Audiocracy to pochodzący ze wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych zespół, wpisujący się w ramy rocka progresywnego utrzymanego w najstarszych tradycjach gatunku. Brzmienie zespołu oparte jest na solidnej osnowie budowanej przez dźwięki instrumentów klawiszowych (organy B3, liczne syntezatory, fortepiany elektryczne – gra na nich Tobin Mueller), mocnej interakcji gitar (na płycie „Revolution’s Son” gra aż trzech gitarzystów – Bob Piper, Darren Chapman i Tadashi Togawa – choć w żadnym z utworów nie występują oni naraz) oraz wielowarstwowych, często multiplikowanych liniach wokalnych. Właśnie, wokale (śpiewa niejaki Twon) to z jednej strony najszybciej rzucający się w oczy, a raczej w uszy, wyróżnik brzmienia grupy Audiocracy, a z drugiej – stanowią one chyba najbardziej kontrowersyjny aspekt tyleż oryginalnego, co unikatowego stylu zespołu. Partie wokalne przypominają po trosze najwcześniejsze płyty grupy Yes, ale nie są one ani tak wyraziste, ani tak łatwo przyswajalne jak głos Jona Andersona.
Nieustająca chęć do rozlicznych eksperymentów brzmieniowych sprawia, że ilekroć słucham grupy Audiocracy, odbieram jej muzykę jako dość kontrowersyjną. Niektóre rozwiązania melodyczne przywodzą mi na myśl produkcje Franka Zappy, a te jak wiadomo nie należą do najłatwiejszych w odbiorze. Wszystko, o czym piszę zmierza do jednego: „Revolution’s Son” nie jest płytą „lekką, łatwą i przyjemną”. Trzeba się nieźle natrudzić, by przez nią przebrnąć i dotrzeć do głębokich pokładów, na których całość układa się w logiczną i sensownie poukładaną treść. A opowiada ona o życiu pewnego młodzieńca, które jest drogą wiodącą poprzez dziecięcy idealizm, naiwność, potem gorliwą anarchię, zdradę ideałów i wreszcie odpokutowanie win i błędów. Każdy z 7 utworów znajdujących się na tym albumie stanowi odrębną całość, ale cała płyta niesie ze sobą o wiele większy ładunek emocjonalny niźli suma pojedynczych jej fragmentów, a więc każdego z nagrań z osobna.
Sam literacki wydźwięk i przesłanie tego albumu stanowią jego mocną stronę, lecz dla słuchaczy niekoniecznie skupiających się na tekstach, część muzyczna może stanowić spore wyzwanie. Stylistyka muzyki grupy Audiocracy rozciągająca się od fusion, poprzez jazz rock po elementy czystego prog rocka (lecz to nie one przeważają w brzmieniu zespołu) może szybko zniechęcić niecierpliwego słuchacza. Dlatego wydaje mi się, że „Revolution’s Son” to płyta nie dla wszystkich. Raczej dla tej części odbiorców, którzy nie boją się wyzwań i potrafią zagryźć zęby, by po pierwszych, może niezbyt udanych próbach, po jakimś czasie powrócić do tej muzyki. Bo za każdym kolejnym razem nabiera ona coraz większej mocy i większego sensu.