Isildurs Bane & Jinian Wilde - The Pearl of Ever Changing Shell

Rysiek Puciato

Są dwie przyczyny, z powodu których wyczekiwałem na ten album. Pierwsza z nich to oczywista oczywistość. O pierwszej z nich już teraz, a o drugiej dopiero na samym końcu. Po dwóch albumach nagranych wspólnie z Peterem Hammillem (“In Amazonia” w roku 2019 i „In Disequilibrium” z roku 2021) oraz jednym wydanym pod szyldem Isildurs Bane & Steve Hogarth (w roku 2017 pt. „Colours Not Found In Nature”) trzecie podejście automatycznie wzbudziło moje zainteresowanie. Żaden z wymienionych wyżej albumów nie zawodzi, choć nie są one łatwe w odbiorze. Zresztą samodzielne płyty zespołu także nie należą do „piosenkowych”. Bo oto w dorobku Isildurs Bane mamy wydawnictwa, które można zakwalifikować do tzw. rocka symfonicznego („Sagan Om Den Irlandska Algen”, „Sagan Om Rigen”). Album pt. „Cheval” to dobry przykład symfonicznego/klasycznego koncept albumu, ale np. albumy oznaczone jako: MIND vol. 1,2,3 czy 4 to, z jednej strony, w dalszym ciągu wydawnictwa pokazujące symfoniczno/klasyczne ciągoty grupy, ale z drugiej - idące w stronę muzycznego eksperymentu i niejednoznaczności.

Wracając jednak do najnowszego dzieła Szwedów nagranego ze znanym najbardziej z zespołu The David Cross Band wokalistą Jinianem Wilde’em pt. „The Pearl of Ever Changing Shell” już na początku trzeba powiedzieć, że cała płyta zawiera wiele momentów, które niejednokrotnie mogą kojarzyć się z muzyką tworzoną w latach 80. i to nie przez zespoły z kręgu progresywnego, a raczej te bardziej rockowe. Ale zanim o tym, pozwolę sobie przytoczyć fragment wywiadu z (w chwili obecnej chyba „naczelnym” kompozytorem muzyki Isildurs Bane) Matsem Johansonnem, który gra w zespole od 1977 roku i jest chyba najdłużej aktywnym jego muzykiem:

„(…) Nasza praca z Jinianem przypominała to, jak pracowaliśmy z Peterem Hammillem i Steve’em Hogarthem. Muzyka powstawała mniej więcej przez rok zanim nawiązaliśmy z nim kontakt. Powodem była chęć zachowania ekspresji Isildurs Bane, ale żeby Jinian miał wolną rękę, jeśli chodzi o melodie wokalne, harmonie wokalne i oczywiście teksty”.

Zatem najpierw powstała cała część muzyczna, a dopiero potem Jinian Wilde otrzymał tzw. zielone światło do skomponowania tekstów.

A muzycznie?… Płyta zaczyna się od dwuczęściowej suity pt. „Rise” (part 1 – „Dream of Light (The Tempering)” i part 2 – “Trigger Finger (The Spiraling)”). I od razu pozwalam Państwu wybrać ścieżkę interpretacyjną. Pierwsza linia prowadzi w stronę twórczości Petera Gabriela zmieszanego z nieco bardziej odważnymi (choć pozostającymi w Gabrielowskim sposobie aranżacyjnym) dźwiękami nieoczywistymi, jak np. cymbałki, nieco eksperymentalnych klawiszy czy słyszalnych orkiestracji rodem z wczesnych lat 80. Tą ścieżką podążają też teksty pierwszej części suity:

„(…) Rise to the occasion

Flow into the dream

A dream so fine

This dream is yours,

And mine”

“(…) One small word

One small sign

Soul denies a callous cry

Tempering the crime.

Ale jest też ścieżka numer dwa. Ta ścieżka to ślad pozostawiony przez Marka Hollisa i zespół Talk Talk. Każdy dźwięk pozwala stwierdzić, że suita dostałaby swoiste ‘błogosławieństwo’ od zespołu i mogłaby być swoistą kontynuacją albumów „The Colour Od Spring” i „Laughing Stock”.

Jaką ścieżkę Państwo wybrali? Jeżeli tę drugą, to czas na utwór numer dwa: “Sign of the Times (The Calling)”.

Album porusza szeroko pojętą kwestię zmiany: zmieniający się świat wokół nas, a także wskazuje na zmiany wypływające z wnętrza. Te dwa kierunki zmian tworzą dla każdego z nas coś wyjątkowego i niepowtarzalnego. Jesteśmy niczym perła niby zamknięta w muszli, ale zarazem zmieniająca się w rytm jej zmian:

„(…) Polarizing faces, polarizing rhymes

Back to back belligerence, poster boy chimes

Intervention wordplay, intervention crimes

Tropes evolving, so controlling.

A muzycznie?… W dalszym ciągu mamy muzyczne lata 80. Proszę tylko wsłuchać się w elektronikę, solową grę saksofonu i akcenty wokalne. Czyż nie ma tu jakiś skojarzeń z zespołem już wcześniej wspomnianym?

Nie wiem czy dowodem popierającym tezę o ‘błogosławieństwie’ ze strony zespołu Talk Talk będzie kolejny temat - “Born Afraid (The Binding)”, ale to utwór melodycznie skomplikowany. Mamy tu kolaż dźwięków z epoki new wave, moment ciężej brzmiącej gitary, a jednocześnie dominujący balladowy motyw główny, który wraz z klawiszami rodem z najlepszych kompozycji lat 80. zmusza wręcz do wsłuchania się w tekst:

„(…) Be the summer, feel the rain

Be the winter, born again

Be the question, feel the why

Be the answer, born to try

Be forgiven, feel betrayed

Be the darkness, born afraid.

Jaki może być koniec tego utworu po takich słowach? Prosty klawiszowy marsz rytmu, ściszający głos niczym kurtyna zamykająca przedstawienie…

“Sailing Home” (The Following) – to kolejna kompozycja na tej płycie. Muzycznie najbardziej zrównoważona. Tutaj znów trzeba się jakoś określić pomiędzy interpretacjami: Gabrielowską czy talktalkową. Wokalnie chyba jest to utwór bardziej w stylu Petera Gabriela, ale muzycznie niewątpliwie nadal pozostajemy w duchu Talk Talk.

Jak przechylą się szalki interpretacyjnej wagi po dodaniu utworu pt. “Avalon (The Knowing)”? Z pewnością na stronę… Talk Talk.

„(…) Time is flowing as a river over stone

Shifting moments, shaping days

In between the shimmer & the vast unknown

Life will light the way”

Ten utwór utwierdza tylko w przekonaniu, że „The Pearl Of Ever Changing Shell” z powodzeniem mogłaby być to kolejną płytą grupy Talk Talk.

Słuchaczom poszukującym ładnych piosenek polecam utwór ostatni - “Lifetimes (The Remembering)”. Spokojny początek, pianinowe wstawki oraz łagodna linia wokalna cofają nas do najlepszych noworomantycznych czasów. Przeplatający się podkład klawiszy i samego pianina wycisza płytę. Atmosfera lekkiego aranżacyjnego patosu zamyka to „dziwne” wydawnictwo, jednocześnie kołysząc niczym pożegnalny hymn. Może dlatego, że…

„(…) Hear me call and know me well

The pearl of ever changing shell

Of all the stories we would tell

Dreams in which we rose and fell”.

Jeżeli przypomnę po raz kolejny, że dla mnie ta płyta mogłaby być następną w dorobku Talk Talk, to może, oby nie, to kogoś zniechęcić do jej przesłuchania. Bo po cóż wracać do tego, co już wcześniej było i to w tak wspaniałym wykonaniu? Ale może warto wykonać pewien zabieg myślowy? Jak by to było, gdyby Talk Talk wciąż istniało? Czy nagrałoby taką płytę? Czy może jakąś zupełnie inną? Proszę potraktować ten wspólny zabieg zespołu Isildurs Bane i Jiniana Wilde’a jako taki eksperyment. Proszę nie odrzucać płyty w przysłowiowy czambuł, ale dać jej szansę.

Ponadto jest jeszcze ta druga przyczyna, dla której warto poświęcić kilka minut temu wydawnictwu. Wokalista, pan Jinian Wilde, już niedługo będzie słyszalny na najnowszej płycie zespołu Believe. Czy się sprawdzi? Tego nie wiem. Na pewno ma w sobie potencjał, który daje się zauważyć także na omawianym właśnie krążku.

I na koniec chciałbym po raz kolejny pozostawić Państwa z pytaniem, które uparcie się tu przewija: czy to mogłoby być kolejna płyta Talk Talk?...

MLWZ album na 15-lecie Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku