Zachęcona sukcesem swojej poprzedniej płyty „Mo Anam Cara” harfistka, wokalistka i kompozytorka Joy Shannon powróciła niedawno ze swoim nowym wydawnictwem. Jest to album koncepcyjny, który zawiera 13 utworów zainspirowanych starożytnymi celtyckimi i nordyckimi mitami o śmierci i odrodzeniu w zaświatach. Nosi on tytuł "Aes Sidhe", co w języku irlandzkim znaczy "ludzie z kopca" lub duchy, przodkowie lub ludzie, którzy odeszli.
Starożytni Irlandczycy zakopywali swoich zmarłych w kopcu symbolizującym ciężarny brzuch bogini, który odradzał zmarłych w innym świecie. Lirycznie album zajmuje się starożytną wizją procesu umierania, przechodzenia przez krainę ciemności oraz odrodzenia, różnych aspektów życia po śmierci. To także ewidentne nawiązanie do stylu powieści Tolkiena, którego duch unosi się nad tą płytą przez cały czas. Właściwie to album „Aes Sidhe” można nazwać jednym wielkim hołdem dla Tolkienowwskiej stylistyki i charakterystycznej atmosfery baśniowości kreowanej w jego książkach.
A muzycznie? Muza Joy Shannon i towarzyszącego jej zespołu The Beauty Marks doskonale obrazuje mitologiczne opowieści o zaświatach, idealnie współgra też z okładką, która ewidentnie pokazuje podział wszechświata na piękny i na brzydki, na dobry i na zły… Na płycie można usłyszeć wielu znanych muzyków, m.in. Daryla Hernandeza z Deathkings oraz znaną z grup Black Mare i The Ides of Gemini wokalistkę Serę Timms. Razem, pod kierownictwem Joy, udało im się stworzyć coś nawiedzonego, a zarazem pięknego. Posłuchajcie tej muzyki. Warto sięgnąć po „Aes Sidhe”.