Moonrise to kolejna miła muzyczna niespodzianka wytwórni Lynx Music. Firma ta ostatnio bardzo się uaktywniła, odkrywając przed całym prog rockowym światem talent młodych, nieznanych polskich artystów. Po grupach Mindfields i Openspace trafia nam w ręce album „The Lights Of A Distant Bay” firmowany nazwą Moonrise. Moonrise to właściwie jeden człowiek – Kamil Konieczniak, który gra na gitarach, instrumentach klawiszowych, basie oraz na elektronicznej perkusji. Jest on też autorem całej muzyki wypełniającej niniejszy album. Słowa napisał Łukasz Gałęziowski (Millenium) i to, on w charakterze zaproszonego gościa, wykonał (zrobił to naprawdę świetnie) w nienagannej angielszczyźnie wszystkie ścieżki wokalne na tej płycie.
Kamil: „Muzyką interesowałem się od trzeciego roku życia. Całe dzieciństwo to długie przesiadywanie przy organach oraz gitarze. Dotychczas wszystko, co skomponowałem chowałem do szuflady. W efekcie nachodziło mnie uczucie niespełnienia oraz bezsensu wykonywanej dotychczas pracy. W końcu zdecydowałem się nagrać debiutancką płytę pod nazwą Moonrise, a do współpracy zaprosiłem Łukasza. Oczywiście nie zmienia to faktu, że nadal planuję rozbudować skład i w niedalekiej przyszłości wejść do studia, aby nagrać drugą płytę, nad której programem już zacząłem pracować”.
Wygląda więc na to, że wkrótce czeka nas premiera płyty numer 2. Ale na razie cieszmy się albumem „The Lights Of A Distant Bay”. Do kogo jest on adresowany? Myślę, że przede wszystkim do miłośników muzyki grup Camel, Marillion, czy lekko upopowionego Genesis. Całość zaczyna się od instrumentalnego ilustracyjnego wstępu „The Island”, w którym można byłoby chyba doszukać się pewnych zapożyczeń ze wstępu do marillionowskiego „Brave”. Wspaniale prezentuje się drugie (i najdłuższe – ponad 10 minut) nagranie na płycie: „Help Me I Can’t Help Myself”, w którym po raz pierwszy rozlega się głos Łukasza. Jego wokale są prawdziwą ozdobą tej płyty. Doskonale uzupełniają się one z akustyczną, pełną krystalicznie czystych dźwięków, muzyką graną przez Kamila. Choć i nagrania instrumentalne, szczególnie „Where Is My Home”, też sprawiają bardzo dobre wrażenie. Wyraźnie słychać, że autor muzyki obdarzony jest nieczęsto spotykaną specyficzną wrażliwością muzyczną, którą eksponuje przy pomocy wydobywających się spod jego palców pięknych melodii i niezwykle urokliwych klimatów.
Na płycie „The Lights Of A Distant Bay” mniej więcej połowa utworów to tematy instrumentalne. Oprócz najbardziej wyrazistego „Where Is My Home” i stanowiącego klasyczne intro „The Island” mamy tu dwa krótkie instrumentale, które pełnią rolę swoistych uzupełnień. „Full Moon” jest elektroniczną codą bardzo dynamicznego, efektownie prezentującego się, utworu „Antidotum (Soothing Song)”. Tu mała dygresja, bo warto na dłużej zatrzymać przy tym utworze. Nagranie to umieszczone w samym środku albumu jest moim zdaniem ukrytą perłą całej płyty. Swoją atmosferą różni się ono od reszty materiału na „The Lights Of A Distant Bay”, niewątpliwie posiada też pewne ambicje przebojowości. I trzeba przyznać, że zgrabna melodia oraz bogaty aranż nadają mu niezwykłego uroku. Stylistycznie „Antidotum” przypomina mi pewne produkcje spod znaku formacji Mike And The Mechanics, a także Genesis (kłania się „You Might Recall”). Ale te reminescencje wcale nie rażą. Wręcz odwrotnie, przywołują przy słuchaniu miły uśmiech na twarzy. Tak, „Antidotum” to mój cichy faworyt całej płyty... Ale wróćmy do instrumentalnych utworów. „Memories” to króciutka fortepianowa miniaturka z przepiękną, delikatną melodią znajdującą swoje ukojenie w finałowym szumie fal i odgłosie wzburzonego morza. Ta pozamuzyczna sekwencja, zresztą kilkakrotnie przewijającą się na tej płycie, jest zarazem początkiem kompozycji tytułowej, która kończy debiutancki krążek Moonrise. Składa się ona z jakby dwóch segmentów. Pierwszy to liryczna i spokojna piosenka o charakterze ballady, w której dźwiękom syntezatorów i śpiewowi Łukasza towarzyszy łkająca gitara. Po jakimś czasie odzywa się fagot, a w chwilę potem rozpoczyna się część instrumentalna z porywającym solo na elektrycznej gitarze. Ten utwór chwyta za serce, przenosi słuchacza w zupełnie inny wymiar, zachwyca wręcz swoją niezwykłą magią. I, co najważniejsze, przywołuje na myśl najpiękniejsze solówki w wykonaniu Andy Latimera…
„The Lights Of A Distant Bay” to bardzo przyjemna płyta. Potrafi ona zachwycić swoimi ładnymi melodiami, delikatnością, przestrzenią, akustyką, a także bardzo udanymi partiami wokalnymi. Jeśli miałbym do czegoś się przyczepić, to tylko do syntetycznie brzmiącej perkusji. Ale nawiązując do słów lidera Monrise, wiadomo już, że kompletuje on swój zespół, by na drugim albumie Moonrise osiągnął prawdziwą pełnię swojego brzmienia. Myślę, że wtedy muzyka tej formacji wypadnie jeszcze lepiej, jeszcze wspanialej, jeszcze bardziej okazale. Choć już teraz, naprawdę wcale nie jest źle.