Pamiętam, gdy kilkanaście lat temu, krótko po ukazaniu się albumu „Up” zaczęło funkcjonować hasło, rzekomo pochodzące od samego Petera Gabriela, że jego przepastna szuflada mieści kilkadziesiąt nowych utworów, niemal gotowych do wydania w ramach nowej studyjnej płyty. Lata wyczekiwania takowej, jak i masa publikacji zdecydowanie dalekich od idei „premierowego albumu”, kazały nabrać dystansu do takich deklaracji. Nie zmienia to jednak faktu, że owe szuflady Gabriela przepastne są, tyle że wypchane archiwaliami - przynajmniej takimi, które, choć w swoim czasie publikowane, znane były do tej pory jedynie elitom zagorzałych fanów.
Już w kwietniu tego roku ukazał się zbiór piosenek, które przez lata Gabriel wykonywał na potrzeby ścieżek dźwiękowych do filmów. Album „Rated PG”, choć stanowił ciekawy zestaw, to jednak nie wyczerpywał zagadnienia piosenek filmowych artysty stworzonych poza trzema dyskograficznymi soundtrackami. Najnowszy przegląd archiwów skierowany został głównie ku singlom, których Gabriel przez lata wydał bez liku. Tym razem jednak strategia wydawnicza okazała się zadość czynić bogactwu materiału, jaki latami chowany był na tzw. stronach B, jak i paru innym ciekawym wydawnictwom – kompilacja w swej nazwie nawiązująca do tytułu piosenki z drugiej płyty artysty opublikowana została jedynie w wersji streamingowej, dzięki czemu jako „album” mogła osiągnąć rozmiary niemal sześciogodzinnego składankowego kolosa.
I choć kronikarski obowiązek każe wytknąć parę braków, które stawiają pod wątpliwość ideę wyczerpującej kompilacji, to trzeba przyznać, że ta niekrótka przygoda z chronologicznie usystematyzowaną muzyką Petera Gabriela robi wrażenie. Prezentacja „Flotsam And Jetsam” jest jak odkurzanie wielkiego pudła pełnego „siódemek”, „dwunastek” oraz singli i specjalnych długogrających wydawnictw opublikowanych (niekoniecznie tylko pod nazwiskiem Gabriela) na płytach kompaktowych. A że cały zbiór obejmuje okres aż do 2016 roku, to nie zabrakło oczywiście i tych rarytasów, które nigdy nie uwolniły się poza etykietę „digital”.
Kompilacja jest nie tylko wnikliwym przeglądem historii solowej kariery Petera Gabriela przez pryzmat małych płyt, to również swoiste udokumentowanie zmian, jakim przez lata podlegały wydawnictwa singlowe, jakimi zawartościami próbowano dopełnić wydawnictwa długogrające, a również w jaki sposób podchodzono do przemodelowywania piosenek na okrągło prezentowanych w radio. I tutaj „Flotsam And Jetsam” jawi się jako rzeczywisty dokument, nie zaś przyjazny wszystkim składak o starannie dobranych proporcjach, wszak wydłużone edycje, niepublikowane utwory, instrumentalne miksy, koncertowe wykonania będące atrakcjami najwcześniejszych singli, z czasem zaczęły ustępować miejsca nie zawsze lekkostrawnym remiksom, które w przypadku Gabriela pochłonęły zwłaszcza nagrania pochodzące z płyty „Up”. Tak więc, chcąc przebrnąć przez całą kompilację, pośród przeróbek trzeba nastawić się nie tylko na tak cenne okazy, jak zupełnie „odmienione” „D.I.Y.”, „I Don’t Remember” czy „Blood Of Eden”, ale i na zjawiska w stylu trwającej niemal kwadrans didżejskiej wariacji na temat „Darkness”, o Shaggy’m mruczącym w nowszej wersji „Shaking The Tree” nie wspominając.
Generalnie jednak, do zawartości „Flotsam And Jetsam” zachęcać nie trzeba – „Strawberry Fields Forever” nagrane tuż przez „Jedynką”, studyjne wersje utworów znanych dotąd tylko z koncertowych płyt („I Go Swimming”, „Across The River”, fragmenty „Quiet Steam” i „In Your Eyes”), gratki o niewiele mówiących tytułach – ciekawostek jest tu cała masa, dość powiedzieć, że na program „płyty” składa się ponad 60 kompozycji, jest to więc prezent dla fanów doprawdy godny ochów i achów. A jako że archiwum artysty wydaje się otwierać coraz szerzej – warto wyczekiwać w następnej kolejności takiego materiału, którego do tej pory nie wydano oficjalnie nigdy – zakładając oczywiście, że nadzieję na premierowy album Petera Gabriela ostatecznie trzeba by porzucić…