Wielokrotnie przedstawiany na naszych łamach zespół Flamborough Head wywodzi się z Fryzji, prowincji położnej w północnej Holandii. Nazwa grupy pochodzi od nazwy części brytyjskiego wybrzeża, które jest pierwszym skrawkiem lądu widocznym, gdy na Wyspy Brytyjskie płynie się statkiem z Holandii. Muzyka Flamborough Head to melodyjny symfoniczny rock, w którym słychać echa dokonań grup Marillion, Pendragon, Arena i Camel, jednak z nieco innym smaczkiem, który powoduje, że muzyka zespołu jest jedyna w swoim rodzaju.
Losy Flamborough Head przedstawialiśmy już na naszym małoleksykonowym portalu (m.in. w dziale RECENZJE znaleźć można omówienie kilku ostatnich albumów zespołu, w tym także dokonanej w tym roku przez poznańską firmę Oskar reedycji pierwszego albumu grupy zatytułowanego „Unspoken Whisper”). Recenzowana dziś przeze mnie płyta ukazała się na rynku też nakładem Oskara, a zawiera materiał nagrany przez Flamborough Head kilka lat przed… oficjalnym płytowym debiutem. W 1994 roku zespół wszedł do studia i zrejestrował sześć utworów. Nagrania te okazały się na tyle interesujące, że stworzyły grupie możliwość podpisania umowy z brytyjską firmą wydawniczą Cyclops. Po wydaniu i sporym sukcesie dwóch pierwszych studyjnych płyt z 1998 i 2000 roku wytwórnia zdecydowała się wydać na płycie w limitowanej edycji 500 sztuk te starsze nagrania z 1994 roku. Ukazały się one jako tzw. „club edition CD” pod tytułem „Bridge To The Promised Land”. Niewielki nakład tego wydawnictwa ze względu na gwałtownie rosnącą w progrockowych kręgach popularność Holendrów, szybko się wyczerpał, a że dotarł tylko do nielicznych fanów zespołu, zrodziło się zapotrzebowanie na jego reedycję, którą właśnie trzymamy teraz w swoim ręku.
Dźwięk został niedawno zremasterowany, nie odbiega on teraz jakością od normalnych współczesnych studyjnych produkcji, album zyskał nową szatę graficzną, nawiązującą tematycznie do pierwotnego wydania i zaprojektowaną od nowa przez Rafała Paluszka, a całość ukazuje się w składanym na trzy części digipaku.
Wśród sześciu, rzeczywiście jak na demo i ograniczone możliwości studia nagraniowego De Harmsdobbe, zaskakująco dobrze brzmiących utworów znajdujemy trzy („Childscream”, „Unspoken Whisper” i „Bridge To the Promised Land”), które po lekkim dopracowaniu znalazły się później na oficjalnych płytach zespołu oraz kolejne trzy („Corrugated Road”, „Running On Empty” i „Suicide”), które trafiają do szerokiej rzeszy fanów po raz pierwszy. Warto wiedzieć, że wszystkie te utwory zostały nagrane w składzie osobowym, który decydował o wczesnym obliczu Flamborough Head, a później uczestniczył w nagraniu dwóch pierwszych płyt, które przyniosły zespołowi spore uznanie wśród progrockowej publiczności (m.in. nagroda za „najlepszy nowy zespół 1998 roku” według pisma Classic Rock Society, zaproszenie do wzięcia udziału w wielu okolicznościowych składankowych wydawnictwach ukazujących się w Holandii, Niemczech i Argentynie, a także pierwsze zagraniczne tournée w 1999 roku).
Cóż więcej powiedzieć? „Bridge To The Promised Land” to niewątpliwy rarytas dla wielbicieli muzyki grupy Flamborough Head. Wiem, że takich w kraju nad Wisłą nie brakuje, więc nie ma co zwlekać, tylko szybko zaopatrzyć się w swój egzemplarz zanim znowu cały nakład wyprzeda się na pniu.