwykła zdolność do komponowania zapadających w pamięć melodii. Następnie niesamowita umiejętność opakowywania ich zarówno w stosunkowo ciężkie (są takie chwile, że zespół zatraca się wręcz w mocnym i głośnym (ale przez cały czas melodyjnym) „wymiataniu”, jak na przykład w utworze tytułowym, czy „Reborn”, w których królują gęste, potężne riffy skontrastowane z zapadającą w pamięć melodią refrenu), ale też i zwiewne, oniryczne ramy (jak w „Asylum”: wyłącznie wokal i klasycyzujący fortepian, czy w finałowym „Out Of The Blue”, który powinien nosić tytuł „Końcowe uspokojenie”, czy może lepiej „Wielkie zwieńczenie magicznego spektaklu na głos i instrumenty”). Co jeszcze? Ciekawy, lekko przymglony wokal Bartka Kurkowskiego oraz jego interesujący, pełen jakiegoś ulotnego dystansu, sposób interpretacji połączony z bezbłędną angielszczyzną, którą śpiewa on napisane przez siebie teksty. Ten wokalny element z całym bagażem idących za nim pozytywnych konsekwencji to jeden z największych plusów płyty „Disillusioned”. Nie można nie wspomnieć o instrumentalnych popisach solowych, szczególnie gitarzystów (posłuchajcie marillionowskiego sola Bartka w „Out Of The Blue”, czy łkającej gitarowej partii Tomka w „Mercy Killing”). Nie sposób przemilczeć fenomenalnej pracy grającego na klawiszach Andrzeja, który nie tylko zachwyca swoimi partiami granymi na fortepianie, organach Hammonda, czy innych wszelkiej maści syntezatorach, którymi często oddaje ukłon Jordanowi Rudessowi (vide solo w „Mercy Killing”), lecz często maluje dźwiękowe plamy, w które wtapiają się pozostali instrumentaliści. W tym miejscu pochwalić też muszę doskonale spisującą się sekcję rytmiczną. Kacper i Łukasz stanowią doskonale zgraną ze sobą parę, dzięki czemu cały zespół bezboleśnie zmienia klimaty i umiejętnie porusza się po rozległych, ze względu na nastrój, terytoriach.
Piękna to płyta, zawierająca muzykę o nieczęsto spotykanej urodzie. Płyta zagrana w fantastyczny sposób, który nie tylko „intryguje”, „budzi ciekawość” i „zachęca do bliższego poznania”, ale doprawdy porywa, zachwyca, urzeka, wciska w fotel i powoduje magiczny odlot w krainę najcudowniejszych dźwięków. Bo jest na tym albumie coś, co staje się chyba najważniejszym wyróżnikiem brzmienia Point Of View. To swoista tajemniczość, magia, niespotykany u debiutantów luz i swoboda w oddychaniu pełną piersią. Prawdziwy, trudny do zdefiniowania czar. Prawdziwy muzyczny okultyzm.Na koniec jedno zdanie na przyszłość. Wzorem mojej recenzji ubiegłorocznej płytki demo chciałbym za jakiś czas (oby jak najszybciej) uczynić je wstępem do omówienia następnego krążka zespołu: chciałoby się posłuchać kolejnej porcji tak dobrego materiału, jak ten 50-minutowy album. Mam nadzieję, że grupa Point Of View już niedługo zadziwi nas drugą, równie wspaniałą płytą.