Vanishing Point - Dead Elysium

Olga Walkiewicz

Vanishing Point to prawdziwy kawał historii. W tym roku przypada dwudziesta szósta rocznica ich funkcjonowania na scenie melodyjnego progresywnego metalu. Przez te wszystkie lata rozkwitali w blasku reflektorów, scena stała się ich drugim domem. Pomimo pewnych zawirowań w składzie zespołu, tak naprawdę nie było chwil, gdy wyczuwało się, że ich możliwości i potencjał ulegają obniżeniu. A rutyna sceniczna bywa czasami nie lada zasadzką. Przeszkodą, która nie pozwala wspinać się w górę po drabinie kariery. Wiele grup wpadło w pułapkę własnego sukcesu lub spoczęło na laurach. Jeszcze inne zaczęły powielać swoje pomysły, dochodząc do paradoksu „zjadania własnego ogona”. Vanishing Point posuwał się może małymi kroczkami, lecz zawsze w stronę światła.

Być może pomiędzy kolejnymi albumami były duże przerwy, lecz czasem to jest potrzebne, aby materiał był przemyślany i dający satysfakcję zarówno muzykom, jak i fanom.

Po sześciu długich latach powstała znakomita płyta - „Dead Elysium”. Potrafi ona zaczarować melodyjnością i ogromną dawką energii. Jest tu czarowny wiatr, który przywołuje wszystkie kolory i blaski unoszące się nad Australią. Wypełnia ciepłym oddechem nasączonym dźwiękową mozaiką wszystkie zakamarki naszej wyobraźni. Trzeba otwarcie przyznać, że chłopcy wykonali kawał dobrej roboty. Nie ma tu momentu, żeby nie ulegać emocjom. Gwarancją są muzycy, którzy niesamowicie porywają drzemiącym w nich żywiołem i ekspresją. Głos Silvio Massaro czy szalona gitara Chrisa Portianko nie pozwalają siedzieć spokojnie w fotelu.

Album otwiera niesamowity „Dead Elysium” - mój faworyt. Już sam motyw klawiszowy rozpoczynający ten żarzący mocą kawałek kupił mnie w jednej chwili. Mocny riff, jaki wplata się w niego, jest znakomitym początkiem, a świetna sekcja rytmiczna daje efekt magiczny i zmysłowy w swoim szaleństwie. „Count Your Days” to kompozycja bardziej stonowana i klimatyczna. Dużo tu koronkowej delikatności obudowanej mocnym rytmem. „To The Wolves” pokazuje ogromne możliwości Sylvio zarówno jeśli chodzi o skalę głosu, jak i jego barwę – głęboką w niskich rejestrach i pełną światła w wysokich. „Salvus” to kompozycja z silnie rozbudowaną dawką soczystej melodii, znakomitą orkiestracją budującą tło w sposób poetycki i miękki. To taki ukłon w stronę amatorów przebojowości i kunsztownej oprawy muzycznej. Oj, dużo dzieje się jeszcze na tej płycie. Energetyczny „Free” czy oazy rasowego progresu, chociażby w „The Shadow World” czy w „The Ocean”... Vanishing Point to kapela, która pomimo upływu tylu lat, nie poddała się próbie czasu i nadal potrafi wywołać emocjonalne tsunami. I jak tu ich nie kochać...

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!