Dziś mam dla Was album kontemplacyjny. Do wyłączenia się z szumu otaczającego świata, do ucieczki przed zgiełkiem codzienności, do zjechania z szybkiego pasa autostrady, jakim zazwyczaj pędzi nasze życie.
Tony Patterson… Nie wydaje mi się, by komukolwiek, nawet najbardziej zagorzałym fanom progresywnego rocka znad Wisły, nazwisko to wiele mówiło. W swojej ojczyźnie Tony rozpoznawalny jest głównie jako wokalista popularnego tribute bandu ReGenesis (wiadomo, na Wyspach Brytyjskich od lat w najlepsze kwitnie moda na zespoły grające repertuar innych wykonawców), a także z okazjonalnych występów na płytach mało u nas znanej grupy Riversea (polecam małoleksykonową recenzję albumu „Out Of An Ancient World”) czy keyboardzisty Nicka Magnusa (na ostatnim krążku tego artysty, „N’Monix” , Tony Patterson zaśpiewał w dwóch utworach). Ma on też w swoim dorobku płytę „Northlands” nagraną w 2014 roku w duecie z Brendanem Eyre oraz kilka własnych półoficjalnych produkcji. Teraz, pod skrzydłami wytwórni Esoteric Antenna, przyszedł wreszcie czas solowy debiut z prawdziwego zdarzenia.
Na płycie zatytułowanej „Equations Of Meaning” Patterson śpiewa i gra na wszystkich instrumentach. W kilku przypadkach posiłkuje się znakomitymi gośćmi (m.in. Adrian Jones i Brendan Eyre (obaj z Nine Stones Close), Nick Magnus, Fred Arlington), ale ta płyta od początku do końca jest jego własnym muzycznym „dzieckiem”. W dodatku jest to album, którego prawdziwą wartość docenia się po wysłuchaniu go w całości. Tak, pomimo, że jest na nim co najmniej kilka piosenkowych highlightów, które można uznać za prawdziwe punkty kulminacyjne wydawnictwa, to najlepiej prezentuje się on jako całość, od A do Z, od pierwszych dźwięków instrumentalnego, idealnego do medytacji i trochę genesisowskiego w swoim klimacie utworu „Ghosts” aż po finałowe nagranie – przepięknie zaśpiewaną (w iście Stevenowowilsonowskim stylu) balladę „The Kindest Eyes”. Pomiędzy tymi dwiema kompozycjami znajdujemy 9 pozostałych tematów, z których większość to eteryczne, rozmarzone i bardzo melancholijne piosenki, bądź też wysmakowane tematy instrumentalne. Wymieńmy tytuły tych, które sprawiają najlepsze wrażenie i na długo zapadają w pamięć: wyróżnia się przeuroczy „The Magdalene Fields”, łzawy i melancholijny „Cast Away”, efektowny „Pilgrim”, blackfieldowski „Each Day A Colour” (zwracam uwagę na popisową grę Nicka Magnusa na syntezatorach!), i wspomniany już „The Kindest Eyes”. To piosenkowe numery. Delikatne, spokojne, wyciszone, wyważone i… przenoszące słuchacza w zupełnie inny wymiar i całkiem inną rzeczywistość. Duże wrażenie robi ten ostatni z wymienionych. Stanowi on wspaniały finał tej niezwykłej płyty. Skupia on w sobie cechy balladowych utworów znanych z płyt Johna Hacketta i Stevena Wilsona. Po takich dźwiękach ukrytych niczym skarb na samym końcu albumu chce się wracać do muzyki Tony’ego Pattersona jak najczęściej.
Trochę z innej bajki, także piosenkowy i jakże wybornie brzmiący jest pełen życia, a nawet, rzekłbym Bondowskiej werwy, utwór zatytułowany „Syncophant”. Dominuje w nim syntezatorowy rytm, orkiestrowo-smyczkowy aranż i błyskawicznie zapadający w pamięć temat przewodni.
Osobny rozdział to utwory instrumentalne: minimalistyczny i obdarzony przepiękną melodią zagraną na fortepianie „As Lights Go Out”, uduchowiony, pełen dźwiękowych soundscape’ów „And When The Sky Was Opened” oraz absolutnie porywający, inspirujący i przepiękny trzyczęściowy temat „The Angel And The Dreamer” z fantastyczną wokalizą w wykonaniu Siobhan Magnus. To jeden z kilku najważniejszych i najbardziej chwytających za serce fragmentów tego wydawnictwa. Niezwykły nastrój tej kompozycji podkreślony jest nie tylko anielskim głosem Siobhan, ale i finezyjną partią zagraną na trąbce przez Freda Arlingtona. Zresztą delikatne saksofonowe i trąbkowe solówki pojawiają się na tym albumie częściej, m.in. w utworach „As The Lights Go Out”, „The Magdalene Field” i „Beneath A Perfect Sky”.
Jeżeli lubicie stylistykę i klimat, którym przesycone są solowe albumy Tima Bownessa czy Johna Hacketta, jeżeli chcecie się poddać magii wspaniałych dźwięków, jeżeli tylko pragniecie wyciszenia i wspaniałego muzycznego odpoczynku, jeżeli marzycie o tym, by wskazówki zegara poruszały się w wolniejszym tempie, a otaczająca Was szara rzeczywistość nabrała żywych kolorów, to „Equations Of Meaning” jest idealnym albumem, by wprawić Was w doskonały nastrój. Uwaga! Tej muzyki najlepiej słuchać po ciemku, ze słuchawkami na uszach i z kieliszkiem ulubionego wina ręku.