Osada Vida. „Variomatic” – album numer 6 w dyskografii tej pochodzącej z Piekar Śląskich grupy. To album będący dla niej kolejnym nowym otwarciem. Dlaczego? Bo w swej relatywnie niezbyt długiej przecież historii Osada Vida ma już trzeciego wokalistę. Marka Majewskiego zastąpił Marcel Lisiak, brat basisty, a zarazem pierwszego wokalisty, Łukasza Lisiaka. W porównaniu do poprzedniej płyty „The After-Effect” (2014) reszta składu pozostała bez zmian: Jan Mitoraj gra na gitarach i lutni, Rafał Paluszek na instrumentach klawiszowych, a Marek Romanowski na bębnach. Jak się okazało, praca na odległość była nie do pogodzenia (Marek mieszka kilkaset kilometrów na wschód od Śląska) i teraz w odświeżonym składzie, z nowym wokalistą na pokładzie i z nowymi nadziejami w sercach, Osada Vida przedstawia nam swój nowy album.
Jakie są pierwsze wrażenia? Na pewno jest… inaczej. Marcel dysponuje ciekawie ustawionym głosem, a w dodatku jego charakterystyczna ekspresja wokalna stanowi na pewno nową jakość w nowym rozdaniu Osady Vidy. Już otwierający płytę utwór „Missing” daje niezłego kopa (gościnnie na saksofonie zagrał Aleksander Papierz) i nagranie to niewątpliwie wyznacza nowy kierunek, w którym podąża zespół. Bardzo szybko stało się ono moim faworytem i to nie tylko na nowej płycie, ale i w całym, niemałym już przecież, dorobku Osady Vidy. Lecz czy to faktycznie nowy kierunek? I tak, i nie. Nie spodziewajmy się po płycie „Variomatic” jakichś wielkich rewolucji czy totalnej zmiany formy muzycznej wypowiedzi. To wciąż ta sama Osada Vida zaczepiona gdzieś pomiędzy rockiem, a progresem, często – mniej lub bardziej mimowolnie – odwołująca się do produkcji spod znaku Rush. Sporo tu ostrego rockowego pazura, jak w rozpędzonym „Eager” czy w obdarzonym nośnym refrenem i finezyjną solówką gitary „Fire Up”. Gitarowe brzmienia dominują na tej płycie, ale jak już klawisze dojdą do głosu, to od razu mamy do czynienia z większym wymiarem muzycznego grania, co zaobserwować można w „The Line”, w którym to także zręcznie pobrzmiewa gitara akustyczna oraz wieńcząca całość bardzo ładna gitarowa solówka.
Są jednak na nowej płycie nowe pierwiastki. Jak na przykład szereg elementów jazzujących, jak w krótkim instrumentalu „The Crossing” (na saksofonie ponownie pojawia się tu Aleksander Papierz) czy też w rozimprowizowanym wstępie do „Melt”. Nie są to może te fragmenty nowej płyty, które chciałbym jakoś szczególnie polecić, ale poszukujący nowinek w brzmieniu tej śląskiej formacji powinni na nie koniecznie zwrócić uwagę.
Ciekawiej robi się w drugiej połowie płyty. Zdecydowanie spokojniej, wręcz balladowo jest w „Catastrophic”. Bardzo dobrze prezentuje się wybrany na pierwszego singla „In Circles”. Utwór ten broni się znakomicie i sprytnie połączony jest on w następującym po nim instrumentalnym tematem „Good Night Return” stanowiąc z nim wspólnie, obok „Missing”, najwspanialszy fragment albumu „Variomatic”. Zresztą także i finałowe nagranie „Nocturnal” (gościnny udział wiolonczelisty Wojciech Skóry!) też może konkurować o podobne miano.
Nie wiem jeszcze czy to najlepszy album w dorobku Osady Vidy. Wciąż go słucham i poznaję coraz lepiej. Ale na pewno wygląda na najbardziej dojrzały, posiadający dużo nośnych melodii, efektownych partii instrumentalnych, mnóstwo świetnych ścieżek wokalnych (zmiana za mikrofonem to zmiana na TAK), no i co najmniej jeden autentyczny killer („Missing”). Są dwa nośne single („In Circles”, „Fire Up”). Jest dużo różnorodności i sporo ciekawych pomysłów. Słowem, jest na „Variomatic” wszystko, co potrzeba, by wziąć ten album na radar i zapoznać się z jego muzyczną zawartością. Satysfakcja gwarantowana.
PS. Tytuł płyty wziął się od nazwy działającej w latach 80. śląskiej grupy rockowej, w której funkcjonował ojciec Łukasza i Marcela Lisiaków. A same skojarzenia, które budzi słowo „Variomatic” przywodzą na myśl syntezę elementów jazzrockowych, improwizowanych, elektronicznych z uporządkowaną i dobrze poukładaną materią rockową. Wszystko to słychać w utworach z nowej płyty grupy Osada Vida.