Obiecujący tytuł tego kompilacyjnego albumu brzmi niczym najpiękniejsza muzyka dla uszu sympatyków grupy Skaldowie. Szczególnie dla tych, którzy upodobali sobie nie tylko „mainstreamowo-przebojową” stronę twórczości zespołu braci Zielińskich, lecz przede wszystkim tę oscylującą wokół klasycznej progresywno-rockowej stylistyki lat 70. Ale pewnie nawet gdyby wśród miłośników artrockowego oblicza Skaldów zrobić ankietę na temat najbardziej progrockowych kompozycji w dorobku zespołu, to pewnie w odpowiedzi w pierwszej kolejności padłby tytuł suity „Krywaniu, Krywaniu”, być może jeszcze niektóre utwory z albumu „Od wschodu do zachodu słońca”. Program omawianej dziś płyty może okazać się dla nich zaskoczeniem. Nie znajduje się na nim żadna z powyższych kompozycji.
Zamiast tego na „Lost Progressive Sessions 1970-1971” znalazł się zapis kilku sesji nagraniowych, jakie w tamtym czasie Skaldowie odbyli w studiach nagraniowych w Berlinie, Saarbrücken i czeskiej Pradze. W przeciwieństwie do materiału zebranego na omawianym przez nas niedawno krążku „German Radio Sessions vol. II” wszystkie utwory zostały wykonane po polsku. I oprócz dość popularnych tytułów, jak „Straszne sny naczelnika poczty w Tomaszowie” (z dowcipnie wplecionym cytatem ze słynnej piosenki Ewy Demarczyk), „Malowany dym”, „Łagodne światło twoich oczu” czy „Nie ma szatana” otrzymujemy zestaw kilku mniej znanych kompozycji Andrzeja Zielińskiego. Rewelacyjnie prezentują się utwory „Zwariowane koło”, „Dwa-jeden-zero-start”, „Wolne są kwiaty na łące” czy dwie moim zdaniem autentyczne progresywno-rockowe perły w tym zestawie: „Kolorowe szare dni” i „Dajcie mi snu godzinę cichą”. To Skaldowie, których muzyka brzmi nie tylko jak klasyczny Deep Purple (dzięki potężnym dźwiękom organów Hammonda), ale jak bardzo wczesny (tak z okolic pierwszej i drugiej płyty) Genesis.
Finałową sekcję płyty stanowią nagrania instrumentalne. Są to kompozycje Andrzeja Zielińskiego: „Gospel Song”, „Lady In Violet”, „Juhas zmarł”, „Nie chcę odejść” czy „Na wirsycku” (ta ostatnia z wplecionym weń gitarowym riffem „You Really Got Me” grupy The Kinks) oraz tradycyjne melodie ludowe, zarówno polskie („Nie lyj dyscu, nie lyj”), jak i anglosaskie (np. spopularyzowany swego czasu przez duet Simon & Garfunkel „Scarborough Fair”). W wykonaniu Skaldów nabierają one całkowicie nowego artrockowego wymiaru. Wymiaru, który naprawdę potrafi chwycić za serce swoim czarem i klasą.
„Lost Progressive Sessions 1970-1971” to dla fanów grupy Skaldowie album-ciekawostka. Dla sympatyków dobrego, klasycznego polskiego symfonicznego rocka – pozycja obowiązkowa! Przyznam, że takich braci Zielińskich, którym na krążku tym towarzyszą Konrad Ratyński, Jerzy Tarsiński i Jan Budziaszek, lubię najbardziej.