Na wstępie muszę podkreślić dwie rzeczy: po pierwsze, nigdy nie byłem fanem gatunku określanego jako folk metal, a po drugie - wpisujący się w te ramy nowy album norweskiej grupy Lumsk po prostu rzucił mnie na kolana. I stało się to już ładnych kilka tygodni temu, kiedy to z wytwórni Dark Essence trafił do moich rąk promocyjny egzemplarz jej nadchodzącej płyty zatytułowanej „Fremmede Toner”. Muszę się też przyznać, że chociaż zespół Lumsk nagrywa już od ponad 20 lat, nigdy nie miałem okazji zetknąć się z jego muzyką, ani też posłuchać któregokolwiek z trzech wcześniejszych jego albumów.
Lumsk powstał w 1999 roku w Trondheim i w swojej twórczości od samego początku skoncentrował się na regionalnych tradycjach ludowych, i to zarówno muzycznych, jak i literackich. Debiutancki album ukazał się w 2003 roku i był oparty na sadze Åsmunda Frægdegjævara, w której śmiałkowie ratowali pewną księżniczkę przed trollami. Niedługo później Lumsk zainicjował współpracę z Birgerem Sivertsenem, znawcą norweskiego folkloru i sag, co zaowocowało wydaniem w 2005 roku albumu „Troll”, którego teksty były oparte na mitologii nordyckiej. Trzeci album zespołu, „Det Vilde Kor” z 2007 roku, zawierał teksty norweskiego autora, laureata literackiej Nagrody Nobla, Knuta Hamsuna.
Potem nastąpiła długa przerwa w działalności zespołu, w trakcie której doszło do kilku ważnych zmian w składzie, który ostatecznie wykrystalizował się tak: Mari Klingen - śpiew, Siv Lena Laugtug Sæther gra na skrzypcach, Eystein Garberg i Roar Grindheim na gitarach, Espen Warankov Godø na klawiszach, Espen Hammer na basie i Vidar Berg na perkusji. Zespół Lumsk pierwotnie przymierzał się do wydania czwartego pełnometrażowego albumu jeszcze w 2010 roku, ale prace dobiegły końca dopiero niedawno i płyta zatytułowana „Fremmede Toner” („Obce tony”) ujrzała światło dzienne 5 maja. Tematycznie jest ona oparta na zbiorze wierszy norweskiego autora Andre Bjerke (1918-1985) oraz jego tłumaczeniach wierszy autorów z innych krajów, m.in. Goethego, Nietzschego czy Swinburne’a. Dlatego nie dziwcie się, że poszczególne utwory są zaprezentowane w języku norweskim, chociaż w programie płyty są też dwa nagrania zawierające teksty w języku angielskim: „A Match” i „The Day Is Done”. To także jedyne dwa utwory, w których, obok śpiewającej Mari Klingen, obecne są męskie wokale. Nie wiem do kogo one należą, bo wciąż dysponuję jedynie bezksiążeczkowym egzemplarzem promocyjnym, choć mam pewne swoje przypuszczenia (czy nie jest to przypadkiem Jon Ivar Kollbotn z Major ParkInson?...).
Na „Femmede Toner” znajdujemy niezwykle sugestywny i często zniewalająco piękny świat brzmień i dźwięków. Muzycznie panuje tu idealna równowaga pomiędzy metalem, folkiem i rockiem, nadająca tej trwającej blisko godzinę płycie porcji niesamowitych dźwięków o wybitnie progresywno-rockowym charakterze. Mamy tu do czynienia z bardzo efektownym mariażem norweskiego folkloru i poezji z progresywnym rockiem i metalem. Tym, co czyni tę pytę jeszcze bardziej kuszącą i interesującą, jest fakt, że niektóre wiersze są przedstawione w poszczególnych piosenkach parami. Zasadniczo jest tak, że ten sam wiersz pojawia się w dwóch różnych językach, z różnymi melodiami i w kompletnie różnych aranżacjach. Takich par jest na tej płycie sześć, co daje łączną ilość dwunastu wspaniale brzmiących i efektownie, bez żadnego wyjątku, prezentujących się utworów. Dzięki temu album „Fremmede Toner” wydaje się bardzo szczery, niezwykle poruszający, ambitny i w sumie… nieziemski. Głos Mari Klingen ma cudowną barwę, a gitary mają w sobie nutę psychodelicznego rocka, co dodaje poszczególnym kompozycjom nieoczywistych akcentów.
Spytacie na które utwory należy zwrócić szczególną uwagę? Odpowiem, że pomimo tego, iż mam kilku swoich faworytów (na albumie jest mnóstwo momentów, które uważam za wielce intrygujące, jak na przykład utwór „Das Tode Kind” z melodyjnym, miękkim wstępem na fortepian i fantastyczną wokalizą. „Under Linden” zawiera jedne z najlepszych partii gitar na płycie, a ponad ośmiominutowa kompozycja „Dagen Er Endt” to łagodna ballada z pięknie skonstruowanymi melodiami fortepianowymi, imponującą gamą syntezatorów oraz fantastyczną gitarową solówką na zakończenie), to każdy z dwunastu utworów wypełniających program tego wydawnictwa jest wykwintną ucztą dla uszu.
Zespół Lumsk prezentuje się na „Fremmede Toner” jako niezwykle zgrane ze sobą combo, a płyta, jako całość, przemyślana, oparta na oryginalnym koncepcie i pełna świetnie zagranych niezwykle udanych kompozycji, stanowi doprawdy jedną z najprzyjemniejszych muzycznych niespodzianek ostatnich miesięcy.