W latach 70. idea concept-albumu dla grupy Jethro Tull musiała być szczególnie kusząca. Począwszy od „Aqualung” (1971) niemal z każdą płytą Ian Anderson z kolegami stawiał na przygotowywanie albumów w taki sposób, aby prezentowały się jako spójna, w pewien sposób nierozerwalna całość. Po takich zabiegach, jak opieranie płyt na jednym, podzielonym na pół utworze, przygotowanie muzyki jako tła do filmu, czy zaaranżowanie albumu jako pełnego historycznej maniery zbioru pieśni wędrownych minstreli, na końcu przyszedł czas na próbę podejścia do rockowego musicalu. Pierwotny pomysł ostatecznie nie został zrealizowany, niemniej wydana w 1976 roku płyta „Too Old To Rock’n’Roll: Too Young To Die!” stała się kolejnym w dorobku grupy concept-albumem.
Tym razem kanwą dla dzieła stały się rozważania nad kondycją artysty w zmieniającym swoje gusta, mody i upodobania świecie oraz próba udowodnienia, że muzyka, tak jak i każda inna dziedzina sztuki, podlega powtarzalnemu cyklowi przeobrażeń. Wpisując owe dywagacje w historię fikcyjnej postaci muzyka rockandrollowego, której streszczenie w formie komiksu znalazło się na okładce albumu, Anderson refleksję na temat cyklicznych zmian popularności trendów zamyka wnioskiem, że trwanie przy własnym stylu, przy własnej artystycznej tożsamości, kiedyś, gdy koło po raz kolejny się zamknie, zaowocuje ponownym zyskaniem popularności.
Można zastanawiać się, czy podjęcie tego typu refleksji na płycie powstającej w tamtym czasie nie miało podtekstu autotematycznego, zwłaszcza w obliczu kwitnącej rewolucji punkrockowej, jednakże sam Anderson zaprzeczał tego typu insynuacjom. Jakkolwiek by nie było, muzyka zawarta na albumie w sposób dobitny podkreśla ogólne przesłanie tekstów, chwalące hołdowanie własnemu artystycznemu ja. „Too Old To Rock’n’Roll: Too Young To Die!” jest bowiem zestawem kompozycji, stanowiących kwintesencję estetyki, z którą kojarzono już wtedy muzykę Jethro Tull – to wyjątkowo proporcjonalne, wyważone połączenie wpływów folku z zainteresowaniami bluesem i hard-rockiem. Ian Anderson wraz z kolegami po raz pierwszy od kilku albumów postanowił odpuścić z eksperymentowaniem formą, stylem, oprawą. Bywa więc ostro i dynamicznie („Quizz Kid”), zespół powraca do bluesa („Taxi Grab”, „Bad-Eyed ‘n’ Loveless”) i pokazowo wykłada wpływy folkowe („Crazed Institution”, „Salamander”). To konglomerat, wydawać by się mogło, sprawdzony na najwcześniejszych płytach z przełomu lat 60. i 70., a jednak – tętniący rzeczywistym artystycznym doświadczeniem.
Swoisty dodatek wśród formalnych środków zdają się stanowić nieco nadużywane wcześniej przez grupę (zwłaszcza na albumie „War Child”) orkiestracje autorstwa Davida Palmera, tutaj obecne zwłaszcza w finale płyty, nieco przez to przesłodzonym i delikatnie psującym dobre wrażenie. O ile jednak zamykający album „The Chequered Flag (Dead or Alive)” może z tego względu nieco zawodzić, o tyle utwór tytułowy, naszpikowany „smykami” i „dęciakami” wprost zachwyca. W tym jednym z najsłynniejszych utworów Jethro Tull, przesłanie samego tytułu zostało zilustrowane muzycznie z mistrzowskim andersonowskim cynizmem; nagranie to, dalekie od rockandrollowej energii, choć w pewnym momencie próbujące jej dosięgnąć, uderza atmosferą artystycznego kaca.
Dorobek Jethro Tull jest na tyle bogaty, że album „Too Old To Rock’n’Roll: Too Young To Die!” rzadko kiedy wymienia się w czołówce dokonań formacji. Być może faktycznie do niej nie należy, jednak warto doceniać to, że Ian Anderson, zostawiając niepostrzeżenie gdzieś w tyle filozoficzne dywagacje, które posłużyły mu za punkt wyjścia, dystansując się muzycznie od przytłaczającej rangi albumu koncepcyjnego, wraz z kolegami stworzył dzieło bardzo konkretne, trafiające w punkt. To płyta, która może służyć jako zaproszenie dla słuchaczy zupełnie niezaznajomionych ze światem Jethro Tull, nawet jeśli gest Raya Lomasa z okładki mówiłby inaczej.