Dukes Of The Orient - Dukes Of The Orient

Artur Chachlowski

Co może wyjść z połączenia twórczych sił i kompozytorskiego potencjału Brytyjczyka, który od lat najlepiej czuje się w amerykańskiej muzyce spod znaku AOR i Amerykanina, który wyrósł na brytyjskim prog rocku? Zespół Dukes of the Orient to mistrzowska synteza talentów wokalisty Johna Payne'a (ex-Asia, GPS) oraz klawiszowca Erika Norlandera (Rocket Scientists, zespół Lany Lane), którzy przedstawiają pierwszy autorski owoc swojej współpracy.

W opowieści o tej współpracy musi paść nazwa grupy Asia, bo korzenie ich formacji, której nadali niedawno nazwę Dukes of the Orient, sięgają czasów kiedy z grupy Asia odszedł Geoff Downes, by ponownie zebrać oryginalny skład zespołu, m.in. z nieżyjącym już Johnem Wettonem. W 2007 roku John Payne samodzielnie ciągnąc wózek pod szyldem „Asia Featuring John Payne” zatrudnił Norlandera, by ten przyłączył się do Guthriego Govana i Jaya Schellena na trasę po Stanach Zjednoczonych, a następnie przystąpiono do nagrań studyjnych, które jednak nigdy nie ujrzały światła dziennego. Niektóre z nich przetrwały w ukryciu aż do dzisiaj i trafiają teraz na album „Dukes of the Orient”. W międzyczasie Govan opuścił zespół, by stworzyć formację The Aristocrats, a zastąpił go gitarzysta Bruce Bouillet, a następnie także Jeff Kollman i Moni Scaria. Ostatecznym impulsem do wydania ich płyty była śmierć Johna Wettona na początku 2017r., a tym samym kres działalności oryginalnej Asii. I myślę, że dobrze się stało, że wydając ten album postanowili nadać swojej grupie całkowicie nową nazwę, mającą wprawdzie pewne azjatyckie koneksje, lecz niezawierającą wprost odniesienia do zespołu Asia.

Ale muzycznie i stylistycznie nie da się uciec od ewidentnych nawiązań. Aby zachować i uwydatnić naturalną głębię brzmienia oraz klarowność i duszę poszczególnych utworów, a także aby uniknąć nadmiernej kompresji dźwięku album został zmiksowany na tradycyjnej konsoli analogowej. Przyniosło to niesamowity efekt w postaci krystalicznie czystego brzmienia. Potężny, zaprawiony w tzw. „stadionowym rocku” wokal Payne’a wyśpiewuje epickie melodie i buduje bujne harmonie unoszące się nad niesamowitymi zagrywkami dobywającymi się z bogatej palety szlachetnych syntezatorowych dźwięków wychodzących spod palców Norlandera. Do tego dochodzą finezyjne partie elektrycznych i, jak w „Give Another Reason”, akustycznych gitar, fenomenalnie brzmiących wiolonczel (w „Fourth Of July”) czy nawet całej orkiestry (w „Seasons Will Change” i „Amor Vincit Omnia”), które tworzą łącznie smakowitą kombinację AOR i prog rocka, jakiej nie słyszeliśmy od lat. Jest tu mnóstwo bardzo dobrych momentów, jak np. dwa otwierające program płyty utwory „Brother In Arms” i „Strange Days” czy niezwykle chwytliwy „Time Waits For No One”, ale chciałbym zwrócić szczególną uwagę na nagrania „Fourth Of July”, „Amor Vincit Omnia”, „Seasons Will Change” oraz epicką kompozycję „Give Another Reason”, która z niesłychanym rozmachem swojego rozbudowanego instrumentarium i skandującym wokalem Payne’a zamyka to wydawnictwo z prawdziwym przytupem. Duża klasa, znak wysokiej jakości i nastrój jak na pamiętnych płytach „Arena” (1996) czy „Silent Nation” (2004).

„Dukes Of The Orient” to album, z którego najbardziej ucieszą się sympatycy brzmienia charakterystycznego dla dokonań grupy Asia (tej z, lecz przede wszystkim bez Wettona), a także Toto, The Alan Parsons Project czy mniej progresywnego nurtu twórczości Yes.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!