Kaipa to żywa legenda szwedzkiego progresywnego rocka. Zespół zadebiutował w połowie lat 70., w ciągu zaledwie kilku lat działalności dorobił się niemal kultowego statusu i jak wszyscy dobrze pamiętamy (kolejne krążki Kaipy wielokrotnie omawialiśmy na naszych łamach) po wydaniu piątej studyjnej płyty „Nattdjurstid” (1982) zawiesił swoją działalność na długich 20 lat.
Po reaktywacji Kaipy w 2002 roku stery w zespole przejął keyboardzista i autor tekstów Hans Lundin. Choć w reaktywowanym składzie znalazł się muzyk znacznie bardziej rozpoznawalny – gitarzysta Roine Stolt, to właśnie pod kierownictwem Lundina Kaipa wydała szereg bardzo ciepło przyjętych albumów studyjnych. Jak wiadomo, Stolt w 2005 roku opuścił zespół, by na chwilę wrócić do swojej formacji The Flower Kings, a następnie doprowadzić do powstania konkurencyjnego składu Kaipy (pod nazwą Kaipa Da Capo) opartego na oryginalnych muzykach tworzących tę grupę na samym początku jej działalności (ale bez Lundina), z którym rok temu wydał album „Darskapens Monotoni”.
Najnowszy album Lundinowskiej Kaipy nosi tytuł „Children Of The Sounds” i wydaje się być kontynuatorem drogi obranej przez zespół po reaktywacji. To ciągle ten sam, charakterystyczny dla tej grupy symfoniczny prog rock z subtelnymi pierwiastkami muzyki folk. W brzmieniu zespołu wciąż dominują wszystkie doskonale znane elementy, jak męskie i żeńskie wokale Aleeny Gibson i Patrika Lundströma, solidny rytmiczny fundament w wydaniu Jonasa Reingolda (bg) i Morgana Ågrena (dr), doskonała gitara Pera Nilssona wykonująca soczyste i barwne solówki i oczywiście klasyczne syntezatorowe dźwięki dobywające się z rozbudowanego zestawu instrumentów klawiszowych lidera Hansa Lundina. Znowu program płyty „Children Of The Sounds” wypełniają długie (i bardzo długie: „On The Edge Of New Horizons” trwa 17 minut i 10 sekund!!!), z reguły około dziesięciominutowe kompozycje składające się z różnorodnych segmentów płynnie posklejanych w jedną całość. Pełne epickiego rozmachu i dramatyzmu kompozycje ciągle zmieniają swoje tempa i nastroje, czarują soczystymi partiami solowymi, bogatymi orkiestracjami, wielobarwnymi tłami i majestatycznymi dźwiękowymi uniesieniami, a ciepłe wokale raz po raz zamieniają miejsca z pełnymi rozmachu instrumentalnymi interludiami. Poszczególne kompozycje są na tyle długie, że nie tylko wokale, nie tylko instrumenty klawiszowe i nie tylko soczysto brzmiące gitary raz po raz znajdują się w centrum uwagi, ale wszyscy, w tym także basista i bębniarz mają w obrębie każdego z utworów swoje przysłowiowe ‘pięć minut’. Jest bogato, epicko, czuć rozmach. Jest grubo, jak to się ostatnio mówi. Na nowym krążku jest po prostu to wszystko, za co sympatycy Kaipy zdążyli już dawno pokochać jej muzykę.
Z drugiej jednak strony tak sobie myślę, że nie ujmując nic z zasłużonej wysokiej oceny, jaka należy się płycie „Children Of The Sounds”, to trudno nie nazwać tego albumu zachowawczym czy wręcz po prostu wtórnym. Jak wspomniałem wcześniej, to już ósmy studyjny album grupy Kaipa nagrany po jej reaktywacji. Zastanawiam się co z każdej z tych poprzednich płyt zapamiętałem? Dlatego nachodzi mnie taka oto refleksja, że Kaipa co 2-3 lata nagrywa kolejny nowy album, który jest de facto wciąż ‘tą samą’, bardzo podobną do swojej poprzedniczki, płytą. Trochę w związku z tym zachowawczą. I w sumie dość przewidywalną. Bez żadnych wpadek, ale też bez żadnych niespodzianek, które powodowałyby, że na każde kolejne wydawnictwo Kaipy czeka się z niespokojnym drżeniem serca.