Gdy myślimy o islandzkiej scenie rockowej, to pierwszym skojarzeniem jest oczywiście formacja Sigur Rós i jej lider Jónsi. Kto oprócz nich? Może jeszcze grupa Árstíðir? No, ale na tym chyba koniec. Dlatego z wielką radością donoszę, że dzięki niezawodnej wytwórni płytowej Karisma Records odkryłem kolejną grupę – Lucy in Blue, której nowy, bardzo udany, album zatytułowany „In Flight” wylądował przed kilkoma dniami w mojej skrzynce na listy.
Zespół Lucy In Blue został założony w 2013 roku, a trzy lata później zadebiutował albumem osiągalnym jedynie za pośrednictwem portalu Bandcamp. Od tego czasu zespół, który tworzą: Arnaldur Ingi Jónsson (gra na klawiszach i śpiewa), Kolbeinn Þórsson (perkusja), Matthias Hlífar Mogensen (bas, śpiew) i Steinþór Bjarni Gíslason (gitary, śpiew) okrzepł, nabrał doświadczenia i nagrał płytę, która z pewnością zachwyci fanów klasycznego progresywnego rocka.
Młodzi Islandczycy grają fascynującą muzykę inspirowaną wczesnymi produkcjami spod znaku Pink Floyd, King Crimson, Camel oraz innych wspaniałych psychodelicznych i progresywnych grup przełomu lat 60. i 70. ubiegłego wieku. Lucy In Blue ma wyjątkowe, pełne szacunku dla tradycji, podejście do wczesnego psychodelicznego progresywnego rocka i dzięki błyskotliwym gitarowym partiom oraz potężnym brzmieniom mocno opartym na instrumentach klawiszowych, a przede wszystkim niesamowitej atmosferze, w jakiej utrzymana jest cała płyta, zabiera słuchacza w podróż przez psychodeliczne pejzaże dźwiękowe i progresywne klimaty żywcem wyjęte z lat 70.
Już sam początek albumu robi bardzo doskonałe wrażenie. Dwuczęściowa kompozycja „Alight” wprowadza odbiorcę w magiczny świat muzyki Lucy In Blue. A potem, jak u Hitchcocka, napięcie rośnie. Wspaniale prezentuje się utwór „Respire”, świetne jest instrumentalne nagranie „Nuverandi”. Cały zespół prezentuje swoją muzyczną erudycję czerpiąc z najlepszych tradycji klasycznego rocka. Kolejnym dobrym tego przykładem jest najbardziej dynamiczne w tym zestawie, rozedrgane falą niepokojących dźwięków nagranie „Tempest”. Rewelacyjny i epicko brzmiący jest też finał płyty. Składają się nań dwie kompozycje: tytułowa „In Flight” oraz stanowiąca jej naturalne dopełnienie - „On Ground”. To kawał pięknie podanego prog rocka. Takiego z charakterystyczną dozą nordyckiego klimatu. Piękny to album. Taki, który cieszy od początku do samego końca.