Gdy wziąłem do ręki nowe opasłe tomiszcze grupy The Tangent, składające się z dwóch srebrnych krążków oraz 100-stronicowej książki z powieścią autorstwa lidera zespołu, Andy Tillisona, z pewną obawą pomyślałem sobie, czy aby nie mamy do czynienia z lekkim przerostem formy nad treścią? Lecz wystarczyło kilkadziesiąt sekund otwierającej płytę „Not As Good As The Book” kompozycji „A Crisis In Mid Life” bym wiedział, że nic podobnego nie wchodzi w grę. The Tangent powraca w rewelacyjnej formie i ponad 90 minut pomieszczonej na dwóch kompaktowych krążkach muzyki utwierdza mnie w przekonaniu, że mamy do czynienia z kolejnym wybitnym dziełem, które wyszło spod ręki Andy Tillisona i spółki. W zespole zaszły drobne personalne zmiany w porównaniu z poprzednią studyjną płytą. Gitarzystę Kristera Jonssona zastąpił Jakko M. Jakszyk, który ma w swoim dorobku współpracę m.in. z Level 42, Robertem Frippem, czy 21st Century Schizoid Band. W grupie nie ma też pianistki Sam Baine. Wszystkie partie instrumentów klawiszowych wziął na siebie sam Andy Tillison, a żeńskie chórki są dziełem stałej współpracowniczki Guya Manninga, Julie King. Sam Manning gra na „instrumentach akustycznych”, Jonas Reingold na basie, Jaime Salazar na perkusji, a Theo Travis na saksofonach i fletach. W tej ekipie tkwi przeogromny potencjał i z ich współpracy nie mogła wyjść słaba płyta. I nie wyszła. Co więcej, powiedziałbym, że album „Not As Good As The Book” pod wieloma względami dorównuje wszystkim dotychczasowym, tak ciepło przyjętym, płytom firmowanym nazwą The Tangent.
Album podzielony jest na dwie części. Krążek pierwszy, umownie zatytułowany „A Crisis In Mid Life” zawiera 7 utworów, których rozmiary nie przekraczają 10 minut. Dysk drugi, o tytule „Throwing Metal At The Sky”, wypełniają dwie długie (odpowiednio 21 i 22 minuty z sekundami) suity: „Four Egos One War” i „The Full Gamut”. We wszystkich utworach na swojej nowej płycie zespół kultywuje najlepsze tradycje symfonicznego rocka lat 70-tych, często zbliżając się swoim brzmieniem do tria Emerson Lake & Palmer, King Crimson, Van Der Graaf Generator, czy grup z tak zwanej „szkoły Canterbury”. W rozwiązaniach melodycznych swoich kompozycji zespół nie waha się przed sięganiem po jazz rock, jazz, a nawet improwizacje (najlepiej słychać to w najkrótszym na płycie utworze pt. „Celebrity Puree”). Brzmienie retro, jak to zazwyczaj bywa w muzyce The Tangent, cały czas króluje na płycie „Not As Good As The Book”. Ale nie brakuje też niespodzianek. Jedną z nich jest temat przewodni tytułowej kompozycji granej przez Tillisona na klawiszach w iście neoprogresywnej manierze (kłania się słynny marillionowski motyw „Market Square Heroes”). Innym zaskoczeniem może okazać się utwór „The Ethernet”, który z jednej strony jest głębokim ukłonem w stronę tradycyjnego prog rocka w stylu Pink Floyd, czy Genesis, a z drugiej – wyraźnie słychać, że zespół sięga w nim po eksperymenty brzmieniowe, o które można by raczej posądzać artystów pokroju Thomasa Dolby’ego, Ruperta Heina, czy Trevora Horna, niż zespół kultywujący tradycje klasycznego progresywnego rocka. Co jeszcze ciekawego można zauważyć w nowej muzyce The Tangent? Utwór „A Sole Of Two Souls” brzmi jakby wyszedł spod kompozytorskiego (i wykonawczego) pióra samego Petera Hammilla. Jedno z nagrań na pierwszym krążku („Lost In London Twenty Five Years Later”) jest sequelem kompozycji „Lost In London” z poprzedniego albumu zespołu. Literacko stanowi ono ciąg dalszy historii opowiadanej w tamtym utworze, a muzycznie – wykorzystując pewne formalne i melodyczne nawiązania do „Lost In London” – idzie ono w swej strukturze zdecydowanie dalej, stanowiąc jeden z najjaśniejszych punktów programu nowego dzieła The Tangent. Na niewątpliwe wyróżnienie zasługuje też kończący pierwszy krążek utwór zatytułowany „Bat Out Of Basildon”. Oparty jest on na riffie przypominającym słynny „Aqualung” grupy Jethro Tull i jest jedną z najcięższych (lecz wciąż bardzo melodyjnych) kompozycji w całym dorobku zespołu.
