Włoska formacja Karmamoi dała się poznać dwoma albumami wydanymi w 2011 i 2013 roku, a teraz przypomina się nowym krążkiem zatytułowanym „Silence Between Sounds”. Od czasu wydania poprzedniej płyty doszło do pewnych roszad w składzie zespołu. Jeden z dotychczasowych gitarzystów, Fabio Tempesta, zdegradowany został do roli muzyka sesyjnego (gra on zaledwie w jednym utworze, „Atma”). Podobny los spotkał dotychczasową wokalistkę Serenę Ciacci, której głos wprawdzie można usłyszeć na płycie „Silence Between Sounds”, ale tylko w jednym nagraniu – „Lost Days”.
Trzon grupy stanowią obecnie panowie Daniele Giovannoni (dr), Alessandro Cefali (bg) i Alex Massari (g). Tercet ten postanowił funkcjonować bez stałej wokalistki, zamiast tego dla potrzeb nowego albumu zatrudnił w charakterze zaproszonych gości aż cztery śpiewające panie. Każda z nich wnosi odrobinę kolorytu do dość charakterystycznego brzmienia zespołu Karmamoi, które jest syntezą indywidualnych, często mocno różniących się od siebie, muzycznych inspiracji tworzących go instrumentalistów. Zresztą gości na nowej płycie jest więcej i tak się składa, że są to głównie panie, które grają na fletach, wiolonczeli, klarnecie i fortepianie.
To instrumentalne bogactwo i brzmieniowe urozmaicenie ma swoje konsekwencje w samej muzyce, którą słyszymy na „Silence Between Sounds”. Otóż na swoim nowym krążku Karmamoi długimi chwilami wyraźnie nawiązuje do stylu grupy King Crimson z lat 70., pewne rozwiązania są typowe dla alternatywnych grup działających w latach 80., niekiedy zespół jawnie nawiązuje do stylistyki spod znaku Porcupine Tree z lat 90. czy też – jeżeli chodzi o bardziej współczesne porównania – do brzmień charakterystycznych dla grupy Tool, a niektórzy doszukaliby się nawet pierwiastków typowych dla muzyki Garbage.
Sądząc z powyższego opisu muzyka Karmamoi nie jest więc jednoznaczna i łatwa do zdefiniowania. Niełatwo też pisać o poszczególnych utworach, gdyż wszystkie one wymykają się jednoznacznym klasyfikacjom. Niemniej jednak uważam, że naprawdę warto poznać najnowsze produkcje Włochów. Płyta „Silence Between Sounds” ma swój klimat, ma tę trudną do zdefiniowania moc, która nie wiedzieć jak i nie wiedzieć kiedy potrafi owładnąć słuchaczem. Jeżeli chodzi o najlepsze fragmenty albumu, to osobiście najbardziej podobają mi się utwory śpiewane przez Sarę Rinaldi („Martes”, „Plato’s Cave”, „Canis Majoris”, kompozycja tytułowa) oraz nagranie „Lost Days” w wokalnej interpretacji Sereny Ciacci. Zważywszy na to, że to w sumie pięć spośród siedmiu nagrań stanowiących program płyty „Silence Between Sounds”, a i onirycznemu nagraniu „Atma” (wokal: Hellena) też niczego nie brakuje, to trzeba przyznać, że mamy do czynienia z albumem co najmniej dobrym. Choć to i tak mało powiedziane.