C-Sides - We Are Now

Artur Chachlowski

C-Sides to walijski zespół, w składzie którego znajdują się muzycy wywodzący się ze znanych grup Magenta, The Reasoning, Blue Horses i Sankara: panowie Martin Rosser (gitary), Jay MacDonald (gitara basowa), Allan Mason-Jones (perkusja) i wokalista Allen McCarthy. W 2011 roku zadebiutowali płytą „Devitrification”, a niedawno przypomnieli się albumem numer 2: „We Are Now’. Grają muzykę pełną odniesień do progresywnych lat 70. i 80., jednakowoż w swoich utworach przemycają całą gamę innych patentów, starając się nadać swoim produkcjom elementu świeżości i nowoczesności. Wpływy twórczości grup Rush, Mew, King’s X czy UFO wydają się być obecne na każdym kroku. Choć tak naprawdę, jest mi niezwykle trudno jednoznacznie zdefiniować i zaszufladkować muzykę Walijczyków. Najlepiej posłuchać samemu, dla własnych potrzeb, i dopiero wtedy wyrobić sobie własne zdanie.

Już pierwszy na płycie, blisko 10-minutowy utwór, „Out Of The Water” wydaje się być dobrym wskaźnikiem tego, z czym będziemy mieli do czynienia w pozostałej części płyty. Niby słychać w nim pewne ślady ‘progresu’, ale to raczej pierwiastki korzennego, niemal klasycznego hard rocka wydają się tu dominować i to w sposób zdecydowany. Pod względem konstrukcji utwory C-Sides też wyraźnie wymykają się jednoznacznym skojarzeniom. Jedno jest pewne, na pewno nie są zbudowane na zasadzie: ‘zwrotka-zwrotka-refren-solo-zwrotka-refren’. Utwory na płycie „We Are Now” to raczej rozbuchane, najczęściej do granic 8-10 minut, nagrania, przepełnione hardrockowymi riffami, ekspresyjnymi solówkami oraz melodyjnym śpiewem Allena McCarthy’ego. Niekiedy utwory te błądzą po meandrach, przestają być prostolinijne i najzwyczajniej w świecie zaczynają nudzić, a co za tym idzie - przestają być przyswajalne. Większość muzyki na tej długiej skądinąd płycie (trwa ona prawie 70 minut) wydaje się zlewać w jedną całość. Przyczyną tego jest fakt, że poszczególne utwory są do siebie bardzo podobne. Złożone aranżacje i organiczne harmonie nie ratują sytuacji. Pod tym względem na tle innych wyróżnia się jedynie akustyczno-balladowe nagranie „Truth Through Clowns” oraz jedyny w tym zestawie instrumental „Before The Fall”. No, może jeszcze przepełniona samplami i głosami z interkomu kompozycja „Lies In The Open”. Reszta, powiedzmy to uczciwie, taka sobie.

Nie sądzę, żeby albumem „We Are Now” Walijczycy mieli przełamać jakieś progi popularności i podbić serca słuchaczy poza granicami ich ojczyzny. Nazwiska, które firmują to wydawnictwo, dawały nadzieję na to, że będziemy mieli do czynienia z albumem niezwykłym. Niestety, tak się nie stało. Otrzymaliśmy płytę przeciętną, taką jakich wiele, i pewnie już niedługo nikt o niej nie będzie pamiętać.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!