Kerrs Pink to norweski zespół prog rockowy mający do tej pory w swoim dorobku 4 płyty długogrające wydane w latach 1979 – 1997. Zawierają one smakowitą semiakustyczną muzykę, przesyconą nutką nostalgii, zadumy, a wszystko to w ciepłej i przyjemnej dla ucha melodyce. Bardzo rozmarzona to muzyka, nasuwająca skojarzenia przede wszystkim z twórczością zespołu Camel. I rzeczywiście, muzyce Kerrs Pink najbliżej jest właśnie do dwugarbnego wielbłąda. W trakcie wsłuchiwania się w muzykę z nowej płyty zespołu nasunął mi się taki wniosek, że choć wprawdzie nie jest zwykły „klon” grupy Camel, ale można porównać go do tego zespołu mniej więcej w takiej skali, jak Barclay James Harvest do The Moody Blues. Camel dla ubogich? Raczej nie, choć wydana jesienią ub.r. piąta płyta Kerrs Pink świadczy raczej o zdecydowanym obniżeniu lotów w porównaniu do swoich poprzedniczek. Niby instrumentarium zespołu wzbogaciło się o drugiego keyboardzistę, niby stylistyka pozostała ta sama, ale jednak jakość muzycznych produkcji już jakby nie taka, czegoś tej muzyce brakuje... Czego? Z pewnością nie ma już tej magii, ciekawych klimatów i rozmarzonej atmosfery wcześniejszych nagrań. Ponadto po kilkukrotnym przesłuchaniu albumu „Tidings” przyjrzałem się okładce płyty i zorientowałem się, że w zespole nie ma poprzedniego wokalisty. Zastąpił go niejaki Lasse Tandero. A jest to zmiana zdecydowanie na gorsze. Cóż z tego, że na płycie „Tidings” znajdujemy tak dobry utwór, jak „Tidings From The Distant Shore”, cóż z tego, że w instrumentalnym nagraniu „Le Sable S’est Ecoule” głos Tandero, a właściwie jego brak, w niczym nie przeszkadza, a przez cały czas słuchania tej długiej (za długiej!) płyty pozostaje uczucie sporego niedosytu. Zmiana na gorsze? Oby tylko tymczasowa...
Kerrs Pink - Tidings
, Artur Chachlowski