Arena - The Cry

Krzysztof Zieliński

O wielkości artysty ze sceny progresywnej nie świadczą wyłącznie techniczne umiejętności gry na instrumencie, czy w operowaniu głosem. Pozwolę sobie nawet na stwierdzenie, że są to często sprawy drugorzędne. Wielkość artysty w rocku progresywnym nie jest także mierzalna nagromadzeniem w utworze niezliczonych muzycznych niuansów, pokroju nagłych zmian metrum, tempa, skali, czy też „matematyczność” utworu. 

Miara kompozytora i artysty progresywnego leży natomiast w jego trosce o utwór, którego naczelnym celem powinno być wywołanie w słuchaczu uczucia obcowania z nieśmiertelnością - z doskonałością, która przetrwa próbę czasu i zachwyci tak samo mocno z każdym kolejnym odtworzeniem.

Ideę troski o utwór perfekcyjnie rozumie Clive Nolan - architekt progresywnego brzmienia i ojciec projektów, w których w sposób najpełniejszy ujęta została koncepcja progresywności zarówno pod kątem stricte muzycznym, jak i lirycznym.

Wydany w 1997 roku krążek pod tytułem „The Cry” zespołu Arena to lśniąca perła zapewniająca dawkę pulsującej błogości. W każdym utworze zawarta jest przestrzenność i atmosferyczność, które pozwalają zerknąć, niczym romantycy, w głąb siebie oraz dać się pochłonąć myślom – tym zarówno euforycznym, jak i melancholijnym.

Początek, zwiastujący spirytualną (pokusiłbym się nawet, że mającą wymiar religijny) podróż, rozpoczyna budujące napięcie syntezatorowe w „Theme” z minimalistycznymi plamami dźwiękowymi chowającym się gdzieś w przestrzeni szumu wznoszącego się wiatru elektroniki. Nagły grzmot chwilowo odrywa słuchacza od delikatnych nut, by zlać się z nimi w jedną całość i otworzyć bramy do właściwej części albumu z przejmującym wokalem Paula Wrightsona…


Pomóż mi, pomóż mi… pomocy

Pozwól nam współdzielić tę nadzieję,
Że przyjdzie nam umrzeć w spokoju,
Podążaj za tym, co z tego powstanie,
Przemierzając korytarze łaski.
„Uwolnij mój lud!”
Tak brzmiał okrzyk, który usłyszałem z daleka,
Powinienem był wiedzieć,
By nie wierzyć każdemu ich słowu…*

(...)
                                                               - Arena – „The Cry”

Zgodnie z informacją zamieszczoną w książeczce dołączonej do wydawnictwa CD płyty „The Cry”, wszystkie utwory z serii „Crying For Help” miały tworzyć jedno dzieło, współgrając ze sobą pomysłem i opracowaniem muzycznym. Ostatecznie posłużyły one jako interludia między „większymi i bardziej intensywnymi” utworami z dwóch wcześniejszych płyt Areny – „Songs From The Lions Cage” („Crying For Help One, Two, Three, Four) oraz „Pride” („Crying For Help V, VI, VII, VIII). Wydawnictwo „The Cry” stanowi więc powrót do pierwotnego pomysłu przy jednoczesnym poszerzeniu idei poprzez nowe aranżacje muzyczne istniejących już wcześniej utworów i „odświeżeniu” całości. W związku z powyższym, pod kątem analizy warstwy dźwiękowej i lirycznej, należy potraktować koncept „Crying…” jako pewne kontinuum trwające przez trzy albumy, mające swoją kulminację i zakończenie w minialbumie „The Cry”…

(...)
Pomóż mi, pomóż mi… pomocy

Jest taka twarz, którą widzę,
Która wpatruje się z desperacją,
Nie ma już gdzie uciec,
Topiąc się w morzu fatum,
Nie uciekaj, nie chowaj się,
Diabeł i tak Cię wszędzie znajdzie,
Nigdy nie powinniśmy byli kłamać,
Grzech zawsze był wśród nas.*
(...)
                                                               - Arena – „The Cry”

