Dziś kilka słów o tyleż zaskakującej, co bardzo przyjemnej płycie. Dwóch byłych muzyków progrockowego giganta – grupy Focus, Bobby Jacobs (bas) i Jan Dumée (gitara, wokal), stworzyli projekt o nazwie Tristan & Chloé i zadebiutowali pod tym szyldem tak samo zatytułowaną płytą. A na płycie tej zapraszają w muzyczną podróż z romantycznymi, lirycznymi i przenikliwymi melodiami inspirowanymi między innymi średniowieczem, renesansem, impresjonizmem, muzyką chóralno-operową oraz muzyką pop. A wszystko to w wyrafinowanym artrockowym anturażu nadającym całości niesamowicie przyjemnego charakteru.
Panowie Jacobs i Dumée poznali się w Highschool for Music & Dance w Rotterdamie, gdzie razem zgłębiali muzyczne arkana. Szybko okazało się, że dobrze robi im współpraca kompozytorska, a kilkuletni staż w zespole Focus wyzwolił w nich szczególną artystyczną wrażliwość, która wręcz eksplodowała niezwykłymi, nieoczywistymi i intrygującymi pomysłami, na które natrafiamy podczas słuchania muzyki wypełniającej zawartość albumu „Tristan & Chloé”.
Jednym z takich najbardziej spektakularnych pomysłów było zaproszenie do współpracy greckiej wokalistki Marii Markesini. To operowa śpiewaczka obdarzana wspaniałym sopranem, a przy tym wielce artystyczna dusza, czemu na płycie „Tristan & Chloé” raz po raz daje wyraz, nie tylko zachwycając swoim kilkuoktawowym głosem, ale na przykład też w partiach narracyjnych, mówionych czy szeptanych.
Podkreślić trzeba też istotny wkład w ostateczny kształt materiału pomieszczonego na tym krążku pianisty Edwina Beekmansa, perkusisty Grega Smitha oraz kilku gościnnie zaproszonych muzyków i śpiewaków, jak mezzosopranistka Suzanne Pijpers, grająca na różku angielskim Maripepa Contreras, flecista Remko de Landmeter i znany holenderski organista Ivo Stuivenberg.
Ten skład muzyków stworzył rzecz niezwykłą. Album „Tristan & Chloé” zaskakuje nietuzinkowym podejściem do muzyki. O ile można go śmiało zakwalifikować do szufladki z napisem ‘rock’, to jednak ogrom pomysłów, eklektyzm poszczególnych kompozycji oraz sięganie przez muzyków tego projektu po różne style i nieustanne mieszanie gatunków sprawia, że „Tristan & Chloé” – jako album z przyczepioną doń etykietką ‘album artrockowy’ – może stać obok wzorca metra w podparyskim muzeum w Sevres.
Rock miesza się tu z operą w co najmniej kilku tematach (w rewelacyjnym, uroczystym początku płyty w postaci utworu „The Whistle Blower”, ale także w temacie „Daphnis & Isolde”), na wskroś rockowo jest właściwie tylko w jednym nagraniu („Rocky Blocky”), ale w kilku innych pobrzmiewają nawet echa klasycznego Focusa (w najdłuższej na płycie, klimatycznej kompozycji „Alone All One”, w której przez dziewięć minut snuje się liryczny nastrój wypełniony przepięknymi wokalizami i subtelnymi partiami zagranymi na organach oraz na Akkermanowsko brzmiących gitarach. Podobnie jest też w równie klimatycznym, utworze „Tears Of Trees”, w którym gregoriańskie śpiewy mieszają się z rytmicznym, lekko bluesującym instrumentarium), niesamowity jest wręcz szeptany przez Marię mrocznie intymny i także bardzo focusowy w swoim klimacie utwór „The Naming Of Cats”, a „Silence In The Tender Air” ma charakter… renesansowego tańca dworskiego. Jest jeszcze więcej niespodzianek. Weźmy wykonaną po grecku (wykonaną, bo zaczyna się od narracji, a dopiero w drugiej części mamy bardzo efektowną operową wokalizę), świetną skądinąd, pieśń „Aquamarine” oraz zaskoczenie totalne – jakby wyciągniętą niczym królik z kapelusza – zaśpiewaną po włosku (sic!) przebojową piosenkę „Aspettando”. Moim zdaniem nie byłaby bez szans na triumf na festiwalu w San Remo. Grecka diva śpiewa po włosku w holenderskim zespole?!... Trudno w to wszystko uwierzyć, prawda?
Czy komuś jeszcze mało tych zaskoczeń i nieoczywistości? No to proszę… Pod koniec, tuż przed finałową repryzą tematu „Silence In The Tender Air” pojawia się przejmująco brzmiący utwór „Tears Of Trees”. Sposób, w jaki holenderscy muzycy kreują w nim klimat jest po prostu mistrzowski. Misternie budowana atmosfera gęstnieje z minuty na minutę, emocje narastają niczym pędząca w dół kula śniegowa, a sąsiadujące ze sobą wokalizy, słowa mówione oraz śpiewane zmysłowym głosem partie Marii Markesini powodują, że w wyobraźni słuchacza powstają przestrzenne i wielobarwne obrazy. A nad wszystkim unosi się klimat jakby żywcem wyjęty z pamiętnej kompozycji „Focus III”…
Wiem, że wszystko co piszę o tej muzyce może wydać się tyleż zaskakujące, co wręcz niewiarygodne, a co za tym idzie może pozostawić wrażenie, że na albumie „Tristan & Chloé” ma się do czynienia z jakimś totalnym muzycznym miszmaszem. Nie! Ku mojemu (a pewnie nie tylko mojemu) zaskoczeniu wszystko układa się tu w jedną zwartą i, pomimo całego swojego eklektyzmu, spójną całość. Całość – podkreślmy to wyraźnie – która fascynuje, nęci i wciąga i której słucha się z wypiekami na twarzy. Polecam!