Długo, bardzo długo miłośnicy brytyjskiej grupy Anathema muszą czekać na nowy studyjny album ich ulubieńców. Od wydania poprzedniego krążka „A Natural Disaster” minęło już 5 lat, ale wszystko wskazuje na to, że w 2009 roku w końcu się doczekamy tego dzieła. A w tzw. międzyczasie pojawiła się akustyczno-elektryczna płyta „Hindsight” (premiera w 2008 roku), która z jednym wyjątkiem zawiera znane już wszystkim kompozycje zespołu. Należy jednak zaznaczyć, że są one zaaranżowane w bardziej delikatny sposób niż ma to miejsce w przypadku regularnych albumów. Spory w tym udział miał zaproszony gość - Dave Wesling, który jest autorem przepięknych partii wiolonczeli. W połączeniu z grą reszty muzyków wytwarza się na „Hindsight” zupełnie magiczny nastrój. Ale to przecież Anathema – mistrzowie klimatycznych dźwięków.
Krążek zawiera 10 utworów:
Fragile Dreams (z płyty “Alternative 4”). Już na samym początku słyszymy wiolonczelę Weslinga, która buduje atmosferę tego nagrania. W drugiej minucie pojawiają się głosy braci Cavanagh, a wkrótce potem wchodzi również perkusja. A gdy w okolicy czwartej minuty do naszych uszu dobiega jedyna w swoim rodzaju „anathemowa” gitara można odnieść wrażenie, że jesteśmy w muzycznym raju. I tak już będzie do samego końca tej płyty.
Leave No Trace (z płyty „A Fine Day To Exit”). W utworze tym już od pierwszych sekund jest bardziej dynamicznie za sprawą sekcji rytmicznej. Ważną rolę spełniają gitara akustyczna oraz wiolonczela, które wspólnie wspomagają charyzmatyczne partie wokalne. Na zakończenie otrzymujemy przyspieszenie tempa, bardzo rzadko występujące na „Hindsight”.
Inner Silence (z płyty “Alternative 4”). Witają nas urocze dźwięki fortepianu, który przygotowuje miejsce dla reszty instrumentów. Krótkie nagranie, w którym doskonale słychać „klimatyczną” potęgę zespołu.
One Last Goodbye (z płyty “Judgement”). Sztandarowa kompozycja Anathemy, w wersji bardziej akustycznej nie tracąca ani grama ze swego ogromnego dramatyzmu. Rewelacyjne wokale, które górują nad równie cudownym instrumentalnym tłem. Należy wspomnieć również o braku sekcji rytmicznej i wzruszającej solówce gitarowej w okolicy 4 minuty. Trzeba posłuchać.
Are You There? (z płyty “A Natural Disaster”). Genialny utwór. Składa się jedynie z partii gitary akustycznej, głosu oraz podniosłych chórków w tle, a efekt jest doprawdy znakomity i przejmujący.
Angelica (z płyty „Eternity”). Na pierwszym planie znajdują się cudowne nuty gitar braci Cavanagh, wzbogacane przez delikatne smyczki Weslinga oraz perkusję Johna Douglasa. W czwartej minucie następuje „pozytywkowe” wyciszenie, które chwilę później przekształca się w nastrojową dźwiękową eksplozję.
A Natural Disaster (z płyty “A Natural Disaster”). Subtelny post-rockowy wstęp, a zaraz po nim pojawia się Lee Douglas, która czaruje słuchacza swym głosem. Tym razem męskie wokale znajdują się w tle, uzupełniając śpiew Lee. Instrumentalnie utwór ten jest równie piękny, przy czym moim zdaniem prym wiedzie przewijająca się przez całe nagranie „wibrująca” gitara.
Temporary Peace (z płyty „A Fine Day To Exit”). Cisza. Spokój. Przelewająca się w tle woda. Dostojna gra wiolonczeli. Uduchowione męsko-damskie głosy. Magia. Temporary Peace.
Flying (z płyty “A Natural Disaster”). Delikatne klawisze na początek. Potem dowodzenie przejmuje już dramatyczny śpiew, w ślad za którym podąża reszta „anathemowej” załogi. W okolicy 3 minuty pojawia się chwytająca za serce gitara, która raz wznosi się, innym razem opada, aż w końcu zupełnie znika.
Unchained (Tales Of The Unexpected). Album zamyka jedyny nieznany dotąd utwór. Trzeba przyznać, żeidealnie wpisuje się w konwencję płyty „Hindsight”. Subtelny fortepian, wiolonczela oraz gitara akustyczna, będące cudownym uzupełnieniem czystego jak łza głosu wokalisty. I te szepty w tle. Po prostu Anathema.
Mówiąc szczerze, nie jestem wielkim zwolennikiem takich składankowych albumów. Kojarzą mi się z odcinaniem kuponów od ugruntowanej wcześniejszymi wydawnictwami pozycji na rynku. W tym wypadku jest trochę inaczej. Obecne na „Hindsight” kompozycje w znaczący sposób różnią się od swych odpowiedników na płytach studyjnych. Anathema po raz kolejny udowadnia, że wszystko co bierze na swój warsztat zamienia się w złoto. Piękny i nastrojowy krążek. Miejmy nadzieję, że nadchodzący nowy regularny album będzie równie udany.