Tales Of Autumn - In Madness We Trust

Artur Chachlowski

Powstały w 2014 roku w Brighton kwartet Tales Of Autumn spędził pierwsze cztery lata swojej działalności w podziemiu, szlifując swoje brzmienie i styl. Pracując bez wytchnienia, zespół zdecydował się w ogóle nie występować na żywo, ani też nie publikować żadnych nagrań demo, dopóki nie będzie pewien, że nadszedł ku temu właściwy moment. Kluczową sprawą było zebranie odpowiednich muzyków, pomiędzy którymi panowałaby odpowiednia chemia i przyświecał im wspólny cel. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Z obecnym składem: Stefanos Karantonis (wokal i gitara), Tom Kiggins (gitara), Jordan Dann (perkusja) i Nick Horton (bass), wygląda na to, że ten ciekawie zapowiadający się zespół gotowy jest wreszcie przedstawić się publiczności. Nie tylko na żywo, ale i debiutancką płytą zatytułowaną „In Madness We Trust”.

Pod wieloma względami oraz zważywszy na to, że jest to debiut, nie sposób inaczej nazwać tego albumu niż oszałamiającym. Po pierwsze, ma on charakter konceptualny, w którym tematem przewodnim są zaburzenia psychiczne i wynikające z niego konsekwencje dla jednostki zagubionej we współczesnym świecie. Po drugie, brzmienie grupy Tales Of Autumn jest nad wyraz dojrzałe. Stylistycznie mieszczą się gdzieś na granicy prog i hard rocka, a długimi chwilami wydaje się, że bardzo blisko im do brzmień spokrewnionych z Rainbow, Black Sabbath czy Megadeth. Po trzecie wreszcie, płyta doskonale broni się zarówno jako jedna 40-minutowa całość, jak i zestaw pojedynczych utworów, których szerokie spektrum rozciąga się od pompatycznych brzmień w "She's Watching", poprzez chwytliwe tematy (chóralny zaśpiew w „Broken System”), po wybitnie gitarowe granie, jak w "Final Confession" aż po chyba najwspanialsze nagranie "Worthless", które z indeksem 2, tuż po spokojnym otwarciu w postaci utworu „Rambling On Maniacs”, stanowi prawdziwą ozdobę całego wydawnictwa.

Łącząc w sobie hardrockowe fascynacje z progresywnymi elementami, muzyka zespołu Tales Of Autumn ma niewątpliwie w sobie wystarczającą moc, by urzec sympatyków obu tych gatunków. Jeśli jesteś fanem soczystych riffów, zapadających w pamięć refrenów oraz imponujących i mocarnych gitarowych brzmień, powinieneś sięgnąć po ten album.

Na sam koniec podkreślę to raz jeszcze: zadziwiająco dojrzały to album jak na debiutujący zespół. Ale tworzą go niesamowicie utalentowani młodzi ludzie. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Więc chyba nic w tym dziwnego, że wyszła im tak fajna płyta…

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok