Gdy album ten trafił w moje ręce, natychmiast poczułem się wielce zaintrygowany, gdyż ceniony przeze mnie wokalista Uriah Heep, Bernie Shaw, z rzadka wydaje swój solowy materiał poza zespołem, z którym jest związany. W Uriah Heep funkcjonuje on już od 1986 roku, a więc grubo ponad 30 lat, a przecież każdy inny wokalista wytrzymywał u boku Micka Boxa o wiele krócej (na przykład David Byron tylko 7 lat!).
Album „Too Much Information” został nagrany przez Shawa wraz z dawnym kolegą z kanadyjskiej Victorii, Dale’em Collinsem. Duet ten ma już w swoim dorobku EP-kę „Picking Locks”, ale ukazała się ona ponad dwie dekady temu. Album „Too Much Information” zawiera trzy nagrane na nowo utwory wypełniające tę EP-kę oraz kilka innych nagrań będących wynikiem ich wcześniejszej kooperacji. Ze względu na intensywną pracę w Uriah Heep (Shaw mówi, że każdego roku spędza z Uriah Heep ponad 200 dni), ukończenie albumu zajęło obu panom ponad sześć lat. Nic dziwnego, że tak długo to trwało, gdyż przez długi okres czasu pracowali z dwóch różnych stron oceanu, wymieniając się emailowo plikami z coraz to nowszymi wersjami swoich piosenek.
Shaw oczywiście wykonuje na tej płycie wszystkie partie wokalne, a Collins gra na gitarze, basie i instrumentach klawiszowych. Wspomagają ich jeszcze perkusista Don Restall i pianista Jason Gardenits oraz kilku gości grających w poszczególnych tworach, ale zasadniczo grają jako kwartet. Nad płytą tą pracowali ponadto stali współpracownicy Uriah Heep: inżynier dźwięku Steve Rispin, odpowiedzialny za mastering Mike Pietrini, autor projektu graficznego – Mike Inns oraz koordynator całego projektu w osobie menedżera Daniela Earnshawa.
Shaw i Collins skomponowali razem otwierający płytę numer „So Many Times”, a reszta utworów została napisana przez Collinsa. Nie wydaje mi się, żeby Collins był dobrze znanym muzykiem, ale przeczytałem jego wywiad z czasów premiery wspomnianej EP-ki i, jak pamiętam, już wtedy mówił, że zagrał ponad 2500 koncertów, więc chyba wie, jak sobie radzić. Collins spotkał się z Shawem w Kanadzie w czasie, gdy Bernie przebywał na wakacjach tuż przed wejściem studia, aby nagrać z Uriah Heep album, który później został wydany pod tytułem „Sonic Origami” (1998). Bernie szukał gitarzysty do wspólnego muzykowania. Dale'owi udało się zorganizować spotkanie. A reszta jest już historią.
Muzyka, jaką słyszymy na tej płycie jest dokładnie tym, czego można się spodziewać po albumie z udziałem Bernie Shawa – artysty specjalizującego się w melodyjnym klasycznym rocku. W „Sad Song” słychać balladową moc, a na płycie przeważają melodyjne utwory. Jest to niezwykle przystępny materiał i już przy pierwszym odtworzeniu śpiewałem większość refrenów. Atuty Shawa znamy nie od dziś. Collins jest bardzo zdolnym kompozytorem i kompetentnym gitarzystą. Siłą tego albumu są piosenki, riffy i śpiew Shawa, a hierarchia tych trzech elementów zmienia się w zależności od poszczególnych utworów. Od początku do samego końca słychać stylową klasę kompozycji obu panów i absolutnie nie ma tu żadnego odcinania kuponów od Uriah Heep. Słucha się tego dobrze, aranżacje są delikatne, raz po raz przechodzą z akustycznych w metalowe, a kiedy nadchodzi właściwy moment, zmienia się i tempo, i dynamika, a dzięki ciepłemu wokalowi Berniego album jest niezwykle przystępny w odbiorze. Naprawdę cieszy to, że nie stracił on nic ze swojej mocy i emocji, które potrafi przekazać swoim śpiewem. To album dla fanów wszelkich form melodyjnego classic rocka, naprawdę dobra rzecz. Ma on wszelkie znamiona side projectu i dlatego niezmiernie ciekawi mnie reakcja oddanych fanów Uriah Heep.
Tłumaczenie: Artur Chachlowski