Komponowanie spójnego dzieła muzycznego odznaczającego się progresywnością polega na umiejętnym zarządzaniu dynamiką. W pewnym momencie musi nastąpić kulminacja napięcia, by słuchacz nie był zmęczony ciągłym wzrostem intensywności brzmienia, bądź też jego utrzymywaniem się na równym poziomie. Ze względu na gatunek progresywny, wzrosty i spadki napięcia mają miejsce zarówno w wewnętrznej strukturze utworu, jak i albumu. Także budowanie albumów progresywnych, których przesłuchanie od początku do końca nie wymaga od słuchacza żadnego nieusprawiedliwionego wysiłku, wymaga wyważenia fragmentów pełnych sonicznych sensacji z momentami spokoju i lekkości, w trakcie których słuchacz odetchnie, zbierze myśli i przetrawi dotychczasowe wrażenia. Taką właśnie rolę pełnią wstawki „Crying For Help” w pierwszych dwóch albumach Areny między intensywnymi utworami. Zauważyć można jednak, że tak jak dynamiczne i monumentalne brzmienia potrzebują chwil oddechu, by nie zamęczyć słuchacza, tak aksamitne barwy mogą same wypełniać w całości albumy i utwory, bez dudnienia perkusji, jazgotu elektrycznych gitar, czy nieokrzesanych melodii organów.

Album „The Cry” wykorzystuje tę zależność, by wprowadzić słuchacza w inne, spokojne rejestry – te, do których fan rocka progresywnego zazwyczaj przyzwyczajony nie jest…

(...)
Pomóż mi, pomóż mi… pomocy

Ten wybór musi być wolny,
Odpowiedzi nie rosną na drzewach,
Musimy zmierzyć się z naszymi wrogami,
Wierząc w siebie nawzajem,
Nie poddawaj się, nie dawaj za wygraną,
Możesz się na mnie oprzeć, mój przyjacielu,
Przyszłość może nie przyniesie nam szczęścia,
Ale przynajmniej razem polegniemy walcząc…*
                                                               - Arena – „The Cry”

Utwór “The Cry”, będący alternatywną wersją “Crying For Help VII” z albumu “Pride” wprowadza słuchacza w tematykę całego dzieła. Podmiot liryczny uzewnętrznia swoje prośby, nadzieje i pragnienia do bliżej nieokreślonego adresata (Boga?). Prosi o nadzieję, spokojną śmierć, przywołuje błagalny i desperacki krzyk z oddali o “uwolnienie ludu” (od zła?). Dalsza część utworu przywołuje motyw grzechu pierworodnego, który “zawsze był wśród nas” oraz twarz naznaczoną desperacją (oblicze gromowładnego Stwórcy?). Tkwiąc i topiąc się w “morzu fatum”, niemożliwą jest ucieczka czy ukrycie się przed grzeszną i kruchą naturą, gdyż wmawianie sobie swojej czystości nie zmyje ciężaru popełnionego kłamstwa - we should never have lied/the sin was always there.

Niemniej grzeszna natura oferuje także pocieszenie w umiejętności człowieka do wyboru i podążania obraną ścieżką boskiej prawości. Trzecia zwrotka zaznacza, że zmierzenie się z własnymi “wrogami” (słabościami?) dokonać się może w nienaruszonej wierze w siebie samych i siebie nawzajem. Braterstwo daje nadzieję i nawet jeżeli los się nie uśmiechnie w przyszłości, to przynajmniej człowiek poniesie klęskę występując przeciwko złu z otwartą przyłbicą. Emocjonalność całego utworu intensyfikuje wykorzystanie tylko dwóch instrumentów - gitary klasycznej oraz przeszywającego głosu Paula Wrightsona. Pogłos nałożony na wokal wzmacnia wrażenie, jakby błagania o pomoc kierowane były w niebiosa - wiecznie milczące i onieśmielające swoim majestatem…

Obok umiejętnego żonglowania napięciem i dynamiką dzieł progresywnych, kolejną zmienną umożliwiającą otarcie się o geniusz i wybicie ponad przeciętność jest przemyślane operowanie nastrojem. Album “The Cry” balansuje w spektrum między mrocznym gotycyzmem a baśniowością high fantasy.

Utwór “The Offering”, podobnie jak “Fallen Idols” przynależy do zakątka epic fantasy, pełnego magii, czarów, cudów i niezwykłości. Słuchając “The Offering” z zamkniętymi oczami, wyobraźnia sama podsuwa słuchaczowi sielankowe sceny rodem wyjęte z anakreontyków. Błogostan wywołany podskórną świadomością, że obcuje się z tak romantycznym, ekstatycznym, czułym i po prostu pięknym pokazem ludzkich możliwości transkrypcji emocji teleportuje słuchacza do mitologicznej Arkadii, gdzie życie jest prostsze, szczęśliwsze i niepozbawione sensu. 

“The Offering” tłumaczy się jako “propozycja”, “dar”, bądź też “ofiara”... Być może utwór przedstawia wizję i obietnicę zaświatów, zarysowaną bez wypowiedzenia nawet jednego słowa?

Zgodnie z Księgą Rodzaju, Bóg pomieszał języki ludziom i rozproszył ich po świecie za próbę sięgnięcia nieba Wieżą Babel, a jednak muzyka może poruszyć serce każdego wrażliwego człowieka w równym stopniu i pozwala zrozumieć jej przekaz… Podążanie za dogmatem boskim ma sprowadzać pocieszenie, wyzwolenie z okopów śmiertelności i pozwolić współtworzyć królestwo niebieskie - czy w takim razie muzyka jest nośnikiem emocji, idei i wizji którą wybrał Bóg dla ludzkości? Czy muzyka ma w sobie pierwiastek boski przez swoją uniwersalność? Czy muzyka jest drogą dotarcia do Boga i komunikacji z Nim?

Dalsza część albumu to utwór “Problem Line”, będący jednocześnie oryginalną wersją “Crying For Help III” z płyty “Songs From The Lions Cage”. Ten fragment albumu wprowadza atmosferę niepokoju poprzez wędrujący i niemalże syreni śpiew w tle oraz powtarzające się frazy fortepianu. Prosta struktura utworu pozwala wprowadzić pozamuzyczne elementy, ubogacające narrację albumu. Pod koniec utworu pojawia się dźwięk telefonu - po wybraniu numeru, nikt jednak nie odpowiada… Być może pomimo starań, nakreślonej wizji i obietnicy zbawienia, śmiertelnik nie odpowiedział na wezwania Stwórcy?

Następne w kolejności jest w całości gitarowe “Isolation”, w pełni zaaranżowane i skomponowane przez Johna Mitchella (wszystkie utwory oprócz “Isolation” oraz “The Healer” zostały napisane przez Clive’a Nolana oraz Micka Pointera). Utwór ten wyraża nostalgiczną tęsknotę i osamotnienie. W utworze wykorzystany jest, w porównaniu do innych utworów, tylko i wyłącznie jeden instrument - gitara klasyczna, która rozbrzmiewa w dwugłosie. Człowiek-grzesznik snuje refleksje na temat życia i deliberuje sam ze sobą. Ścierają się z nim dwa spojrzenia, kiedy prowadzone melodie na gitarach się na siebie nakładają, jednocześnie uzupełniając i tworząc harmonijną całość. Wątpliwości i sceptycyzm są wpisane w naturę ludzką - może dopiero w zupełnym odosobnieniu oraz wyłączeniu czynników zewnętrznych człowiek jest gotowy zmierzyć się ze swoimi “wrogami”, którzy nie czyhają na nas za każdym rogiem, lecz tkwią w nas samych?

“Fallen Idol” to naturalna kontynuacja “The Offering”, która snuje wizję szczęścia i spokoju ducha. Wznoszące się partie syntezatorowe, niczym fale, okrywają słuchacza rozmarzeniem oraz słodyczą. Bogactwo smaków, którymi częstuje słuchacza “Fallen Idol” oraz powracający, prawdziwie urzekający motyw przewodni mogą sugerować, że człowiek dokonał właściwego wyboru, prowadzącego go na ścieżkę do krainy wiecznej szczęśliwości. Harmonijność utworu wzmaga uczucie beztroski, bezgranicznego optymizmu i spełnienia. “Fallen Idol” to uczucie metafizycznej ulgi i ukojenia po wewnętrznych bataliach, rozterkach i niepewności. Tytułowy “upadły idol” to przezwyciężone problemy codzienności oraz żądze. Nieuzasadnione pragnienia wreszcie odpuściły, by zrobić miejsce czystej radości z życia - może spełnienie nie jest aż tak odległą perspektywą?

Po zaserwowanej błogości wkracza “Guidance” z upiornym szumem (znanym już z “Theme”) i roztaczającą się soniczną mgłą. W trakcie trwania elektronicznego wiatru usłyszeć można krótkie, elektryzujące sekwencje dźwięków, którym po chwili zaczyna towarzyszyć syntezator i wnoszący się chór żeński, a po chwili także niski, męski. Już wysokie napięcie potęguje jeszcze pojawienie się przejmującego śpiewu operowego, na którym słuchacz bezwiednie się koncentruje. Następnie owy śpiew znika na kilka chwil, by ostatecznie powrócić ponownie - tym razem bez udziału chórów. Zasłuchanie kończy się wraz z powolnym wygaszaniem się utworu, który płynnie wpada w kolejny - w “Only Child”...

Kto dokonuje tych wyborów?
Do kogo należy ostatnie słowo?
Kiedy wiedza to coś więcej niż
wiek, czy rozum?
Kto dokonuje tych wyborów,
Do kogo należy ostatnie słowo?
Kiedy samotność to jedyne w co wierzysz?*
(…)
                                               - Arena - “Only Child”

Utwór rozpoczynają delikatne i minimalistyczne frazy na pianinie, które ustępują miejsca kontynuującemu rozważania Paulowi Wrightsonowi. W “Only Child” (będącym nową wersją “Crying For Help IV”  z albumu “Songs From The Lions Cage”), podmiot liryczny głośno zastanawia się nad mechanizmami świata. Jest to człowiek opuszczony - samotność jest jedynym co zna i w co wierzy. Zmiana dynamiki utworu w drugiej zwrotce oraz inna artykulacja głosowa może wskazywać na to, że na rozterki człowieka z pierwszej zwrotki ktoś odpowiada…

(...)
To wszystko jedno,
I powinieneś był to wiedzieć,
To wszystko jedno,
Kiedy Twoje serce lodowacieje, a Ty jesteś sam,
To uczucie, które kiedyś znałem, które nie nosi żadnej nazwy,
Znowu powróciło,
Widzę potępione dusze błagające o pomoc,
Weź mą dłoń,
Przeprowadzę Cię przez sidła i pułapki,
Weź mą dłoń,
Nakarmię Cię i odzieję niczym swoje jedyne dziecko,
Nie ma się czego bać,
Moje dziecko,
Nie ma już nic, co by Cię mogło skrzywdzić!*
(...)
                                                               - Arena - “Only Child”

Podążając za interpretacją religijno-transcendentalną, można odnieść wrażenie, że to właśnie istota wyższa wyciąga swą niebiańską dłoń do człowieka. Istota widzi potępione dusze, ale jednocześnie przypomina sobie, że uczucie, które odczuwa adresat jej odpowiedzi jest jej znane - czyli musiała być kiedyś albo nadal jest człowiekiem... Eteryczny i bliżej nieokreślony byt pragnie przeprowadzić człowieka przez trudności żywota - za nim już nie podąża nic, co by mogło wyrządzić człowiekowi jakąkolwiek krzywdę.

Utwór w ostatniej zwrotce serwuje słuchaczowi jednak pewien zwrot akcji…

(...)
Kto dokonuje tych wyborów?
Do kogo należy ostatnie słowo?
Kiedy wszędzie wokół słyszę odgłosy
błagających o pomocną dłoń,
Kto dokonuje tych wyborów?
Do kogo należy ostatnie słowo?
Kiedy z daleka słyszę jak mówią,
Że to ich nic nie obchodzi, nic nie obchodzi!

A błagają o pomoc... pomóż mi!*
                                                               - Arena - “Only Child”

Zaskakująca konstatacja obnaża ludzką hipokryzję. Ludzie z jednej strony błagają o pomoc oraz wsparcie w trudnych chwilach, lecz z drugiej strony, pomimo wewnętrznych deliberacji i  rozważania nad sensem istnienia, popadają w dekadencję, marazm i otwarcie, z nieuzasadnioną pewnością siebie, stwierdzają, że ich to wszystko “nie obchodzi”. Stwórca, którego dłoń została szczeniacko odtrącona zamilknie na czas następnego utworu - “Stolen Promise”, by powrócić ze swym złowieszczym monologiem w “The Healer”...

