Christmas 7

Cavanagh, Daniel - Monochrome

Artur Chachlowski

To dobry rok dla fanów zespołu Anathema. W czerwcu ukazał się bardzo ciepło przyjęty album "The Optimist", a teraz w ich ręce trafia solowa płyta gitarzysty Daniela Cavanagha pt. „Monochrome”. Myślę, że śmiało można byłoby ją nazwać muzyczną kontynuatorką tego, co mogliśmy usłyszeć na tegorocznej płycie macierzystej grupy Daniela. Albo nawet „częścią drugą” tamtego wydawnictwa.

Równie dobrze – przede wszystkim ze względów fabularnych - można też bronić tezy całkowicie przeciwnej. Bo przecież „Monochrome” to płyta, która powstała niezależnie, można by wręcz powiedzieć, że równolegle do „The Optimist” i teksty poszczególnych utworów opowiadają o całkiem innych sprawach. Nie zmienia to jednak faktu, że stylistyczny duch Anathemy unosi się nad solowym dziełem Daniela od pierwszej do ostatniej minuty.

Daniel zresztą nie ukrywa, że niektóre fragmenty jego albumu miały pierwotnie służyć jako motyw przewodni kolejnej płyty Anathemy. Zespół zainteresowany był szczególnie otwierającym płytę utworem „The Exorcist”, jednak Daniel postanowił zachować tę piosenkę dla swojego solowego projektu. I chyba dobrze, że tak się stało, gdyż „The Exorcist” to otwarcie – marzenie. Z dużego pułapu. Z wysokiego C.

Daniel używa podobnych patentów, które znamy doskonale z ostatnich płyt Anathemy. Choć sam jest świetnym gitarzystą, to na ”Monochrome” słyszymy jak bardzo ważną rolę w jego procesie twórczym pełni fortepian. To właśnie klawiszowe dźwięki, często uporczywie powtarzające się i grające tę samą nutę, budują klimat całej płyty. Gdy Daniel dodaje do nich rozmarzone gitarowe smaczki oraz wysmakowane brzmienia instrumentów smyczkowych, mamy już prawdziwe muzyczne niebo na ziemi. I jeszcze jedno. Podobnie jak w Anathemie powszechnie stosuje on także duety wokalne. Daniel zdaje sobie sprawę, że jego śpiew wypada najlepiej, gdy skonfrontowany jest z żeńskim głosem. W tym celu zaprosił on znaną z The Gathering holenderską wokalistkę Anneke Van Giersbergen, której głos, uderzająco oszczędny i melodyjny, idealnie dostosowuje się do klimatu muzyki, z jaką mamy do czynienia na „Monochrome”. Utwory „This Music”, „Oceans of Time”, a szczególnie pełen zmieniających się nastrojów „Soho” stanowią prawdziwy popis obydwojga wokalistów.

Jeżeli mowa już o gościach zaproszonych przez Daniela, to warto podkreślić udział w nagraniach Arjena Anthony’ego Lucassena (Ayreon) oraz skrzypaczki Anny Phoebe, która daje prawdziwy popis w instrumentalnym temacie „Dawn” (a także w onirycznym fragmencie utworu „Soho”).

Co ciekawe, i co zdecydowanie odróżnia album „Monochrome” od płyt Anathemy, to to że gdy słucha się go w całości, odnosi się wrażenie, że śpiewanych partii jest stosunkowo niewiele. Na solowej płycie Daniela królują długie instrumentalne pasaże, a kilka nagrań to po prostu utwory instrumentalne. Podkreślmy: niezwykle klimatyczne utwory instrumentalne. Najlepszym tego przykładem może być umieszczona centralnie w samym środku płyty i bardzo floydowo-ambientowa w swoim wydźwięku kompozycja „The Silent Flight Of The Raven Winged Hours”, podobno zainspirowana prozą Edgara Allana Poe. No i kończące płytę bardzo „filmowe” nagranie „Some Dreams Come True”, w którym po kilkuminutowym atmosferycznym i melancholijnym graniu słyszymy szum morza, śpiew mew oraz rozradowany śmiech dziecka – patent jakby żywcem wyjęty z zakończenia anathemowego „Optymisty”.

„Monochrome” to – zgodnie ze swoim tytułem – album jednobarwny. Oszczędny. Melancholijny. Klimatyczny i nostalgiczny. A przy tym bardzo melodyjny i pełen jakby rozrzedzonych dźwięków. Niesamowicie romantyczny. Z pewnością da fanom Daniela, ale także i Anathemy, mnóstwo powodów do radości. To album na długie jesienne wieczory. Do słuchania (to zalecenie Daniela!) ciemną nocą przy blasku migoczących świec.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok