Nie umilkły jeszcze echa niedawnej wizyty w naszym kraju grupy King Crimson, jeszcze nie nacieszyliśmy naszych oczu i uszu wydawnictwem „Radical Action (To Unseat The Hold Of Monkey Mind)”, a na fanów karmazynowej muzyki czeka kolejna atrakcja. Za kilka dni na sklepowe półki trafi nowy album formacji Stick Men. Tworzą ją: perkusista Pat Mastelotto, basista Tony Levin oraz najmniej znany w tym towarzystwie, grający na gitarze uczeń mistrza Frippa i wieloletni współpracownik Tima Bownessa (album „My Hotel Year”), Markus Reuter. Premiera płyty „Prog Noir” przewidziana jest na 21 października i ukaże się ona w trzech wersjach: podstawowej - jako trwająca 50 minut płyta CD, rozszerzonej o bonusowy krążek CD z dodatkowym materiałem oraz jako podwójny longplay.
Jest to już piąty studyjny album tria i zgodnie ze swoim tytułem wydaje się najbardziej progresywny, a zarazem najbardziej zawieszony w mrocznych klimatach. Aspekt ‘progresywności’ słychać praktycznie w każdym z dziesięciu muzycznych tematów wypełniających album „Prog Noir”. Aż cztery z nich to utwory instrumentalno-wokalne (wokalnie najczęściej udziela się Markus, ale często słyszymy też głos Tony’ego), które nie odbiegają daleko od tego, z czym kojarzy się nam współczesna muzyka spod znaku King Crimson. Aspekt ‘mroczności” dostrzegalny jest najlepiej na dodatkowym krążku rozszerzonej wersji płyty (ale nie tylko tam) – znajdziemy tam sporo mrocznych, tajemniczo brzmiących instrumentalnych interludiów.
Generalnie rzecz biorąc, na płycie „Prog Noir” znajdujemy – to żadna niespodzianka - sporo połamanych dźwiękowych struktur, mnóstwo wspaniałych brzmień Chapman sticka (tu też nie ma zaskoczenia), porywających partii zagranych na tzw. ‘touch guitar” (technika tappingu oburęcznego), no i solidną dawkę bezbłędnie brzmiącej perkusji. Niekiedy w muzykę tria wkrada się element improwizacji, ale nigdy do tego stopnia, by to co słyszymy na „Prog Noir” określić mianem muzyki fusion. Poszczególne utwory mają raczej uporządkowany charakter i bliżej im do rocka niż do freejazzowych łamańców (najbliżej do takiego określenia chyba tylko utworowi „Schattenhaft”). Chciałbym wyróżnić w tym gronie wokalne kompozycje („Prog Noir”, „The Tempest”, „Never The Same” czy kompletnie odjechaną „Plutonium”) oraz utwory instrumentalne: liryczny temat „A Rose In The Sand / Requiem”, epicki „Trey’s Continuum” i chyba najbardziej kingcrimsonowsko brzmiący w tym zestawie „Embracing The Sun”.
W ogóle, gdy tak słucham nowego albumu Stick Men, to wydaje mi się, że gdyby dołożyć doń szczyptę frippertroniki oraz gdyby głos Reutera zastąpić Jakszykiem, to śmiało moglibyśmy mówić o „Prog Noir” jak o typowym ‘karmazynowym’ albumie. Co więcej, jako o bardzo dobrym ‘karmazynowym’ albumie…