“Only Child” wieńczy gościnny występ legendarnego Steve’a Rothery'ego, którego emocjonalne i romantyczne solo gitarowe urzeka, wzrusza i rozładowuje napięcie całej kompozycji.

Przedostatni utwór albumu “The Cry” pt. “Stolen Promise” to kolejny w pełni instrumentalny pokaz wybitnych umiejętności kompozycyjnych Clive’a Nolana i Micka Pointera, którzy w zaprezentowanym albumie spektrum nastrojowości, doskonale balansują między bajkowością i mrokiem. Mistyczne  pejzaże dźwiękowe podszyte tajemniczością ukierunkowują myśli słuchacza do fantazyjnych, strzelistych gotyckich zamków usadowionych gdzieś na wzgórzu smaganym rzęsistym deszczem, znanych z legend i opowiadań. Słuchacz wyobrazić może sobie dekadenckie i wystawne przyjęcia, które się w nich odbywają, w bogato zdobionych salach balowych. Widzi legendarnych rycerzy wkraczających za mury, świat magii i miecza, mityczne stworzenia i epickie pojedynki…

Koncentrując się jednak na tytule utworu w kontekście interpretacji przedstawionej dotychczas, myśli słuchacza mogą także powędrować w stronę emocji człowieka, skazanego już na potępienie i wieczne odrzucenie, ale jednocześnie wolnego od zachcianek kapryśnych stworzycieli. Przez zmyślne żonglowanie nastrojem utworu, można odnieść wrażenie, że człowiekiem tym targają sprzeczne uczucia - z jednej strony stał się on panem własnego losu, oderwanym od sił nie z tego świata, a z drugiej, nawet w chwilach ogarniającej go euforii, jego istnienie podszyte jest niepewnością i zawahaniem. W końcu ludzkie życie to tylko parę dziesiątek lat - może warto stracić ten czas na mglistą obietnicę wieczności, by potem pławić się w świetle nieśmiertelności? Może jednak Pascal w swoim zakładzie zawarł klucz do szczęścia ostatecznego?

Tempus fugit, aeternitas manet (czas płynie, wieczność pozostaje) - rezonują słowa starożytnych…

Zabiorę bogatym i potem zabiorę biednym,
Nie jestem spełniony póki nie zabiorę wszystkiego,
Niech Damokles powróci!
I upuści swój miecz na moją głowę,
Powstanę znowu, raz jeszcze i zatańczę ze śmiercią!

Nie próbuj opuścić mojej splamionej krwią areny,
Możesz się zgubić w tym cyrku głupców,
Będę Ci towarzyszyć kiedy zostaniesz rzucony na pożarcie wilkom!*
(...)
                                                                               - Arena - “The Healer”

Odtrącony Stwórca powraca w pełnym energii i szaleństwa ostatnim utworze “The Healer”, którego energiczny, skoczny i nawet miejscami taneczny nastrój znacząco odbiega od wcześniejszych części albumu. Nabuzowany oraz, jak się okazuje, nikczemny “Uzdrowiciel” prowadzi swój złowieszczy monolog, w którym pokazuje swoją prawdziwą twarz despoty, okrutnika i mściciela. Zabiera zarówno bogatym, jak i biednym. Może robić wszystko, gdyż jego potędze nie grozi i nigdy nie groziło żadne niebezpieczeństwo - by to zwizualizować, przywołuje on mit o pragnącym władzy dworzaninie Damoklesie, nad którym wisiał ostry miecz na pojedynczym końskim włosiu.

“Uzdrowiciel” czeka na każde potknięcie człowieka i pławi się w myśli o przyszłości, w której będzie mógł doświadczyć jego upadku i “byciu rzuconym wilkom”. Traktuje on stworzony przez siebie świat jako “splamioną krwią arenę” oraz uważa, że ci którzy za nim nie podążają, stają się cyrkowymi głupcami, miotającymi się bez sensu, czy celu.

