„The Rain” – drugi solowy album Kristoffera Gildenlöwa to krążek niezwykle wdzięczny do recenzowania. Dlaczego? Bo po pierwsze to bardzo udana płyta, a po drugie – utrzymana w spójnej, klimatycznej atmosferze, która powoduje, że gdy tylko odpowiednio nastroimy się do niej, to nie spotka nas żadna nieprzyjemna niespodzianka, stylistyczna wolta czy nagła zmiana nastroju, która mogłaby nas wyrwać z (pozytywnego!) odrętwienia, a właściwie zauroczenia, bo nie sposób nie popaść w nie już po zaledwie kilku minutach obcowania z tym albumem.
Kristoffer Gildenlöw. Wiadomo, brata Daniela, przez długie lata (1995–2006) jeden z ważnych filarów grupy Pain Of Salvation, potem wzięty muzyk sesyjny (naliczono ponad 30 albumów, na których gościnnie zagrał na basie), współautor projektu Dial (album „Synchronized” z 2007 roku), z którym wziął czynny udział w kompilacji wydanej z okazji 15-lecia audycji MLWZ, a ostatnio coraz bardziej spełniony artysta solowy. „The Rain” jest drugim (po wydanym trzy lata temu „Rust”) albumem firmowanym jego nazwiskiem. I co ważne, w dużej mierze to faktycznie solowe przedsięwzięcie Gildenlöwa w dosłownym tego słowa znaczeniu, gdyż gra on na większości instrumentów. Jednak dla wzbogacenia brzmienia do nagrań zaprosił on profesjonalistów, m.in. Larsa Erika Aspa (perkusja) z grupy Gazpacho, Frederika Hermanssona (fortepian) z Pain Of Salvation, śpiewającą skrzypaczkę Annę Bakker z zespołu Blaze’a Bayleya, gitarzystę Paula Coenradie z Aniday oraz wiolonczelistkę Maaike Petersen, która kiedyś współpracowała z A.A. Lucassenem i jego projektem Ayreon. Mało tego, na płycie „The Rain” Kristoffer zaprosił fagocistów, akordeonistów, organistów i… chór. Wydawać by się mogło, że z taką ilością gościnnych artystów „The Rain” musi być albumem o nie wiadomo jak dużym rozmachu. Nic bardziej mylnego. Jest to bowiem płyta bardzo wyciszona, klimatyczna, nastrojowa, nieśpieszna, refleksyjna, wręcz nostalgiczna… Porusza smutny temat starczej demencji i jej niszczycielskiej siły, ograniczenia sprawności umysłowej przedstawionej poprzez obraz tytułowego deszczu i chmur, błądzących w głowie głównego bohatera i przesłaniających mu obraz realnego świata…
Klimat albumu budują elegijne dźwięki fortepianu, niskiego, pełnego nostalgii głosu Gildenlöwa (często wspomaganego przez polifoniczne ścieżki wokalne i chóry), nostalgiczny wydźwięk wszystkich, bez wyjątku, kompozycji, głębokich i smutnych pociągnięć wiolonczel oraz łkających dźwięków skrzypiec. Na trwającą 55 minut całość składa się łącznie szesnaście tematów. Niektóre z nich („The Funeral”, „Seeking The Sun”, „Holding On”) to kilkuczęściowe, w kilku przypadkach, porozrzucane w programie płyty, tematy. Nie ma wśród nich słabego momentu, takiego przy którym chciałoby się wcisnąć przycisk SKIP. Wręcz przeciwnie, są liczne momenty („Holding On Pt.I”, „Worthy”, „In The Evening”, „It Was Me”, „Peripheral Memory” – mógłbym tak długo wyliczać), kiedy mimowolnie szuka się na pilocie funkcji REPEAT. Warto zwrócić uwagę na ciekawy zastosowany przez Kristoffera zabieg w postaci kontrastów pomiędzy przejmującymi i podniosłymi momentami (finały „In The Evening”, „She”, Breathe In, Breathe Out”), a wyciszonymi, a nawet elegijnymi (jak w utworze „The Funeral”) fragmentami. Robi to spore wrażenie. Tak, „The Rain” to album praktycznie bez słabego ogniwa, a punktów kulminacyjnych, muzycznych highlightów, które powodują, że będzie się on nim długo pamiętać, ma on co najmniej kilka. Piszę to z tym większą radością, że od lat, szczególnie po odejściu naszego bohatera od dryfującego w dziwaczną i w gruncie rzeczy całkowicie nieakceptowalną przeze mnie stronę przez Pain Of Salvation, mocno kibicuję jego muzycznym poczynaniom. W ciągu 10 lat nie zawiodłem się ani razu. Teraz, w przypadku albumu „The Rain” czuję się bardzo usatysfakcjonowany. Nie, to nie to słowo. Czuję się prawdziwie wniebowzięty przez tę wypełniającą go klimatyczną i poruszającą muzykę.
Środki artystycznego wyrazu zastosowane przez Gildenlöwa powodują, że całość ma niezwykle spokojny, a zarazem wyrazisty charakter. Jest tu ogromna ilość dźwięków, które wręcz porażają swoją intensywnością. Piękne melodie, zapadające w pamięć motywy melodyczne, oszczędna aranżacja i niesamowity klimat całej płyty powodują, że album „The Rain” zasługuje na bardzo wysoką ocenę. To album, który wymaga zaangażowania ze strony słuchacza. Słuchania ze zrozumieniem… Osobiście uważam, że po słabym początku 2016 roku, który póki co nie obfituje, poza nielicznymi wyjątkami, w albumy wybitne, „The Rain” Kristoffera Gildenlöwa – pomimo mrocznego charakteru – jest jak światełko w tunelu i daje nadzieję na to, że tak pięknych albumów będzie w tym roku znacznie więcej.