Na osobną uwagę zasługują dwie długie kompozycje wypełniające drugi krążek nowej płyty zespołu. The Tangent zawsze słynął ze swoich perfekcyjnie skomponowanych suit i oba nagrania, które słyszymy na drugim dysku albumu „Not As Good As The Book” nie zmieniają tej opinii. Wielowątkowość, epicki rozmach, mnogość przewijających się i powracających tematów, a do tego podawanych w przebogatych aranżacjach i wykonywanych przy tym bez jednej fałszywej nuty sprawiają, że zarówno kompozycji „Four Egos One War”, jak i „The Full Gamut” słucha się z ogromnym zaciekawieniem. Nie mają one w sobie nic ze sztuczności, poszczególne części ani przez chwilę nie sprawiają wrażenia posklejanych na siłę. Wszystko tu odbywa się płynnie, łagodnie, a oba utwory zmierzają do swoich nieuchronnych punktów kulminacyjnych, które – co tu dużo mówić – wypadają nad wyraz efektownie. Pewnie bym skłamał, gdybym przyrównał je wprost do dwóch pamiętnych suit „In Earnest” i „A Place In The Queue” z poprzedniej płyty. Tamte są dla mnie niedoścignionym mistrzostwem świata w swojej kategorii, niemniej jednak już sam fakt wielokrotnego odwoływania się przeze mnie w niniejszym tekście do tak udanej przecież płyty „A Place In The Queue” (2006) świadczy o tym, że nowe dzieło The Tangent to rzecz tyleż udana, co warta szczególnej uwagi każdego szanującego się sympatyka progresywnego rocka zorientowanego na tradycyjną odmianę tego gatunku.
Wszystko, co usłyszałem w trakcie 90 minut wypełniających album „Not As Good As The Book” przemawia za tym, że w przypadku najnowszego dzieła The Tangent mamy do czynienia z niezwykle ambitną i jak na razie najciekawszą pozycją wydawniczą z kręgu prog rocka AD 2008.
P.S. Uzupełnieniem muzyki na płycie „Not As Good As The Book” jest 100-stronicowa powieść autorstwa Andy Tillisona. Jest to humorystyczna i pure nonsensowna (w historii niesamowicie poplątane są wszelkie wątki czasowe i nie zachowana jest ciągłość czasoprzestrzeni, gdyż wynika z niej m.in., że Fryderyk Chopin był człowiekiem do cna zakochanym w dorobku zespołu Lieutenant Pigeon, Jan Sebastian Bach wsławił się wynalezieniem syntezatora, a zespół XTC był protoplastą Gentle Giant) opowieść o człowieku zagubionym w czasie z wieloma odniesieniami do muzyki progresywnej i wpływie, jaki gatunek ten wywarł na życie ludzi w minionych czasach (pewnie stąd ten wątek o Chopinie), na naszą teraźniejszość, a także – z pewnym przymrużeniem oka – opowiada ona o roli, którą odegra w przyszłości. W swojej powieści Tillison przywołuje wspomnienia o dmuchanych balonowych świniach przelatujących nad elektrownią Battersby oraz o częstych wyprawach do sklepów płytowych dokonywanych przez bohatera całej historii. Chcecie poznać listę zakupów, których dokonał on pewnego sierpniowego dnia 1977 roku? Proszę bardzo: „The Lamb Lies Down On Broadway” Genesis, kilka solowych płyt Petera Gabriela, dwie płyty The Stranglers i debiutanckie dzieło grupy National Health. Prawda, że to inspirujące? Więcej znajdziecie w towarzyszącej płycie książce ubarwionej ilustracjami autorstwa francuskiego grafika Antoine’a Ettoriego. Ach, i jeszcze jedno: niniejsza powieść Andy Tillisona w swojej puencie poniekąd rozszyfrowuje tytuł całego wydawnictwa. Stwierdzenie „not as good as the book” dotyczy naszej przyszłości. To nie muzyka zawarta na płycie, a właśnie nadchodząca rzeczywistość jawi się autorowi wcale nie aż tak dobrze, jak książka jego autorstwa.