Neal Morse nagrał kolejną płytę utrzymaną w ‘nie-progresywnym’ nurcie swojej twórczości. Ci wszyscy, którzy śledzą karierę byłego lidera grupy Spock’s Beard (niektórzy twierdzą, że wkrótce także i przyszłego!) doskonale wiedzą, iż oprócz działalności w Transatlantic oraz solowej twórczości, która po brzegi naładowana jest progrockowymi pierwiastkami, Neal od czasu do czasu wydaje płyty, będące zbiorem bądź to religijnych, bądź zwyczajnych poprockowych piosenek. Tak właśnie jest w przypadku krążka „Life & Times”, który po jego niedawnym, ciepło przyjętym, do bólu progresywno-rockowym albumie „The Similitude Of A Dream” (2016), zawiera utwory o zdecydowanie lżejszym i prostszym charakterze. Według słów autora, piosenki wypełniające to wydawnictwo powstawały w poranki poprzedzające wieczorne koncerty w ramach długiej i wyczerpującej trasy koncertowej promującej tamto wydawnictwo. To taki twórczy płodozmian, potrzeba odreagowania i konieczność oczyszczenia, którą Neal stosuje od lat. Nie ukrywam, że dla tych, którzy kojarzą Neala wyłącznie z jego głównego nurtu twórczości, nowe wydawnictwo może być nie lada zaskoczeniem.
Album „Life & Times” posiada niesamowicie pozytywny wydźwięk. Neal śpiewa o radości życia, o potędze uczuć, o pięknie otaczającego świata, o ulotnych chwilach, ludziach i doświadczeniach, dla których warto żyć i cieszyć się z każdego kolejnego dnia. Na przykład taki "Manchester" jest muzycznym portretem rzadkiego zjawiska, a mianowicie pięknego, słonecznego dnia w tym mieście, kiedy Morse siedział w kawiarni i z optymizmem dostrzegł coś więcej niż szare ulice tego przemysłowego miasta. "Selfie In The Square" zatrzymuje w czasie magiczny moment podczas spaceru po stolicy Luksemburga, kiedy to majestatyczne dźwięki dzwonów tamtejszej katedry i widok bawiących się dzieci, wywołał uczucie nostalgii, którym Neal chciał się podzielić z żoną wysyłając jej zrobione telefonem zdjęcie. „Luksemburg to naprawdę miłe miasto, ale wtedy poczułem, że gdyby moja żona była tam razem ze mną, to byłoby to jak prawdziwe święto, Napisałem więc o tym piosenkę" – wyjaśnia Neal. Takie najprostsze i z pozoru mało istotne zdarzenia stawały się kanwą kolejnych nagrań. Na płycie „Life & Times” Neal pomieścił ich aż dwanaście. We wszystkich zaraża on słuchacza swoim optymizmem i to nie tylko dynamicznymi i pełnymi werwy i energii piosenkami, jak „Livin’ Lightly”, „God Love Is On The Way”, „Manchester” czy „Wave On The Ocean”, lecz także refleksyjnymi utworami o przejmująco pięknych liniach melodycznych, jak „You + Me + Everything” i „Old Alabama” czy też - uwaga, uwaga! To dopiero sensacja!!! – utrzymanym w stylu country and western „If I Only Had A Day”.
Właściwie tylko dwa utwory znajdujące się w programie „Life & Times” posiadają refleksyjny charakter, współbrzmiąc z bólem serca innych ludzi. "JoAnna" opisuje syna naszego bohatera nie mogącego poradzić sobie z rozpadającym się związkiem, zaś najbardziej przejmujący w tym zestawie „He Died At Home” mówi o żałobie matki, która właśnie dowiedziała się o śmierci swojego syna-żołnierza.
Najnowsza płyta Morse’a to album idealnie pasujący do miana płyty autorskiej (Neal nie tylko sam skomponował wszystkie utwory, ale samodzielnie zagrał na nich na wszystkich instrumentach), a że jak mało kto potrafi on w fascynujący wieść swoje muzyczne opowieści, jest to wystarczający powód do tego, by w oczekiwaniu na jego kolejne epickie dzieło sięgnąć po ten klasycznie nie-progresywny album i wysłuchać tych pełnych prawdziwego wdzięku, piękna i wiary w moc ludzkich uczuć piosenek.