(...)
Jestem Uzdrowicielem - przewodzę ludem nauką i nadzieją,
Jestem Uzdrowicielem - z błyskiem mych rąk,
Rzucę Ci oba końce liny,
Szafuję losem z uśmieszkiem na ustach, serwując placebo,
Nie próbuj uciekać, nie sprzeciwiaj się mojej woli,
Mogę posmakować trucizny,
Mogę dosięgnąć wewnętrznego strachu,
Mogę posmakować zepsucia,
Mogę dosięgnąć wewnętrznego strachu.*
(...)
                                                                               - Arena - “The Healer”

Istota wyższa ma w swoim asortymencie całą naukę i nadzieję, dzięki której przewodzi ludem, jednak człowiekowi w potrzasku “rzuca oba końce liny” oraz daje złudne wrażenie opieki i opatrzności nakreślając ludzkie ścieżki złośliwie się szczerząc. Nie jest jej straszna trucizna, a ludzki strach dosięga z łatwością.

(...)
"O uzdrowicielu" - słyszę jak jęczysz,
"Dlaczego sobie nie pomożesz?",
Lecz Twoja zależność, Twoje uzależnienie,
Jest sekretem mojego zdrowia!

Nie próbuj opuścić mojej splamionej krwią areny,
Może nie chcesz żyć zgodnie z moimi zasadami,
Lecz będę wtedy, gdy zostaniesz rzucony na pożarcie...

Nie próbuj opuścić mojej splamionej krwią areny,
Możesz się zgubić w tym cyrku głupców,
Będę Ci towarzyszyć kiedy zostaniesz rzucony na pożarcie wilkom!

Jestem Uzdrowicielem…*
                                                                               - Arena - The Healer

Ostatnie fragmenty utworu wprowadzają kolejny twist. Okazuje się, że jedynym pokarmem, czy insygniami władzy Stwórcy podtrzymującymi Jego nienaruszalny autorytet jest samowolne uzależnienie się człowieka od niego i wmówienie sobie, że Go potrzebuje. Stworzyciel jest niczym wampir, który żywi się wyssaną energią życiową zagubionych śmiertelników.

Być może w momencie oderwania się od fantazji o zbawieniu, Niebie, Polach Elizejskich, Sądzie Ostatecznym, dogmatach i nieuzasadnionym strachu przed byciem osądzonym przez kapryśnego Odwiecznego, człowiek uzyskuje swobodę wykucia własnego dekalogu prawości oraz zbudowania własnej wizji wszechświata?

Mityczny “Uzdrowiciel” jest więc rzeczywiście ‘trucicielem’, niemającym moralnego prawa do sprawowania rządów, który niczym szalony tyran rzuciłby na pożarcie do swojej zakrwawionej areny wszystkich myślących inaczej…

Przykuta łańcuchem do ziemi postać przedstawiona na okładce siedzi przed trzema obrazami. Pierwszy z lewej i pierwszy z prawej to cover arty pierwszych dwóch płyt zespołu Arena - kolejno: “Songs From The Lions Cage” oraz “Pride”. Natomiast środkowy obraz to “Krzyk” Edvarda Muncha. Jest to fantastyczny smaczek i puszczenie oka w stronę spostrzegawczego odbiorcy tego wybitnego dzieła. Dbałość o detale wyrażona została więc również w oprawie graficznej albumu, dopełniającej perfekcyjnie całość.

“The Cry” autorstwa zespołu Arena to jeden z najpiękniejszych i najbardziej unikatowych dzieł ze sceny progresywnej. Dojrzałość wszystkich utworów składających się na płytę, subtelne nawiązania do innych pozamuzycznych mediów i otwartość na mnogość interpretacji  wskazuje, że twórcy zatroszczyli się o każdy szczegół, komponując album kompletny - z przemyślanymi zmianami dynamiki i napięcia, odpowiednio balansując między baśniowością i gotykiem. Melodie zawarte w albumie, samowolnie uruchamiające wyobraźnię i malujące przed oczami słuchacza impresjonistyczne krajobrazy, wzruszają, poruszają i motywują do zajrzenia wewnątrz siebie.

Piękno, nostalgia i nastrojowość, które wręcz zmieniają teksturę wdychanego powietrza w miejscu, w którym doświadczamy tego dzieła, oczyszcza umysł, a każdorazowe katharsis, które słuchacz przeżywa po wysłuchaniu tej płyty powoduje, że zakochuje się on w niej jeszcze bardziej.

Jeżeli domeną Stwórcy jest muzyka, to na pewno Jego cząstka znajduje się w tym albumie.

 

*tłumaczenia własne

MLWZ album na 15-lecie Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku