Był sobie niejaki Jeff Harrison – urodzony w 1947 roku lider i jedyny aktywny do dziś członek brytyjskiej, mocno zapomnianej formacji progrockowej Moonshot, powstałej w 1967 roku, mającej na koncie kilkanaście albumów. Na kanwie jego refleksji dotyczących kariery, pozycji rockowego dinozaura we współczesnej muzycznej rzeczywistości, konfliktu pomiędzy magicznością a prozaicznością tworzenia sztuki, oparł swoje najnowsze dzieło Tim Bowness, nadając mu tytuł „Lost In The Ghost Light”.
Nowy album wokalisty No-Man nie stanowi jednak w żadnym wypadku hołdu złożonego konkretnemu artyście o nazwisku Jeff Harrison – jest to bowiem postać fikcyjna, powołana do „życia” przez Bownessa (i nawet wyposażona w osobiste konto na Twitterze!), przedstawiona dzięki całemu elementarzowi szczegółów dostępnych na jego internetowej stronie, wśród których imponuje zwłaszcza pokrótce zrecenzowana dyskografia Moonshot, ozdobiona (jakże sugestywnymi!) reprodukcjami okładek albumów. „Lost In The Ghost Light” poprzez uniwersalną postać Jeffa Harrisona stanowi hołd dla artystów „jego” pokolenia, hołd dla trwającej dekadami zmiennej artystycznej drogi, wreszcie hołd dla pasji będącej tej drogi praprzyczyną i nawracającą inspiracją.
Przede wszystkim jednak muzycznie album jest ukłonem wobec wielokrotnie podkreślanej przez Bownessa, choć niespecjalnie wprost egzekwowanej na płytach jego wielkiej inspiracji – klasycznego rocka progresywnego. Choć artysta od lat funkcjonuje w orbicie zainteresowań sympatyków progrocka, niemalże nigdy nie trudnił się prezentowaniem muzyki skrojonej na klasyczną gatunkową modłę (za wyjątek można by uznać ciekawą debiutancką płytę formacji Henry Fool z 2001 roku). Na „Lost In The Ghost Light” zaś wprost odwołuje się do progresywnych fasonów kompozycyjnych, raczy słuchacza tu i ówdzie symptomatycznymi patentami melodycznymi i rytmicznymi, niemal cytowanymi z bogactwa progrockowego kanonu (zwróćmy uwagę choćby na partię organów w „Moonshot Manchild”, melotronową melodię w „You’ll Be The Silence”, czy rytmikę i gitarową partię z „You Wanted To Be Seen”).
Czy więc Tim Bowness, wraz z długoletnim współpracownikiem Stephenem Bennettem, odpowiedzialnym kompozytorsko za sporą część materiału na płycie, wykreował swój nowy album jako pastisz klasycznej progrockowej płyty? Zdecydowanie nie, bo jakąkolwiek etykietą nie opatrzylibyśmy tego, co słyszymy tym razem, nadal przemawia do nas Tim Bowness we własnej osobie, nie pozbawiony swojej specyficznej wrażliwości. Progrockowe schematy i odniesienia do przeszłości służą mu tutaj jako narzędzie do przekazania pewnej konkretnej wizji, nie są na szczęście celem samym w sobie. I tak, słuchając choćby nagrania „Kill The Pain That’s Killing You”, łatwo wspomnieć brufordowskie rytmy z „kolorowego” okresu King Crimson, by po chwili uświadomić sobie, że po drobnym przearanżowaniu utwór ten brzmiałby zupełnie jak wyciągnięty z którejś z płyt No-Man z połowy lat 90.
Swoistą wisienką na torcie jest w przypadku „Lost In The Ghost Light” obecność kilku znanych postaci, które dorzuciły swoje trzy grosze do ucieleśnienia tejże sentymentalnej muzyczno-lirycznej wizji – na płycie zagrali m.in. Bruce Soord (The Pineapple Thief), Colin Edwin (Porcupine Tree), Huxflux Nettermalm (Paatos) oraz Ian Anderson, który zagrał partię fletu w nagraniu „Distant Summers”, choć sama obecność legendy nadała dodatkowego wydźwięku dziełu o takim, a nie innym charakterze.
Wyjątkowy to album. Sam Bowness twierdzi, że muzyka z „Lost In The Ghost Light” może być swego rodzaju ucieczką od trudnych czasów, pomocą w odnalezieniu emocjonalnego komfortu poprzez sięgnięcie do najcieplejszych wspomnień lat minionych, młodzieńczych. Sporo w tym marzycielstwa, podobnie jak i w innej refleksji wokalisty, która może być najlepszą zachętą do sięgnięcia po tę płytę: wyobraźmy sobie, tak jak Tim Bowness, sytuację w zmyślonym roku 1975, w którym ukazują się dwie płyty (w rzeczywistości ich początki sięgają tego samego okresu) – pionierski album Stevena Wilsona „The Raven That Refused To Sing” wydany przez Atlantic bądź Columbię oraz nie tak głośny, ale równie piękny „Lost In The Ghost Light”, opublikowany przez Deram lub Charismę…
Taka właśnie to płyta, płyta dla marzycieli.