Pink Floyd – The Dark Side Of The Moon (50th anniversary box)

Paweł Nawara

Dziś omówienie nowego, rocznicowego wydania jednego z dosłownie kilku, najwspanialszych, rockowych albumów wszech czasów - longplaya „The Dark Side Of The Moon” grupy Pink Floyd. Albumu nie trzeba oczywiście nikomu przedstawiać, bo jeśli ktoś z czytelników go nie zna, to trafił chyba na niewłaściwy blog. Aczkolwiek w dwóch słowach opiszę jednak swoje przemyślenia na temat tego arcydzieła. Wydaje mi się, że kluczem do niebywałego sukcesu krążka (z tego co pamiętam był on na liście najpopularniejszych płyt w USA przez ponad 18 lat!!!) stało się to, iż zespołowi w sposób perfekcyjny udało się na nim połączyć komercję i artyzm. Płyta powstała w okresie przekształcania się formacji z wysoce anty-mainstreamowego, eksperymentalnego zespołu psychodeliczno-progresywnego w grupę, bazującą już na bardziej przystępnej melodyce i brzmieniu. No i właśnie na płycie „The Dark Side Of The Moon” idealnie splatają się pierwiastki psychodeliczne, progresywne, eksperymentalne i lżejsze melodycznie. Każdy znajdzie tu coś dla siebie.

No, ale dość tego mądrzenia się. Tak popularny album doczekał się oczywiście miliarda edycji, z których najciekawsze pokrótce przypomnę. Już w 1993 roku, z okazji 20. rocznicy, płytę wydano w kartonowym (zawierającym też książeczkę i pocztówki) pudełku. 10 lat później trzydziestolecie longplaya uczono hybrydową wersją SACD, zawierającą obok klasycznego LP nowy mix 5.1. Tutaj mała dygresja. Podobno wykonano go ponieważ nikt nie był zadowolony z wersji kwadrofonicznej przygotowanej przez Alana Parsonsa jeszcze w 1974 roku. Otóż ja po wysłuchaniu pracy legendarnego realizatora dźwięku nie mogłem wyjść z podziwu jak znakomity jest ten mix. Naprawdę mało lepszych rzeczy słyszałem w życiu. Zaś nowa, tak wychwalana wersja 5.1 w porównaniu z oryginalnym kwadro wypada jak jego nędzna namiastka. Kolejnym (i zdecydowanie najwartościowszym wydaniem krążka) był box wypuszczony w 2011 roku, w serii – Immersion. W pudełku oprócz książki i miliona memorabiliów znalazły się oczywiście także płyty. Pierwsza z remasterem klasycznego albumu. Druga z pełną wersją koncertową longplaya, zmiksowaną z oryginalnych ścieżek, zarejestrowanych podczas występu Floydów na Stadionie Wembley w 1974 roku. Trzeci CD to (moim zdaniem) kapitalny, wczesny mix płyty z 1972 roku – jeszcze bez wszystkich nakładek i bajerów, za to z wybornym klarownym dźwiękiem. Na tym dysku otrzymaliśmy też kilka bonusów, jak: fragmenty koncertu z Brighton z czerwca 1972 roku; dema dwóch utworów; pierwotną, studyjną wersję „On The Run” (zatytułowaną „The Travel Sequence”) i jedno nagranie z zarzuconego projektu – „Household Objects”. A jakby tego było mało w pudełku odnajdziemy też płyty DVD i Blu-Ray z różnymi wariantami mixów 5.1 oraz tak uwielbianego przeze mnie kwadro. Dodatkowo zamieszczono kilka fragmentów wideo: dwa nagrania z wymienionego wcześniej koncertu w Brighton, film-reportaż na temat powstania płyty z 2003 roku oraz animacje z różnych lat, wyświetlane podczas prezentacji suity na koncertach zespołu.

W tym momencie wydawało się, że temat albumu został zamknięty definitywnie. No, ale przypadająca w tym roku 50. rocznica wydania dzieła obligowała do ponownego odkurzenia longplaya. Kiedy dowiedziałem się o przygotowywanym boxie wpadłem w euforię – licząc na jakiś ogrom nieznanych dodatków. Jakież było moje rozczarowanie, kiedy dowiedziałem się, że wydawnictwo nie tylko nie będzie zawierać nowych bonusów, ale zostanie nawet pozbawione wszelkich rarytasów z poprzedniego boxu. W zamian za to dostajemy nowy (chyba tysięczny już) mastering albumu (owszem brzmi to trochę pełniej i wyraziściej, ale jaki jest sens poprawiać w nieskończoność coś co już 50 lat temu było idealne?) oraz poprawiony mix przestrzenny w technologii Dolby Atmos. Klasyczny album jest też prezentowany w niezliczonych wariantach dźwiękowych na płytach Blu-Ray i DVD. Jak już wspomniałem, dołączono także mixy 5.1, ale (co uważam za skandal) zrezygnowano z oryginalnego kwadro. W pudełku znajduje się też płyta z na nowo zremasterowanym koncertem z Wembley z 1974, oraz dwa longplaye (klasyczny album – niestety bez oryginalnego, niebieskiego trójkąta na lejblu – i wspomniany koncert). Wszystko uzupełniają dwa single winylowe z utworami z płyty i milion memorabiliów z dwiema książkami (160 i 76 stron) w roli głównej. Za całość nie zawierającą ani sekundy nowego materiału trzeba u polskich dystrybutorów zapłacić – uwaga – około 2 tysięcy (!!!) złotych. Trudno mieć pretensje do zespołu, który nagrał ponadczasowy album i chce z tego korzystać ile się da (no i na pewno zajdą się amatorzy takiej polityki), ale dla mnie jest to już spora przesada.

A na koniec dobre wiadomości. Na szczęście winyl z koncertem z Wembley można kupić oddzielnie za bardzo przystępną cenę, co też niezwłocznie uczyniłem. To samo tyczy się 160-stronicowej książki (ale tutaj muszę już dokładniej przemyśleć ewentualny zakup, bo zdjęcia w niej zamieszczone obejrzę w najlepszym wypadku jeden raz). Całość zapowiedziano na 24 marca br.

 

Polecamy blog autora: https://rockowaplytoteka.pl

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok