Solstice - Light Up

Kev Rowland

Nie jestem pewien, co jeszcze można napisać o jednym z najbardziej kultowych i unikalnych brytyjskich zespołów rocka progresywnego, który od ponad 40 lat podąża własną ścieżką, w mądry i przemyślany sposób wytyczaną przez swojego lidera i gitarzystę Andy'ego Glassa. Nowy album „Light Up” ukazuje się stosunkowo szybko po „Sia” (2020) i nagrany został w niezmienionym składzie, co dla Solstice jest dość niezwykłe. Skład jest stabilny, brzmienie zespołu też, co zapewnia charyzmatyczna wokalistka Jess Holland. Oprawę graficzną ponownie wykonał Shaun Blake. Jak się okazuje, warto zaangażować te same osoby, tym bardziej, że pod wieloma względami „Light Up” jest kontynuacją poprzedniego albumu, Muzycznie dzieje się na tej płycie sporo rzeczy, które powodują, że produkcje grupy Solstice można określić jako nowoczesny prog folk, z głębią literackich przemyśleń i złożonymi aranżacjami, które zawierają w sobie bardzo dużo przestrzeni.

Skrzypce zawsze były ważnym elementem instrumentarium zespołu, ale tym razem są używane oszczędnie, więc kiedy tylko się pojawiają, podkreślają one efekt wyjątkowości brzmienia zespołu, podobnie jak smakowite gitarowe partie Andy'ego. Bardzo często gitara wysunięta jest do przodu, często zmienia też kierunek i tempo muzyki, podczas gdy sekcja rytmiczna utrzymuje ją w ryzach, co pozwala poruszać się Andy’emu po nieograniczonych terytoriach. Partie syntezatorów są na „Light Up” schowane w tle, oszczędne i uproszczone, pozwalając innym na tkanie wyrazistych melodii. Miło widzieć, że płyta ma tradycyjną długość, tj. zmieści się na jednej stronie taśmy TDK-90 (o ile takie jeszcze są w sprzedaży). W dawnych czasach 45 minut było postrzegane jako optymalna długość dla celów komercyjnych, ale pojawienie się płyt CD pozwoliło przesunąć ten czas do 75 minut lub więcej, co często powodowało, że niektóre zespoły nadmiernie rozciągały swoje wydawnictwa. Solstice nie idzie tą ścieżką. Na „Light Up” mamy po prostu wszystko to, co dobre, potrzebne i właściwe i to w takich proporcjach, by uznać nową płytę tego zespołu za bardzo przyjemną w odbiorze. To wyrafinowana, przyjemna i miła dla ucha muzyka z muzycznym ostrzem w postaci niepowtarzalnego wokalu Jess i gitarowych partii Andy’ego.

Miałem to szczęście, że spędziłem z tym albumem trochę czasu przed jego oficjalną premierą (płyta „Light Up” ukazała się 13 stycznia br. – przyp. AC) i muszę powiedzieć, że jest on pełen wspaniałych, wyrazistych aranżacji, które zachęcają słuchacza, by usiąść, posłuchać z uwagą i spędzić cudowne chwile z tą muzyką. Jest to ten rodzaj płyty, którą opłaca się przesłuchać wielokrotnie, ponieważ im więcej się jej słucha, tym więcej jest do odkrycia cudownie pojawiających się raz po raz, pozornie niesłyszalnych wcześniej, smaczków.

Niezmiernie cieszę się, że w ostatnich latach nastąpiło odrodzenie aktywności zespołu Solstice. Po wspaniałym początku i klasycznym już dziś albumie „Silent Dance” (1984) oraz wznowieniu działalności zespołu na początku lat 90. przyszedł czas spowolnienia i stagnacji, lecz ostatnie lata pokazują, że Solstice jest w stanie zapewnić mnóstwo wspaniałych muzycznych wrażeń, jak przystało na jeden najlepszych zespołów brytyjskiej fali neoprogresywego rocka. Album „Light Up” jest tego żywym dowodem.

 

Tłumaczenie: Artur Chachlowski

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!