Album „Pure” to relikt dawno minionej przeszłości, gdy amatorscy muzycy nie wydawali raczej własnym sumptem płyt CD, realizowanych na cyfrowym sprzęcie, który nie przetrwał nawet do końca dekady. To świadectwo gatunku, który w 1990 roku był beznadziejnie niemodny. Zremasterowany, na nowo opracowany i – miejmy nadzieję – na nowo odkryty. Trzydzieści lat później…
Źródeł grupy Chandelier należy szukać we wczesnych miesiącach 1986 roku, kiedy wokalista i autor piosenek, Martin Eden, dołączył do grupy przyjaciół grających pod szyldem Exodus. Udo Lang (gitara), Stefan Braun (śpiew i instrumenty klawiszowe), Christoph Tiber (gitara basowa) i Herry Rubarth (perkusja) spędzili długie miesiące grywając covery, ale przyjście Martina zmieniło ten stan rzeczy: dał on grupie nie tylko charakterystyczny głos, ale też chęć do zmierzenia się z autorskim repertuarem. Pomysły zaczęły płynąć szerokim strumieniem i gdy Chandelier grał swój pierwszy koncert w czerwcu 1987 roku, mógł się już pochwalić godziną oryginalnego repertuaru, zawierającego stałe punkty późniejszych występów (utwory „Glimpse of Home”, „Lies In Paradise” and „Stay”).
Nieskrępowana niczym miłość dla dokonań wczesnego Genesis i Yes była płaszczyzną porozumienia całej piątki, nic więc dziwnego, że Chandelier zaczął grać rock progresywny. Brytyjskie sukcesy Marillion, It Bites czy IQ, zostawiających swój ślad na listach przebojów sugerowały, że połowa lat 80. to doskonały czas na założenie progresywnego zespołu. Wkrótce Chandelier zdobył lokalną popularność i zaczął odnosić pierwsze sukcesy, występując w lokalnych klubach młodzieżowych i na amatorskich festiwalach.
Kolejnym logicznym krokiem na drodze do pełnej władzy nad światem było wydanie… czegoś. Brak funduszy na profesjonalne studio sprawił, że kaseta „Fragments” została nagrana na żywo w sali prób zespołu, zlokalizowanej w… starym bunkrze z czasów II wojny światowej. Wydana w maju 1988 roku kaseta sprzedała się w nakładzie kilkuset sztuk, stając się poszukiwanym dziś rarytasem. Dzięki remasteringowej magii producenta Eroca, „Fragments” można teraz odkryć na nowo – w zaskakująco dobrym brzmieniu – na drugim krążku wznowienia płyty „Pure”.
Lista utworów zawiera głównie najważniejsze kompozycje z ówczesnego koncertowego repertuaru zespołu, ale też kilka pomija – m.in. trwający kwadrans epicki „Paper In Juice”, gitarowy „Flight of the Raven” oraz baśniowy „Into the Jungle”. Jedynym utworem, który został nagrany, ale nie trafił na finalną wersję kasety ze względu na ograniczenia czasowe, było „Paralyzed”. Teraz wraca na należne mu miejsce.
Choć o „Fragments” pisały progresywne fanziny, muzyką zespołu nie zainteresowała się żadna wytwórnia płytowa. Rozczarowany muzycznym biznesem Stephan Braun opuścił grupę latem 1988 roku, zastąpiony wkrótce przez Tobiasa Budnowskiego, który właśnie rozstał się z They Fade In Silence. Nowy skład kontynuował grę w klubach w okolicach Düsseldorfu oraz wyruszył na pierwszą zagraniczną wyprawę, występując dla niemal pustej sali gimnastycznej w Madeleiene, na przedmieściach francuskiego Lille.
Chandelier latem 1990 roku poświęcił trzy tygodnie i wszystkie oszczędności na nagranie debiutanckiego albumu „Pure”. Etatowy inżynier studia, Christoph Hammerl, zmiksował połowę utworów. Resztą, dla nadania bardziej rockowym trackom odpowiedniego kopa, zajął się ceniony producent Rainer Assmann (Accept, Killing Joke, DAF). Tytułowy utwór zarejestrowano w Musikhochschule Düsseldorf, by wykorzystać obecny tam klawesyn, doskonale uzupełniający się z gościnnym fletem Christine Frenz, nadając kompozycji średniowieczny charakter.
Okładka „Pure” została wyprodukowana przez dwóch znajomych grafików zespołu, Andreasa Franke i Thomasa Jarzinę (ten ostatni dołączył do grupy jako perkusista w 1995 roku). Ich pomysłem było sfotografowanie gipsowych, rzeźbionych paneli z wyświetlonymi na nich tekstami. Właściwa realizacja pomysłu okazała się sporym wyzwaniem, a finalnemu efektowi oberwało się za wyglądanie na tanią przeróbkę. Kiedy „Pure” zostało wznowione przez Inside Out w 1997 roku, okładkę zmodyfikowano. Niniejsza edycja przywraca oryginalną wersję, odtworzoną z pomocą najnowszych skanerów – niestety żadne zdjęcia, klisze czy pliki – nie wspominając o oryginalnych gipsowych elementach – nie zachowały się.
Wracając do ostatnich miesięcy 1990 roku, Chandelier miał sporo innych problemów do ogarnięcia: bez managementu, firmy płytowej czy dystrybutora, na którym mogliby polegać, do wydania płyty musieli założyć własną firmę: Sisyphus Records. Próby zmieniły się w spotkania biznesowe, a amatorscy muzycy w jeszcze bardziej amatorskich muzycznych biznesmenów. Ku zaskoczeniu wszystkich pierwsze tłoczenie „Pure” sprzedało się bez problemu i jeszcze przed końcem roku wszystkie pieniądze zainwestowane w jego powstanie zwróciły się z nawiązką.
Wydanie „Pure” zmieniło dla zespołu w zasadzie wszystko. Z prawdziwym albumem w dłoni Chandelier został zaakceptowany na międzynarodowej scenie progresywnej. Fanziny z całego świata chwaliły album, pojawiły się koncerty we Francji i Holandii, zespół grał w Wielkiej Brytanii z wszechmocnym Fishem i korespondował z innymi ambitnymi zespołami, jak Aragon, Now czy Collage.
Spoglądając wstecz, ciepłe przyjęcie „Pure” w progresywnych kręgach pozostaje do dziś pewną tajemnicą. To nie jest przecież zbyt progresywny album. Tak naprawdę trzy utwory pasują do gatunku – reszta to prostsze rockowe kompozycje czy ballady. Ale i tak „Pure” jest dzisiaj widziane jako godzina narodzin niemieckiego neo-progu. Zespoły pokroju Everon czy Violet District wydały w 1991 roku swoje debiutanckie albumy, dzięki czemu „Pure” stało się forpocztą nowej niezależnej sceny progresywnej w Niemczech. Prawdziwy wpływ albumu pozostaje wciąż dyskusyjny, ale faktem jest, że „Pure” udowodniło, że uparty amatorski zespół może wyprodukować przyzwoicie brzmiący materiał.
Na podstawie materiałów GAD Records.