Świeża krew NWOBHM z północnej Anglii i jej debiutancka płyta naprawdę potrafi zaintrygować. Brzmienie grupy, która nazywa się Skies Turn Black, jest wyrazem nowoczesnego podejścia do klasycznego heavy metalu, z licznymi stadionowymi refrenami i zapierającymi dech w piersiach podwójnymi melodiami gitarowymi dzielonymi pomiędzy dwóch prawdziwych mistrzów gry na tym instrumencie: Jamie Jordana i George’a Turnera. Obaj od lat współpracują ze sobą w rodzimym Manchesterze, a skład ich grupy uzupełniają: basista Dan Woodhead oraz grający na perkusji, wieloletni przyjaciel Jamiego, Adam Jones.
Przed laty Jamie Jordan i Adam Jones byli członkami młodzieżowej orkiestry i właśnie te orkiestrowe wpływy nie pozostały bez echa w muzyce ich dorosłego zespołu. Wiele utworów wypełniających program płyty „No Place Like Home” posiada mniej lub bardziej zakamuflowane wpływy muzyki symfonicznej, chociażby bogate sekcje orkiestrowe (jak w rozpoczynającym płytę intro „Before The Storm” i wyłaniającym się z niego utworze „A World About To Flood”, balladowym „Never Again” oraz umieszczonej na końcu płyty epicko brzmiącej kompozycji „Revolution”). Poza tym sporo na tej płycie zagranego z wykopem hard rocka, utworów o niebywałym wręcz tempie, sporo grania ocierającego się o power metal („This Too Shall Pass”), a nawet tu i ówdzie pojawiającego się (delikatnego!) growlu.
Recenzentowi zwykle najłatwiej jest opisać muzykę nowej, nieznanej jeszcze nikomu grupy, poprzez muzyczne porównania. I chyba najlepiej będzie gdy i ja to zrobię. Otóż, w muzyce Skies Turn Black słychać ślady dokonań takich zespołów, jak Bullet For My Valentine, Metallica, Avenged Sevenfold czy Trivium. Ale jest też coś więcej. Coś, co sprawia, że od pierwszej chwili czujemy, że ten młody band ma w sobie potencjał oraz cechy wyróżniające go na tle setek innych usiłujących podobnie grać zespołów. Myślę, że tym elementem jest melodyjność, przystępność (choć nie jest to muzyka ‘lekka, łatwa i przyjemna’) i swoista przebojowość materiału, który na swojej debiutanckiej płycie umieścili młodzi Anglicy. I pewnie dlatego płyty „No Place Like Home” słucha się tak dobrze.