Anderson / Stolt - Invention Of Knowledge

Przemysław Stochmal

ImageWygląda na to, że Jon Anderson na dobre powrócił do czynnego tworzenia. W ubiegłym roku ukazała się długo zapowiadana, interesująca płyta nagrana z legendarnym skrzypkiem J.L. Pontym, na przyszłą jesień i wiosnę artysta zaplanował wspólną trasę koncertową z dawnymi kolegami z Yes, Rickiem Wakemanem i Trevorem Rabinem. Jak by tego było mało, właśnie ukazuje się album z Andersonem w roli głównej, który zadowoli niejednego sympatyka Yes.

Jona Andersona nie oszczędziła i w tym wypadku moda na „duety”/”projekty”/”supergrupy”. Nowy album, który wokalista współsygnuje swoim nazwiskiem powstał jako efekt kooperacji z Roine Stoltem - artystą nie tylko bardzo aktywnym i głośnym w świecie współczesnego rocka progresywnego, ale w swoim stylu gry na gitarze i we własnych nieskrywanych inspiracjach znakomicie potrafiącym wpisać się w estetykę kojarzoną z Yes. Tak zatem już w punkcie wyjścia można było spodziewać się nie lada gratki dla fanów prog-rockowej legendy.

Nawet same zapowiedzi płyty „Invention Of Knowledge” miały na celu przygotowanie odbiorców w konkretny sposób – materiał zwiastowano jako powrót do klimatów „Tales From Topographic Oceans”, „Awaken”, czy pierwszej solowej płyty Andersona „Olias Of Sunhillow”. Sprawdzona na płycie z Pontym niezła (jak na przebyte problemy zdrowotne) forma wokalna Andersona i dobre melodyczne pomysły wespół z wciąż niewyczerpaną prog-rockową fantazją Stolta i chętnie eksponowanym wpływem stylu Steve’a Howe’a, mogły się wydawać mocnymi argumentami, by w tak śmiały sposób reklamować nową muzykę.

Jak rzecz ma się w rzeczywistości? Istotnie, muzyka zaprezentowana na „Invention of Knowledge” bardzo celnie egzekwuje plan powrotu do estetyki sprzed lat. Już sam porządek utworów na albumie (cztery długie i bardzo długie nagrania) wskazuje na zwrot ku dawnym standardom, stwarzającym możliwości swobodnego podejścia do kompozycji. O ile w przypadku Stolta metoda faworyzująca długie utwory jest wciąż czymś normalnym i aktualnym, Anderson w takim podejściu jednak wyraźnie sięga do przeszłości. Otwarta formuła kompozycyjna umożliwiła stworzenie, jak sam wokalista określił, płyty nie tyle prog-rockowej, co zawierającej „muzykę progresywną” – i mimo wielu typowych (zwłaszcza dla dawnego Yes) rozwiązań, rockowa etykieta dla tej muzyki byłaby znacznym uproszczeniem. Złożonych instrumentalnych pasaży, rodem z dokonań The Flower Kings czy Transatlantic w zasadzie próżno tu szukać. Roine Stolt zamiast spełniać się jako konstruktor zmiennych progresywnych pejzaży zdaje się tu pełnić nieco inną rolę, niejako artystycznego dyrektora reżyserującego niełatwą, aczkolwiek skrupulatnie ułożoną aranżację dla muzyczno-słownego strumienia świadomości Andersona.

Trzeba przyznać, że efekt synergii tych dwóch sił jest całkiem udany, choć nie da się ukryć, że mimo mrówczej pracy, jaką poczynił kompozytorsko i czyni wykonawczo Stolt wraz z resztą instrumentalistów, to Anderson jest tu jedyną postacią pierwszoplanową. Jako samodzielny prowadzący wokalista snuje swoje melodyjne ezoteryczne opowieści, chętnie stosując artykułowane na etniczną modłę „inkantacje”.  Charakterystyczny andersonowski mistycyzm akcentują brzmienia gitar z różnych stron świata, jak również towarzyszące mu jak echo chórki (tu między innymi subtelna obecność Daniela Gildenlöwa i Nada Sylvana).

Z pewnością daleko tej płycie do wspomnianych wyżej klasyków z lat 70., niemniej ambitny plan powrotu w świat, w którym etniczna muzyka próbuje współgrać z rockiem, zwieńczył całkiem przyzwoity efekt. Początkowo nużyć może pewna monotonność albumu, mogąca wynikać z miażdżącej przewagi udziału Andersona-wokalisty nad obecnością muzyki instrumentalnej, bądź również i specyficznego, niezmiennie „pogodnego” nastroju. Bo „Invention Of Knowledge” to płyta przy wszystkich swoich atutach wymagająca czasu i cierpliwości, co samo w sobie już sprawia, że Jon Anderson wraz z Roine Stoltem dał fanom Yes coś cennego, czego legendarny zespół nie był w stanie zaproponować na dwóch ostatnich płytach nagranych bez udziału oryginalnego wokalisty.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok