Muzyczny nowy rok rozkręca się nam coraz bardziej i do redakcji MLWZ trafiają płyty niespodziewane. Niespodziewane, bo nie czeka się na nie z utęsknieniem, a przede wszystkim nie obiecuje się po nich zbyt wiele. A one potrafią zaskoczyć i stać się bardzo miłą niespodzianką.
Do takich należywydany 4 lutego album „Vigil”, który firmowany jest przez brytyjskiego multiinstrumentalistę Roda While’a. Rod mieszka w Buckingham w Anglii, gdzie ma własne studio nagraniowe. Jego głównym instrumentem jest gitara, a jego grę porównywano do Jeffa Becka i Davida Gilmoura. Po wielu latach działalności w różnych zespołach (m.in. Trekellion Skyway i Sarajevo) w 2021 roku rozpoczął pracę na własny rachunek i wydał płytę „Open The Cage” - instrumentalną, pełną różnorodnego materiału, od rocka progresywnego po jazz fusion i elektronikę. Nie słyszałem tego albumu, ale z tego co mogę się przekonać słuchając przesłanych mi plików z nowego krążka, to wcale nie dziwię się, że zebrał on tak wiele pozytywnych recenzji (m.in. w Prog Magazine).
Album „Vigil” ukaże się za kilka dni i, podobnie jak „Open The Cage”, jest to album instrumentalny, a możemy na nim usłyszeć wpływy, m.in. Pink Floyd, Tangerine Dream, Massive Attack, Pata Metheny’ego, Steve’a Hacketta, a nawet Mahavishnu Orchestra. Rod w pojedynkę (w jednym utworze. „Leonid” na gitarze slide zagrał gościnnie Peter Daniel) gra na nim solidnego, podsyconego duchem progresu, rocka, który nie potrzebuje eksperymentów, ani techniczno-technologicznych fajerwerków wynikających ze współczesnych zdobyczy realizacji dźwięku. Na „Vigil” znajdziemy mnóstwo dojrzałych i ciekawie zrealizowanych partii instrumentalnych, głównie gitarowych. Chociaż nie brakuje tu też rozsądnie użytych syntezatorów oraz elektroniki, co wskazuje na sprytny zamysł kompozytora, który przedstawia się jako artysta grający wielobarwną i wielowątkową muzykę. A jest to muzyka do słuchania, a nie tapeta do brzęczenia w tle. Wprawdzie trochę brakuje mi w tym wszystkim wokalu, choć od czasu do czasu pojawia się narracja (jak np. w „Shimmer” czy we „Flicker”, gdzie słychać fragmenty wystąpień naukowców Carlosa H. Schencka, Matthew Wilsona i Nielsa Rattenborga podczas konferencji naukowej poświęconej różnym aspektom snu), ale po pewnym czasie zachwyca demonstrowaną przez While’a umiejętnością wyrażania emocji wyłącznie przy pomocy dźwięków.
„Vigil” to album w sumie dość staromodny (choć lepszym słowem wydaje się tutaj „klasyczny”), zrelaksowany, marzycielski i wysmakowany. Co imponuje na tej płycie to autentyczność – wszystko co Rod gra wydaje się prawdziwe, rzetelne i uczciwe. Płynące prosto z serca. Rod wie, że jego nowe kompozycje (na trwającym trzy kwadranse „Vigil” jest ich dziesięć) nie wyniosą go na szczyty list przebojów, ani nie stanie się dzięki nim gwiazdą rocka. Ale to dobrze, niech Rod pozostanie sobą i wyraża siebie poprzez swoją muzykę, niech nią porusza i inspiruje innych. Niech dalej gra tak pięknie jak na tym albumie.