Eivør - Enn

Olga Walkiewicz

Wyspy Owcze - poszarpany ląd zaginiony pośrodku oceanu, zapomniany przez bogów i ludzi. Dawni kartografowie nie wspominali o ich istnieniu i nie umieszczali na mapach. To właśnie dlatego są tak dzikie i nieodkryte. Cudowny archipelag pokryty szmaragdem traw, najeżony skałami dotykanymi lubieżnie przez fale. Czas upływa tu wolno, mierzony blaskiem świtów uwikłanych w odgłosy wiatru, a jednego dnia możemy doświadczyć czterech pór roku.

Na jednej z takich malowniczych wysp – Eysturoy - znajduje się niewielka osada Sydrugota. To miejsce, gdzie urodziła się Eivør Palsdottir - artystka, której muzyka urzekła mnie od pierwszego dźwięku. Zmienna niczym podmuch monsunu. Raz jest uskrzydlonym aniołem o głosie skowronka, by po chwili zamienić się w szaloną wojowniczkę. Ma w sobie wszystkie odcienie artystycznej estetyki. Tworzy dzieła będące mariażem folku, klasyki, metalu i rocka progresywnego. Nade wszystko jest w nich pierwiastek wspomnień i emocji, których zalążek kiełkował w przeszłości. A była ona wpleciona w subtelną magię natury, w wartkie prądy napędzające nurt w tajemniczych fiordach i głęboką toń oceanu. Na ile miejsce w którym się rodzimy warunkuje nasze postrzeganie świata? Co jest dla nas wartością nadrzędną, która nadaje pęd karuzeli życia? Jak mocno tkwią w duszy artystki obrazy namalowane przez promienie słońca wschodzącego nad wyspą Kalsoy czy szum majestatycznego wodospadu Malafossur?

Eivør zawsze żyła muzyką. Już jako dwunastoletnia solistka chóru odbyła podróż, aby wystąpić w słonecznej Italii. Rok później pojawiła się po raz pierwszy w telewizji. W tym samym czasie wygrała ogólnokrajowy konkurs piosenki. W 1999 dołączyła do zespołu rockowego Clickhaze. Rok później ukazał się pierwszy album sygnowany jej nazwiskiem - „Eivor Palsdottir”. W 2001 wygrała wraz z grupą Clinckhaze ogólnokrajowy konkurs Prix Foroyar. Drugi solowy album zatytułowany „Krakan” pojawił się w 2003 roku. Tego samego roku została nominowana do Music Award w Islandii. W międzyczasie śpiewała w orkiestrze symfonicznej Wysp Owczych oraz zagrała w operze „Firra” Kristiana Blaka (2004). Listopad tego samego roku zaowocował albumami „Eivør” i „Human Child”. Jej kariera solowa to mnóstwo płyt studyjnych, takich jak: „Larva”, „Room”, „The Color Of Dark”, „Slor”, „Bridges”, „At The Heart Of A Selkie” czy „Segl”. To tylko namiastka dyskografii, która jest też bogata w pozycje koncertowe, soundtracki, EP-ki i płyty, na których wystąpiła gościnnie. Nie będę się wgłębiać w szczegóły, bo czas na parę słów o jej nowym, bardzo udanym albumie - „Enn”.

Inspiracją dla Eivør było miejsce niesamowite w swojej dzikości, tętniące oddechem natury, niesplamione komercją, zgiełkiem ulicznym i bezustannym pędem w walce o sukces. Ona i jej partner, kompozytor muzyki klasycznej, Trondur Bogason udali się do maleńkiej wioski w górach, zwanej Tjornuvik, aby zacząć pisać materiał na płytę. Wszystkie utwory zostały nagrane w Studio Bloch na Wyspach Owczych, Hijodrito na terenie Islandii, Jardin Acoustique we Francji, a także w przenośnym studiu Eivor, które było używane w różnych zakątkach świata.

Producentem płyty jest Trondur Bogason. Zespół, który towarzyszył w nagraniach to: Mikael Blak (bas, syntezatory, gitara), Mattias Kapnas (fortepian, Rhodes, syntezatory), Per i Hojgaard Petersen (perkusja). Zaproszono też kwartet smyczkowy Lyra (Sigrun Hardardottir – pierwsze skrzypce, Sigrun Kristbjorg Jonsdottir - drugie skrzypce, Karl Jamis Pestka - altówka i Unnur Jonsdottir - wiolonczela).

Album trwa czterdzieści minut i składa się z ośmiu utworów. Ukazał się w czerwcu tego roku nakładem wytwórni Season Of Mist. Współautorem muzyki jest Trondur Bogason, natomiast teksty, które są śpiewane w języku farerskim, zostały napisane we współpracy z poetą Marjunem Syderbo Kjelnaesem. W załączonej do płyty książeczce znaleźć można, obok wersji oryginalnej, ich angielskie tłumaczenie, za które odpowiedzialna jest Marita Thomsen.

„Ein Klota” (A Planet) otwiera muzyczną wędrówkę uwodzicielskim brzmieniem głosu Eivør wspartym surowym akompaniamentem fortepianu i sennymi chórkami. Utwór powstał w czasie spędzonym na poszukiwaniach twórczych w malowniczym Tjornuvik. Zgłębia on uczucie osamotnienia i rozłąki wplecionej w nostalgiczne piękno błękitnych fiordów. W takich miejscach czuje się głębię i niespokojny rytm morza łączącego się z niebem linią horyzontu. Tekst jest prosty i krótki, lecz czasem mniej znaczy więcej. Resztę mamy poczuć i zrozumieć wnikając w czar muzyki. W jej niezaprzeczalne piękno. Gdy słuchałam tej kompozycji, miałam chwilę skojarzeń z Lisą Gerard i Dead Can Dance.

„Jardartra” (Dust To Dust) powstał w 2021 roku jako singiel promujący wydawnictwo. To zupełnie inny rozdział opowieści. Dynamika i rytmiczność, syntezatorowy szkielet kompozycji trafiają w inne pokłady estetyki. Eivør śpiewa w niskich rejestrach. Jej głos jest niczym fala pływów: mroczna i tajemnicza. W warstwie lirycznej mamy ukryty bunt przeciwko niszczeniu świata, który nas otacza, chwilę refleksji nad destrukcyjnym działaniem ludzi w stosunku do planety, na której mieszkają.

W „Hugsi Bert Um Teg” (Still Just You) Eivør eksploruje bardziej popowe rejony. Robi to z wdziękiem i niesamowitą ekspresją. Przeskakuje oktawy z lekkością kozicy, żongluje rytmem i nie boi się eksperymentować z nowatorskim brzmieniem.

„Purpurhjarta” (Purple Heart) jest esencją spokoju i zamyślenia. Mistyczny wokal ponownie hipnotyzuje słuchacza. Powracają tu smyczki i fortepian z prostotą akordów oraz niesamowity w barwie i skali głos Eivør. W tej kompozycji, jak i pozostałych, są niesamowicie rozpięte frazy, króluje przestrzeń wolna i czysta w swojej potędze, niczym lot orła nad zatoką okrytą szalem mgieł.

Tytułowy „Enn” (Still) rozpoczyna się jak soundtrack do opowieści filmowej o wikingach. Śpiew przeplata się z plemiennym rytmem, sopran zanurzony jest w mroku, puls serca zlewa się z szeptem wichru, z rozbłyskami zorzy i odgłosem kopyt wierzchowców mknących przez stygmaty mroku. Artystyczny minimalizm daje nieprawdopodobny efekt. Czasem zamiast opisywać słońce, wystarczy tylko poczuć ciepło na skroniach i nie mówić nic, absolutnie nic…

„Livsandin” (The Breath Of Life) to wędrówka pełna kontemplacji i wyciszenia. Subtelne gitary, wokal i rytm łączą się ze sobą w harmoniczną całość.

„Upp Ur Oskuni” (Rist From The Ashes) ma zupełnie inny charakter i jest z pewnością najbardziej metalowym elementem albumu. Łączy w sobie gardłowy śpiew, mroczne gitary, rytmy tonące w otchłani kreślonej dłutem czasu.

„Gaia” to utwór zamykający ten album. Eivør nazwała go „hymnem miłosnym do Ziemi”. Ta niesamowita kompozycja spaja się w treści z emocjami balansującymi na granicy życia i śmierci. Ulotność egzystencji i nasz związek z naturą są motywem przewodnim tej kompozycji. Stanowi ona hołd oddany mitologicznej Gai, która jest symbolem majestatu i potęgi Ziemi. „Gaia” jest w pewnym sensie „siostrzaną” kompozycją „Ein Klota”. Nie bez powodu dwa tak przestrzenne i poetyckie utwory niczym klamra spinają album w całość. To nadaje trójwymiarowości i mistycyzmu każdej nucie i frazie tego wspaniałego dzieła.

Eivor tak podsumowała swoją nową płytę: „To najbardziej zniuansowany i eksperymentalny album, jaki do tej pory stworzyłam”. Jest ona bezsprzecznie jedną z najbardziej fascynujących i utalentowanych artystek swojego pokolenia. Eteryczna jak motyl, szalona niczym islandzkie wulkany, obdarzona sopranem o niesamowitej skali i barwie i boska w swojej doskonałości. Dla mnie nie ma większej boskości. Tak…, jeżeli wysoko na tronie zasiada ten, który jest absolutem i bezwzględną doskonałością, to patrzy teraz z rozmarzeniem w przestrzeń i wzdycha z rozkoszy…

MLWZ album na 15-lecie Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku