„Sound Coloring” to następca wydanego przed dwoma laty debiutanckiego albumu grupy The Adekaem. I od razu zaznaczam: w mojej opinii to album niezwykle udany. I to do tego stopnia, że już teraz wiem na pewno, - wszak czas dorocznych plebiscytów zbliża się milowymi krokami – że znajdzie się on w mojej prywatnej najściślejszej czołówce polskich płyt wydanych w 2017 roku.
Gdy coraz bardziej zafascynowany słuchałem sobie już nie wiem który raz nowej muzyki The Adekaem, postanowiłem sięgnąć do przepastnych czeluści małoleksykonoweych recenzji, by odświeżyć pamięć o debiutanckim krążku i – o zgrozo! – stwierdziłem, że kompletnie zignorowaliśmy na naszych łamach tamtą płytę. Chyba wiem dlaczego. Nie była to pozycja na tyle ciekawa, że podejrzewam iż kierując się starym hasłem „lepiej w ogóle nie pisać, niż pisać o kimś źle” nasza redakcja pominęła tę płytę. Albo też – co bardziej prawdopodobne – jej recenzja po prostu „nie poszła”… Nie wiem czy to dobrze czy to źle, ale dzisiaj nie ma to już żadnego znaczenia. Bo nowy album to dla grupy The Adekaem ogromny krok do przodu. Zawiera muzykę ponadprzeciętną, przykuwa uwagę słuchacza od pierwszej do ostatniej minuty („Sound Coloring” nie jest długi – trwa 40 minut z sekundami) i naprawdę potrafi zafascynować.
Co takiego się stało, że dziś The Adekaem jest muzycznie w całkowicie innym miejscu niż dwa lata temu? W zespole nastąpiła prawdziwa personalna rewolucja. Z kwartetu stali się duetem: Andrzej Bielas (instrumenty klawiszowe) – Krzysztof Wala (gitary). To oni odpowiedzialni są za muzykę i za kierunek, w jakim podążył ich zespół. A zmierza naprawdę w dobrą stronę. O pomoc w realizacji płyty poprosili grającego na perkusji Tomasza Holewę, a z grupy Millenium „wypożyczyli” sobie basistę Krzysztofa Wyrwę. Nie ma już w zespole Szalonego Iwana. Nowym wokalistą, nieźle radzącym sobie z angielskimi tekstami autorstwa Ewy Hadamik, jest teraz Roman Kantoch. I co tu dużo mówić: zmiana za mikrofonem zrobiła ogromną różnicę w porównaniu do poprzedniej płyty.
W ogóle wszystkie zmiany wyszły grupie The Adekaem na dobre. Muzyka nabrała lekkości, stała się niesamowicie melodyjna, a poszczególne utwory ubrane w ‘kolorowy cykl’ (od ochry poprzez czerń, zieleń, czerwień, biel, a na błękicie skończywszy), bez żadnego wyjątku, prezentują się doprawdy znakomicie. Zespół umiejętnie obraca się w klimatach neoprogresywnych z tym, że teraz jego muzyka brzmi o wiele dojrzalej i wreszcie sprawia wrażenie dobrze przemyślanej. Andrzej i Krzysztof w subtelny sposób wprowadzili w nią pewne psychodeliczne wątki, a także umiejętnie i nienachalnie nawiązali do klasycznych progresywnych brzmień rodem z lat 70. Chwilami The Adekaem swoim brzmieniem przypomina mi teraz legendarną zachodnioniemiecką formację Neuschwenstein (czy ktoś pamięta jeszcze taką płytę, jak „Battlement”?), a czasami delikatnie zahacza o terytoria, które kiedyś eksplorowały rodzime zespoły Mindfields, Moonrise czy Abraxas. Często stosowane są zmiany metrum, wielokrotnie wykorzystywana jest kontrapunktowa technika i w ogóle The Adekaem w całej okazałości prezentuje się na „Sound Coloring” jak grupa starych wyjadaczy grających przy tym w dojrzały sposób.
Spytacie o najlepsze momenty płyty? Nie ma najlepszych. Albo też raczej są same najlepsze. Często łapię się na tym, że sam nie wiem czy zachwycam się bardziej trzyczęściowym, trwającym 12 minut epikiem „Green” (polecam! To naprawdę świetnie skonstruowana kompozycja!) czy bardziej podziwiam kunszt zespołu w instrumentalnych utworach „Ocher” i „Blue” (oba niczym okładki dobrej książki spinają muzyczną zawartość płyty) czy też pozytywnie oszołomiony słucham pozostałych numerów, w których pompatyczne gitarowe solówki (jak na przykład ta w końcówce „White”) przeplatają się z fortepianowo-hammondowymi szaleństwami (jak w finale „Red”). Wszystko to sprawia, że całej płyty słucha się doprawdy wyśmienicie. Nie będę tego ukrywać: totalnie ‘kupili’ mnie swoją nową muzyką.
„Sound Coloring” to dobra płyta. Co ja piszę?! To bardzo dobra płyta! Udała się Andrzejowi, Krzysztofowi i towarzyszącym im muzykom. Tak trzymać, panowie. Nie schodźcie z tej ścieżki i szybko nagrajcie kolejny album, który potwierdzi i ugruntuje Waszą rosnącą pozycję na mapie polskiego progresywnego rocka.