To album dla miłośników rocka o lekko gotyckim odcieniu. Amerykańska formacja By Blood Alone, na czele której stoi wokalistka ukrywającą się pod pobudzającym wyobraźnię pseudonimem „Cruella”, zadebiutowała płytą, która pod wieloma względami wypada nad wyraz okazale.
Gdyby ktoś pomyślał, że By Blood Alone wpisuje się wprost w konwencję grup spod znaku Nightwish, Within Temptation, czy Epica, ten jest w błędzie. Wprawdzie na płycie „Seas Of Blood” mamy do czynienia z charakterystyczną mroczną stylistyką i też słyszymy na niej rozliczne orkiestracje (ich autorem jest producent Steve La Cerra), lecz muzyka grupy By Blood Alone jest zdecydowanie mocniej zakotwiczona w tradycjach classic rocka i nie ma w sobie aż tyle znamion epickości. Nacisk kładzie się raczej na mocne gitarowe riffy i żywiołowe granie. Posłuchajmy otwierającego płytę utworu „Serpentarius” z nieomal thrashowymi, kąsającymi dźwiękami gitar (świetny John Graveside) czy galopującego swoim potężnym rytmem i pięknymi partiami organów (gra na nich Jenny Williamson) „Wants Me Dead”. Brzmi to nieomal jak skrzyżowanie muzyki Siouxie & The Banshees z Iron Maiden. Posłuchajmy wyjątkowo mrocznej kompozycji „Nidhogg” z jej literackimi odniesieniami do mitologii, dajmy się porwać atmosferze utworu „Lovely Lies”, w którym mieszają się elementy heavy metalu, doom metalu i tradycyjnej rockowej ballady. Wszystko, co słyszymy powoduje, że z łatwością dochodzimy do wniosku, iż muzyce grupy By Blood Alone zdecydowanie bliżej jest do dokonań formacji Kamelot, niźli do, chociażby, After Forever, czy wspomnianego już przeze mnie tak popularnego przecież Nightwisha.
Surowo brzmiąca muzyka tej amerykańskiej formacji nabiera nieco cieplejszego charakteru w dwóch melancholijnych utworach opartych na lirycznych dźwiękach fortepianu i opatrzonych ładnymi liniami wokalnymi: „Udead Friend” i „Seas Of Blood”. Nadają one całej płycie niezwykłego kolorytu, a przez swój hymnowy charakter wznoszą one muzykę By Blood Alone na monumentalny pułap pompatycznej zadumy.
Na osobną wzmiankę zasługuje zamykające płytę, króciutkie, zaledwie 150-sekundowe nagranie „Little Lady Lillit”, które dzięki granej na pianinie prostej melodii przypominającej prostą piosenkę dla przedszkolaków i przeciwstawionemu jej dość makabrycznemu tekstowi nabiera kształtu złośliwego, acz uroczego żartu muzycznego. To dość niespodziewane, ale sympatyczne zakończenie tego albumu. Miniaturowa makabreska, która mimowolnie wywołuje uśmiech na twarzy.
„Seas Of Blood” to interesująca płyta. Na pewno nie jakaś superodkrywcza, czy przełomowa, ale grupa By Blood Alone w zręczny sposób demonstruje na niej swoje niemałe przecież umiejętności. Z ciekawością będę się przyglądał dalszym losom tego młodego, obiecującego zespołu.