Praca nad tą płytą trwała długo. Dwa lata? Mniejsza o takie fanowskie szczegóły… „One Deep River” rozkoszuje i rozkochuje od pierwszej do ostatniej minuty. Wliczając w to utwory dodatkowe z drugiego krążka edycji rozszerzonej.
Urzekające te pieśni… Smętne? Bywa, często. Na przykład takie jak „Black Tie Jobs” czy singiel „Watch Me Gone”. Ale dziwić się, że utwory solowe lidera legendarnego Dire Straits kołyszą, czy usypiają?... Toż to jak narzekać na zbyt ostrą baraninę Tandoori, czy to, że rosół jest de facto bulionem. Albo taką oczywistość, iż węgierska zupa gulaszowa jest pikantna. Knopfler by ją jadł? Możliwe. Wszak jest z pochodzenia Węgrem (i Żydem) urodzonym w
Glasgow, w Szkocji, ponad siedemdziesiąt lat temu.
Wiekowy ten gitarzysta. Ale wciąż, mimo stałej kompozycyjnej przewidywalności własnej
muzyki, zaskakuje pomysłami, aranżacją i poezją śpiewaną. „Janine” rozkochała mnie najbardziej. Użycie żeńskich chórków i subtelnych instrumentów klawiszowych jest strzałem w dziesiątkę. Utwór to na miarę dokonań wcześniejszych: „Rüdigera”, „Sailing To Philadelphia” (no, prawie…), „Kingdom Of Gold” czy „Remembrance Days”.
Utwór „The Stavengers Yard” - dość dynamiczny i rytmiczny - jest świetnym rockowym, lekko bluesowatym kawałkiem. Wielościeżkowe gitary elektryczne przypominają styl gry wieloletniego gitarzysty Jethro Tull, Martina Barre, którego Knopfler zawsze podziwiał.
„This One’s Not Going To End Well” to producent łez… Wzbogacony o skrzypce wywołujące motylki w brzuchu.
Zamykająca zasadniczą część albumu tytułowa ballada to ‘smęciarz’ zmęczony, styrany
przez życie, flegmatyczny, empatyczny, senny, mądry i powolny.
A gitara? TA gitara? Zawsze emocjonalna, piękna, straitsowa. Jego gitara.
Dziękuję, Marku, za ten album. Zdrowia! Byłoby wspaniale, gdybyś jednak pojechał w trasę…