Zespół Little Tragedies istnieje już ładnych kilkanaście lat, ma w swoim dorobku kilka udanych albumów, a my w Małym Leksykonie – wstyd się przyznać - piszemy o nim po raz pierwszy.
Pretekstem ku temu jest premiera nowej płyty zatytułowanej „Chinese Songs – Part One”. Swój tytuł wzięła ona od wierszy średniowiecznych chińskich poetów, które posłużyły za teksty 7 kompozycji wypełniających ten album. Rozszyfrowując drugą część tytułu, należy przypuszczać, że w przyszłości powinno ukazać się kolejne wydawnictwo zainspirowane chińską poezją. Warstwa literacka nie jest jedynym elementem świadczącym o sporych ambicjach artystycznych zespołu. Jego lider, grający na instrumentach klawiszowych Gennady Ilyin, jest absolwentem konserwatorium muzycznego w Sankt Petersburgu. Jego klasyczne wykształcenie muzyczne znajduje odzwierciedlenie w muzyce granej przez Little Tragedies. Poszczególne kompozycje mają w sobie coś z bardzo tradycyjnie rozumianej klasyki rocka, instrumenty klawiszowe to raczej fortepiany niż cyfrowe syntezatory, w brzmieniu perkusji nie ma nic ze współczesnych elektronicznych automatów, gitary wykorzystywane są również w bardzo tradycyjny sposób. Mnóstwo tu palcówek granych na 12-strunowych gitarach, czy akustycznych melodii odgrywanych na nylonowych strunach. Zespół Little Tragedies często przypomina swym brzmieniem formację Emerson, Lake & Palmer, choć przecież wcale nie jest triem. Gennadyemu Ilynowi towarzyszą Yury Skripkin (dr), Oleg Babynin (bg), Alexander Malakhovsky (g) oraz Aleksey Bildin (sax). W brzmieniu zespołu królują ciepłe fortepianowe dźwięki, to na nich zasadzone są wszystkie melodie. Ogólnie można by rzec, że stylistyczne grupa Little Tragedies przybliża się zdecydowanie do rocka symfonicznego w jak najbardziej tradycyjnym wydaniu.
W otwierającym płytę utworze „I’m Sitting In Front Of A Full Cup Not Drinking” słyszymy tylko fortepian oraz gitarowe dźwięki przywodzące na myśl muzykę grupy Camel. W „Absorbed In My Thoughts” mamy za to epicki rozmach posunięty wręcz do maksimum. W nagraniu tym słychać polot, z jakim swego czasu grało trio ELP, a Ilyin swoją grą przybliża się do mistrzostwa Ricka Wakemana. „Sitting Carefree In The Shadow Of The Pavilion” jest bardzo romantycznym utworem utrzymanym w lirycznym stylu podkreślanym przez fletnię pana. Z kolei mocno piosenkowy charakter ma najkrótszy na płycie utwór „At The Window”, w którym grupa Little Tragedies nawiązuje swoim brzmieniem do produkcji Stinga. Klarnet brzmi tak, jakby grał na nim sam Wynton Marsalis w „Englishman In New York”. Wspaniale prezentuje się trzyczęściowy i trwający ponad 10 minut utwór „There Came An Unexpected Guest”. Piękna melodia budowana jest przez szlachetne dźwięki fortepianu, by w połowie tego nagrania dołączył do niego cały zespół, nadając mu stricte rockowego charakteru, który w swoim finale przeobraża się we wspaniały, imponujący hymn utrzymany w rytmie marszu. Z kolei „Wanderer” jest kilkunastominutowym przejmującym nagraniem utrzymanym w minimalistycznym stylu. Cichą, skromną, ale jakże sugestywną atmosferę zespół buduje tu wyłącznie za pomocą fortepianu, syntezatora i wokalu. Utwór ten ma w sobie coś z produkcji duetu Jon & Vangelis. No i wreszcie na sam deser grupa Little Tragedies zachowała perłę nad perłami. Album zamyka pieśń zatytułowana „Do You Remember How We Said Goodbye?”. Jej piękna nie oddadzą żadne słowa. Delikatnej melodii granej na fortepianie znowu towarzyszy tylko głos, a w refrenach dołącza się cudownie brzmiąca gitara. Nagranie to chwyta za serce i przeszywa swoim pięknem, wdzierając się nim w najdalsze zakamarki umysłu. Finał godny tej płyty. Płyty będącej najwspanialszym, jaki tylko można sobie wyobrazić, przykładem nawiązania współczesnej muzyki prog rockowej do starej szkoły symfonicznego rocka.
Wszystko to naprawdę brzmi nieźle. Jest tylko jedno „ale”. A właściwie to powinienem napisać, że mogłoby być, bo to potencjalne „ale” jakoś wcale mi na tej płycie nie przeszkadza. Grupa Little Tragedies wykonuje swe utwory w języku rosyjskim. I choć powszechnie wiadomo, że angielski jak żaden inny język ze swoją naturalną melodyjnością sprawdza się w muzyce rockowej najlepiej, to osobiście nigdy nie mam nic przeciwko śpiewaniu przez twórców progresywnych w ich ojczystym języku. Niemniej jednak w tym przypadku, szczególnie wśród polskojęzycznych fanów muzyki art rockowej, może nastąpić pewien odruch rezerwy w stosunku do ścieżek wokalnych. Trzeba jednak przyznać, że Ilyin ma naprawdę niezły głos i wie jak go używać. A że śpiewa po rosyjsku …? Love it or hate it – jak mawiają Anglicy.
Mamy, więc na tej płycie chińską poezję, śpiewaną po rosyjsku. Połączenie to zgoła niezwykłe. Na domiar tego w książeczce płyty znajdują się angielskie tłumaczenia tekstów śpiewanych przez Ilyina. A liternictwo stylizowane jest na prawdziwą chińszczyznę: nie dość, że czcionki przypominają charakterystyczne „krzaczki”, to poszczególne litery pisane są z góry do dołu, a nie z lewa na prawo. No cóż, zamieszanie z tym wszystkim nieprzeciętne, ale można je w jakimś stopniu usprawiedliwić wizją artystyczną całego albumu..
Podsumowując, muzyka, którą na swojej nowej płycie prezentuje zespół Little Tragedies to nawiązujący do najlepszych tradycji lat 70-tych rock symfoniczny z wiodącym i wyeksponowanym brzmieniem opartym na dojrzałych dźwiękach fortepianów i analogowych instrumentów klawiszowych. Zespół cały czas pamięta o tym, że melodie są bardzo ważnym elementem budowania nastroju. Z obiektywnego punktu widzenia album „Chinese Songs – Part One” (jak i poprzednie nie recenzowane na łamach MLWZ płyty tego zespołu), to naprawdę bardzo udana pozycja, szczególnie dla słuchaczy zorientowanych na starsze symfoniczne brzmienia. Tyle, że zespół śpiewa po rosyjsku… Czy obniża to ogólną wartość całej płyty? To naturalnie rzecz gustu.