Album „Rhetoric” (premiera w 2005 roku) stanowi powrót brytyjskiej formacji Credo na rynek muzyczny po 11 latach milczenia. W 1994 roku zespół wydał płytę „Field Of Vision” i długo, bardzo długo kazał czekać swoim miłośnikom na następny krążek. Trzeba przyznać, że opłacało się uzbroić w cierpliwość. „Rhetoric” jest bardzo udanym wydawnictwem z kręgu neoprogresywnego rocka. Od razu powiem, że Credo nie gra zbyt oryginalnej czy odkrywczej muzyki. Wykorzystuje sprawdzone patenty i tworzy z nich swoją własną muzykę, która pełna jest pięknych melodii, podniosłych solówek czy wyśmienitych partii wokalnych. Muszę też wspomnieć o ambitnych tekstach, w których wokalista porusza takie kwestie jak pornografia, zabójstwa, miłość, stosunki międzyludzkie, życie, wojna, wspomnienia.
„Rhetoric” składa się z dziewięciu utworów:
Skintrade. Świetny, dynamiczny początek płyty. Opiera się na przebojowym klawiszowym motywie, który znikając co jakiś czas stwarza możliwość wokaliście pokazania swoich nieprzeciętnych zdolności. W połowie kompozycji następuje uspokojenie, wprowadzające liryczny nastrój. Za to końcówka to już popis gitarzysty Tima Birrella.
Turn The Gun. Drugi, stosunkowo przebojowy utwór. Żywe partie gitary i klawiszy oraz pędząca sekcja rytmiczna. Podobnie jak w poprzednim nagraniu tak i tutaj gdzieś w połowie zespół zwalnia i na plan pierwszy wysuwa się głos Marka Coltona. Warto zwrócić uwagę na śliczną gitarową solówkę pod sam koniec.
From The Cradle.... Klimatyczna, spokojna kompozycja. Liniom wokalnym towarzyszy delikatne tło klawiszowe i równie subtelna gitara, ożywiająca się jedynie w refrenach i przy krótkich solówkach. W końcówce utworu wokalistę wspiera uroczy żeński głos.
...To The Grave. Wspaniałe, długie nagranie. Pierwsze 3 minuty to pokaz instrumentalnych umiejętności członków zespołu. Dopiero potem do reszty grupy przyłącza się Mark Colton, tradycyjnie prezentując świetne linie melodyczne. Mike Varty także zasługuje na duże brawa. Jego płynność i pomysłowość w grze na syntezatorach robią spore wrażenie. W okolicy 9 minuty słyszymy zresztą piękną solówkę w jego wykonaniu. W utworze pojawia się też gitarowy motyw, który do złudzenia przypomina mi twórczość Pendragonu.
The Letter. Ładna, nastrojowa kompozycja, która z czasem nabiera większego rozmachu. Ponownie swoją obecność zaznacza klawiszowiec poprzez bardzo interesujące partie. Podoba mi się również siła ekspresji wokalisty pod sam koniec utworu, gdy niezwykle dobitnie ukazuje słuchaczowi poruszane przez siebie tematy.
The Game. Drugi obok “...To The Grave” “długas” na płycie „Rhetoric”. Opiera się na przebojowym i zapadającym w pamięć motywie instrumentów klawiszowych, który pojawia się w refrenie. Świetnie podkreślonym przez głos Coltona. W okolicy siódmej minuty mamy do czynienia z cudowną gitarową solówką. Cały utwór składa się z dynamicznych i nastrojowych momentów, pojawiających się na zmianę, dzięki czemu słuchacz nie nudzi się ani przez chwilę. I jeszcze to piękne uspokojenie na samym końcu z „łkającą” gitarą Birrella. Miód dla uszu.
Too Late.... Nagranie, w którym świetnie słychać jak wielką inspiracją dla Marka Coltona jest głos Fisha. Momentem, który mi osobiście najbardziej się tu podoba jest energetyczny refren, który wprost uderza w nas swoją siłą. Natomiast w drugiej części utworu możemy rozkoszować się wspaniałym dialogiem gitarowo-klawiszowym.
...To Say Goodbye. Niesamowicie piękna kompozycja. W zasadzie to prosta ballada, oparta na gitarze akustycznej i delikatnych dźwiękach syntezatorów. Tyle, że zachwyca chwytającą za serce linią melodyczną wokalisty. Ta sielanka zostaje zburzona przez końcowe odgłosy syren i strzałów. Jak to na wojnie.
Seems Like Yesterday. Ostatni utwór zaczyna się bardzo spokojnie. Na pierwszym planie słyszymy głos wokalisty i klimatyczną grę klawiszy. Później natomiast otrzymujemy podniosłą „rozmowę” między instrumentalistami, która prowadzi nas aż do finału tego nagrania. Jeszcze dwa akordy akustycznej gitary i… koniec.
Zespół Credo powrócił po długiej przerwie w świetnym stylu. Płyta „Rhetoric” zawiera wszystkie elementy, które potrzebne są, aby zachwycić fanów grup pokroju Marillion, Pendragon czy Arena. Ich wpływ słychać wyraźnie zarówno w grze muzyków jak i śpiewie wokalisty, tak więc nie należy nastawiać się na odkrywanie nowych muzycznych lądów podczas obcowania z tym albumem. Z całą pewnością natomiast mamy tu do czynienia z krążkiem pełnym pięknej muzyki, świetnych instrumentalnych partii i poruszających linii wokalnych. Bardzo solidna płyta. Warto posłuchać.