Breidablik - Alduorka

Olga Walkiewicz

Czy śniliście kiedyś z otwartymi oczami, leżąc na wilgotnej plaży pod potężnym sklepieniem nocnego nieba? Otoczeni szumem prastarego oceanu, którego wodne palce odciskały na piasku linie papilarne fal, ich kształt i posmak – słony, mistyczny, pierwotny. „Alduorka” w języku farerskim oznacza falę energii. Tak, muzyka jest energią, która burzy porządek wszechświata i potrafi mieć ekstremalną siłę. Jest niczym chwila zanurzenia w świętej wodzie życia, ekstazą i żarem, który przez nas przepływa i uzbraja w magiczną tarczę mocy. To cierpliwość tworzenia absolutu. Boskość. Orgia zmysłów. Czas, który stanął w miejscu.

Zespół Breidablik powstał w Bergen w 2012 roku, a „Alduorka” to już piąty album studyjny, którego premiera odbędzie się 11 lutego tego roku. Album, który jest konceptem – rytuałem w sześciu odsłonach. Morten Birkeland Nielsen jest sprawcą niepokoju w moim sercu. Czarodziej wydobywający z głębin odległych galaktyk – echa marzeń, instalacje, w których sztuka dąży do doskonałości. Wcześniej tworzył sam. Pojawiły się kolejno albumy: „Vinter” (2017), „Penumbra” (2017), „Nhoohr” (2019) i „Omicron” (2020). Na tym ostatnim towarzyszył mu na gitarze Håkon Oftung. „Alduorka” została nagrana wraz z trójką muzyków: wspomnianym wcześniej Håkonem Oftungiem (gitara elektryczna, flet), Trondem Gjellumem (perkusja) i basistą, który nazywa się V’ganðr.

Album otwiera dwudziestominutowy „Alda” - utwór który jest prawdziwą ucztą dla zmysłów. Wprowadza nas do krainy elementarnych rozkoszy, brzmień czystych w swojej formie. Otwierają się przed nami szlaki, które przecierali Edgar Froese i Klaus Schulze. Prostota i perfekcja krzyżują tu miecze, wydobywają na powierzchnię szczegóły i detale. „Orka I” to krótka kompozycja. Trzy i pół minuty podróży w nieokiełznanej przestrzeni z silnie zaznaczoną pracą sekcji rytmicznej, którą stanowią Trond Gjellum (Panzerpappa, Suburban Savages, Electrond, Mythopoeic Mind) i V’ganðr (Helheim, Taake, ex–Aeternus). „Ran” to minimalizm wzniesiony do poziomu eksperymentu ścierających się ze sobą „ścian brzmienia”. Jest rodzajem przejścia do innego świata. Szum wody kończący utwór symbolizuje otwarcie bram do innej krainy. „Hrazno” oznacza przemijanie: woda w bezustannym ruchu odmierzająca płynący czas. Na tle elektronicznych, powtarzających się motywów słyszymy gitarowy temat, który jest podróżnikiem w czasie, symbolem życia, będącym nośnikiem energii. „Himiglaeva ok Kolga” to kompozycja osadzona bardzo mocno w klimatach, jakie były na wczesnych płytach Tangerine Dream, jak „Phedra” czy „Stratosfear”. Temat „Orka II” zamyka album w jedną, zwartą całość. Motoryczne ścieżki syntezatorowych brzmień rzucone są w ciekawe, klawiszowe sekwencje i rozbudowane jazdy perkusyjne…

To bardzo nastrojowy album – pełen energii wyssanej z najgłębszych snów, pełen myśli i prostoty rozedrganych tańcem elektronów krążących po orbitach. Jest smakiem nocy. Wędrówką przez gwiazdozbiory zaglądające w głąb Rowu Mariańskiego. Tak naprawdę mało tu elementów progresywnych. Króluje tu duch muzyki Edgara Froese i ślady współczesnych mistrzów – Steve’a Reicha i La Monte Younga. Lecz czy wszystko musi być zawsze art- czy prog-rockowe? Nie, wystarczy, że trafia w sam środek serca.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok