Fuchs - Station Songs

Artur Chachlowski

Choć Hans-Jürgen Fuchs obecny jest na niemieckiej scenie progresywnej od wielu, wielu lat (m.in. zespoły Männer i Ines), to popularność jego muzyki nigdy nie sięgnęła wysokiego pułapu, choć przecież trudno odmówić firmowanym przez niego produkcjom ogromnego potencjału. Wszystkie one trzymają poziom – pisaliśmy o tym m.in. równo sześć lat temu, kiedy to recenzowaliśmy pierwszą płytę firmowaną jako Fuchs pt. „Leaving Home”.

Dziś przed nami album nr 3 projektu o nazwie Fuchs. Piszę ‘projektu’, gdyż na to przedsięwzięcie należy patrzeć jak na kolektywny zespół, a nie tylko jako solowe dzieło głównego bohatera. Owszem, Hans-Jürgen Fuchs wykonuje na płycie „Station Songs” większość partii gitarowych, sporo fortepianowych, odpowiedzialny jest za programming oraz gra na basie i okazjonalnie śpiewa (ale tylko w chórkach), ale na każdej kluczowej pozycji w jego projekcie gra bardzo kompetentny muzyk. Na instrumentach klawiszowych – Ines Fuchs, na gitarach – Andy Bartzik, na basie Ulbi Ulbricht, a na perkusji Florian Dittrich. No i jest jeszcze dwóch wokalistów – Baggi Buchmann oraz Michael Wasilewski, którzy dzielą pomiędzy siebie główne partie wokalne we wszystkich dziewięciu utworach wypełniających program płyty zatytułowanej „Station Songs”.

Tak naprawdę, to utworów jest więcej, gdyż niektóre z nich zostały pogrupowane w większe całości i zaindeksowane na płycie pod jedną pozycją. Tak jest m.in. z dwiema najciekawszymi sekwencjami muzycznymi na tym albumie, a mianowicie zestawami „So Many Days - The Great Divide – Under Suburban Skies” oraz „How Could I Just Ignore Him? – The Night And The Dark And The Pain”, których rozmiary czasowe przekraczają 10 minut. To jednak wcale nie najdłuższe „utwory” na tej płycie. Najokazalej pod tym względem wypada otwierająca całość kompozycja „The Invisible Man”. We wspaniały sposób wprowadza ona słuchacza w opowieść mówiącą o człowieku obserwującym ludzi na dworcu kolejowym. Historia każdego z nich opowiadana jest z dwóch punktów widzenia: obserwatora oraz przez każdego z nich z osobna. I okazuje się, że powody, które kierują ich zachowaniami są różne w zależności kto ich historie opowiada. Ten szczególny związek tematyczny łączący poszczególne kompozycje sprawia, że „Station Songs” możemy śmiało nazwać albumem koncepcyjnym.

Pod względem muzycznym jesteśmy na terytoriach progresywnego rocka zainspirowanego latami 70. Słychać tu wyraźne inspiracje twórczością Genesis, słychać też pewne wpływy takich grup, jak Pendragon i IQ, są też elementy wskazujące na powinowactwo z muzyką grupy Camel, szczególnie tą z późniejszego okresu działalności, konkretnie z lat 90. Na „Station Songs” mamy do czynienia z dość chwytliwym materiałem z licznymi momentami, które szybko zapadają w pamięć, a przy tym podanym w dość łagodny i przystępny sposób. Dominujące brzmienie instrumentów klawiszowych (w tym także melotronu!), delikatne acz wyraziste solówki gitar i przyjemny śpiew obu wokalistów (jednakowoż obaj śpiewają z lekkim niemieckim akcentem) oraz jeszcze dostojna, chwilami wręcz melancholijna, atmosfera tu panująca – wszystko to sprawia, że słucha się tego albumu z dużą przyjemnością. Bo „Station Songs” to naprawdę bardzo solidna porcja dobrego neoprogresywnego rocka, po którą warto sięgnąć, by przekonać się, że i dzisiaj powstają albumy, które nawiązując do najlepszych wzorców sprzed lat potrafią wnieść coś nowego i ciekawego do, przez niektórych nazywanego skostniałym, progresywnego gatunku. Najlepiej w tym zestawie prezentują się wymienione wyżej długie kompozycje. To one są ozdobą tego trwające 66 minut albumu. Być może, gdyby ciut go skrócić, powiedzmy o jakieś 10-12 minut, mielibyśmy do czynienia ze współczesnym arcydziełem gatunku?...

Prawdopodobnie w tym przypadku nie możemy mówić o albumie wybitnym i przełomowym, ale z pewnością budzącym szacunek i dającym sporo satysfakcji przy słuchaniu. Dlatego uważam „Station Songs” za jedno z najbardziej wyróżniających się swym stylem wydawnictw pierwszej połowy 2018 roku.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok