Lisa Gerrard to australijska wokalistka, instrumentalistka i kompozytorka, doskonale znana słuchaczom jako głos takich zespołów, jak Dead Can Dance czy This Mortal Coil. Jest też twórczynią oszałamiającej liczby ścieżek dźwiękowych do filmów i programów telewizyjnych. Prace nad najnowszą płytą rozpoczęły się ponad siedem lat temu, kiedy Lisa poznała irlandzkiego kompozytora teatralnego, Julesa Maxwella. Maxwell, pierwotnie towarzyszący grupie Dead Can Dance na koncertach jako klawiszowiec, stworzył z Lisą Gerrard utwór zatytułowany „Rising Of The Moon”, który był wykonywany jako finał każdego koncertu. Między Lisą i Julesem zaczęła tworzyć się silna więź, co zaowocowało współpracą w kolejnych latach.
Niedawno Lisa i Jules połączyli siły z Jamesem Chapmanem (Maps), aby razem z nim stworzyć album zatytułowany „Burn”. Wydawnictwo ukazało się 7 maja tego roku i składa się z siedmiu kompozycji inspirowanych naturalnymi elementami: ognia, wiatru i morza oraz mądrością zwierząt i ich relacji z ludźmi. Narodziło się ono – co typowe dla dzisiejszego pandemicznego świata – w różnych zakątkach naszego globu: artyści pracowali w Australii (Lisa Gerrard), Francji (Maxwell Jules) i Wielkiej Brytanii (James Chapman).
Otwierająca płytę kompozycja „Heleali (The Sea Will Rise)” wybrzmiewa w aurze nagrań Dead Can Dance, słyszymy naprzemienny dialog klawiszy Maxwella i niezwykłego głosu Gerrard, co w swojej niezwykłej harmonii staje się niezwykle ujmujące. Śpiew Lisy może w jednej chwili zmienić się, tworząc łagodne i burzliwe formy emocji. Artystka mówi o tym nagraniu w taki oto sposób: „Album zaczyna się od „Heleali”, medytacji o wiecznych wzlotach i upadkach przypływów. Jest to wezwanie do odpuszczenia przeszłości i refleksji nad nieuchwytnymi cieniami parowania”.
Fenomenalnie brzmi tytułowy utwór „Noyalain (Burn)” wykorzystany do promocji albumu. Rytmy są synkopowane, a muzyczna aranżacja i wokal (męski i żeński) powodują, że stajemy się zahipnotyzowani tą uroczą melodią. Chyba nie jestem odosobniony w tym stwierdzeniu, gdyż na jednym tylko serwisie streamingowym to nagranie ma już ponad 127 tysięcy odtworzen.
„Deshta (Forever)” to utwór klimatycznie wpasowujący się w kulturę zachodniej Azji a jednocześnie Europy Południowo – Wschodniej. To utwór tajemniczy intrygujący, pełen egzotyki i majestatycznego polotu, który jako drugi promował najnowsze i któremu towarzyszył bardzo ciekawy teledysk.
W obdarzonym tanecznym podtytułem „Aldavyeem (A Time To Dance)” słyszymy, że w rzeczywistości swoim rytmem utwór ten zachęca do takich reakcji. Muzyka może służyć nie tylko do słuchania, ale również do tańca i do zabawy, co w przypadku Lisy może dla fanów być zaskakujące, ale w tym przypadku jak najbardziej akceptowalne.
Po tym tanecznym lekkim nagraniu znajdujemy na „Burn” coś zupełnie odmiennego. W „Orion (The Weary Huntsman)” śpiew Gerrard staje się wręcz operowy i zabiera nas w inny muzyczny świat. To bardzo epicki utwór, w którym Lisa swoim głosem operuje niczym instrumentem, co w połączeniu z imponującymi aranżacjami oraz fantastyczna muzyką pozwala nam rozmarzyć się w tych dźwiękach.
Początek kompozycji „Keson (Until My Strength Returns)” to śpiew acapella, do którego subtelnie dołączają partie klawiszowe i perkusja nadając rytmicznego brzmienia tej nieco melancholijnej piosence.
W ostatnim utworze „Do So Yol (Gather The Wind)” w mistrzowski sposób równoważony jest klawiszowy rytm nadawany przez Maxwella oraz głos Gerrard, co tworzy najbardziej niesamowite dźwięki na płycie, będące jej finałową puentą. Muzyka tego duetu pełna jest niezatartych doświadczeń i kontemplacji dotyczących tej niezwykłej dla nas wszystkich rzeczywistości, w której tak naprawdę dopiero uczymy się żyć. Poprzez delikatne melodie i niesamowity głos Lisy Gerrard album ”Burn” pozwala zanurzyć się w niezwykłej aurze spowitej wczesnymi dokonaniami Dead Can Dance, Klausa Schultze, Vangelisa czy - w nieco mniejszym stopniu - zespołu Maps. Co do tej ostatniej nazwy, za którą kryje się James Chapman, to polecam zainteresować się ostatnim albumem pt. „Colours. Reflect. Time. Loss” z 2019 roku.
Choćby napisać nie wiem jak długi tekst opisujący każdy dźwiękowy niuans omawianej przeze mnie dziś płyty, to nie zastąpi to osobistej celebracji tego znakomitego krążka, który dostępny jest na CD i białym winylu. Słuchanie i uważne poznanie albumu „Burn” powoduje, że śmiało można postawić go na półce obok płyt „Within the Realm of Dying Sun”, „Anastasis” czy „Dionysus” i w zależności od nastroju delektować się różnorodnością barw i nastrojów wypełniającej go przepięknej muzyki.
PS. Mastering materiału dokonał Simon Gibson w londyńckich Abbey Road Studios. Album dedykowany jest Mani