„Invicta” jest już trzecim studyjnym albumem w dorobku brytyjskich progmetalowców z grupy HeKz (o drugim, wydanym w 2015 roku „Caerus”, pisaliśmy swego czasu na naszych małoleksykonowych łamach), którzy najwyraźniej czerpią pełnymi garściami z twórczości swoich starszych kolegów z grup Iron Maiden, Dream Theater czy Rush.
Zaczerpnięty z języka łacińskiego tytuł płyty „Invicta” („Niepokonany") jest obrazem konsekwentnej pracy zespołu w poszukiwaniu własnej muzycznej drogi. Dziesięć utworów stanowiących program albumu łączy się ze sobą, tworząc historię zdrady, utraty, pojednania i nadziei. Teksty poszczególnych utworów nie zabierają słuchacza w krainę fantazji, bo historie, które zespół opowiada są z reguły zakorzenione w prawdziwych doświadczeniach członków grupy, odzwierciedlając ich osobiste triumfy i klęski. Mają one charakter dość uniwersalny, gdyż mówią o zdarzeniach, z jakimi wszyscy spotykamy się w naszej podróży przez życie. Ich wydźwięk i przekaz są jednoznaczne: pomimo przeciwności i trudności nie wolno się poddawać, trzeba walczyć i stawać się silniejszym.
"Za każdym razem, gdy zabieramy się za nowy album, czujemy, że uczymy się trochę więcej o DNA naszego zespołu i jednocześnie znajdujemy w nim nowe elementy, które napędzają nas w trakcie komponowania nowych utworów" - mówi Matt Young - główny wokalista i basista zespołu HeKz. Oprócz niego grupę tworzą: Al Beveridge (gitary), Tom Smith (gitary), James Messenger (instrumenty klawiszowe) oraz Kirk Brandham (perkusja).
„Invicta” to prawdziwa uczta dla fanów progresywnego metalu. Choć metalu na tym krążku jest nie za wiele. Ale może to i lepiej?... Już od pierwszych nut otwierającego całość utworu o tytule „Quackzlcoatla” wiadomo, że mamy do czynienia z utalentowanym zespołem o sporym potencjale, który doskonale wie czego chce. Gitarowe riffy brzmią jakby grał je Brian May z Queen. Ekstrawagancki wokal Matt Younga to mocny punkt brzmienia grupy. A brzmienie całego zespołu w zadziwiający i naturalny sposób jednoczy się w szalonej metalowej jeździe pełnej progresywnego przepychu i patosu.
„For Our Lives” to pełen energii prawdziwy rockowy hymn z mocnym technicznym riffowaniem i chwytliwym motywem melodycznym. HeKz gra w sposób wysublimowany, a zarazem robi to niezwykle finezyjnie, wyraziście i bardzo soczyście. Na płycie jest obowiązkowa kilkunastominutowa suita pt. „The Devil's Coin”, która pokazuje, że zespół wie co to metalowy patos i epicki rozmach. Jest w tym zestawie kilka ballad, jak zamykające album nagranie „Victorius” czy nieśpiesznie rozwijająca się dziesięciominutowa kompozycja „Line In The Sand”, która zakończona jest bardzo efektownym finałem. Widzimy więc, że to niezła i różnorodna płyta. Do tego bardzo wyrazista. Może bardziej metalowa niż progresywna, ale ani przez chwilę nie błaha ani nie nudna.
Album został nagrany w Liscombe Park i Visconti Studios, a wyprodukował go nie kto inny jak sam John Mitchell (Lonely Robot, Kino, It Bites, Frost*, Arena). Po wysłuchaniu tego krążka mam przeczucie, że „Invicta” stwarza grupie HeKz niesamowite możliwości dobrego zaprezentowania się na żywo. Te dynamiczne i energetyczne utwory z pewnością zasługują na spore słowa uznania. "Invicta" to prawdziwe muzyczne tornado, które zmiata ze swojej drogi to wszystko, co na niej stanie.
Płyta ukaże się oficjalnie dopiero 20 kwietnia, ale już teraz jest dostępna do zamówienia w przedsprzedaży bezpośrednio ze strony zespołu www.hekztheband.com.